50 proc. stypendium za 100 proc. poświęcenia. Niewidoma lekkoatletka Joanna Mazur chce burzyć kolejne mury [Rozmowa]

fot. archiwum prywatne Joanny Mazur i Michała Stawiciego
Choć w ostatnich latach stała się rozpoznawalna, wciąż zmaga się z nierównym traktowaniem. – Nie przestanę walczyć i burzyć murów. Do skutku. Niech kolejne pokolenia mają nieco łatwiej niż my– mówi Joanna Mazur, niewidoma lekkoatletka, czwarta zawodniczka Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio i zwyciężczyni IX edycji Tańca z Gwiazdami.
W maju miną trzy lata od finału telewizyjnego show Taniec z Gwiazdami, który wygrała para Jan Kliment-Joanna Mazur. 32-letnia dziś sportsmenka zachwyciła jurorów i widzów na parkiecie, a przy okazji kilka milionów Polaków poznało trudną historię jej życia. Jej sytuacja poruszyła wiele serc - biznesmen Zbigniew Jakubas podarował jej mieszkanie, a nagroda za zwycięstwo w Tańcu z Gwiazdami została przeznaczona na przygotowania do Igrzysk Paraolimpijskich. Lekkoatletka, która ma na koncie wiele medali mistrzostw Europy i świata w parze ze swoim trenerem i przewodnikiem Michałem Stawickim zapowiadają, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

Joanna Mazur przyszła na świat 13 marca 1990 roku, pochodzi ze Szczucina w Małopolsce. Urodziła się z wadą genetyczną – dystrofią plamki żółtej oka – której nie da się leczyć i operować. Wykryto ją, gdy miała siedem lat, a w wieku dojrzewania zaczęła szybko tracić wzrok. Sport jest jej wielką pasją i towarzyszy przez całe życie, szczególne znaczenie miał w najtrudniejszych momentach. Kiedy wzrok mocno zanikał to właśnie bieganie pomagało jej oderwać się od złych myśli i dawało dużo radości.

W trakcie studiów osiągnęła na tyle wysoki poziom sportowy by dostać powołanie do kadry narodowej. Świetnie spisuje się w biegach średnich. Ma na koncie wiele medali mistrzostw świata i Europy. W ubiegłym roku razem ze swoim trenerem i partnerem (osoba prowadząca ją podczas biegu z pomocą specjalnej opaski) zajęli czwarte miejsce w paraolimpiadzie w Tokio na swoim koronnym dystansie 1500 metrów (klasa sportowa T11). Poziom był bardzo wysoki, ponieważ do medalu nie wystarczył ustanowiony przez nich w tym biegu rekord Europy. Złoci medaliści z Meksyku ustanowili rekord świata.

Po igrzyskach paraolimpijskich nie ukrywaliście, że to może być koniec waszej przygody. Do tego nie doszło, ale dlaczego rozważaliście taki scenariusz?

Joanna Mazur: Chodzi o stypendium, a właściwie dyskryminacyjne przepisy. Niepełnosprawnych sportowców obowiązują takie same kryteria pod względem ilościowym jak pełnosprawnych, choć populacja osób niepełnosprawnych jest kilka razy mniejsza i przepis jest zwyczajnie niejednokrotnie niemożliwy do wypełnienia niezależnie od nas. W biegu na 1500 metrów byliśmy tuż za podium, blisko medalu, ale to – zgodnie z zapisami ustawy o sporcie – oznaczało tylko do 50 proc. stypendium dla sportowców konkurencji indywidualnych z czołowych miejsc 1-8. Jest przepis, że całość stypendium zostaje przyznana, gdy startuje co najmniej 12 zawodników z 8 krajów. W biegu na 1500 metrów tak nie było, więc stypendium jest zmniejszone i wynosi do 50 proc. podstawy za dane miejsce.  

Jest w pani złość z tego powodu?

Oczywiście, bo to jest niesprawiedliwe. To dyskryminacja. Czy w trakcie czteroletnich, a w tym przypadku pięcioletnich przygotowań, kiedy absolutnie wszystko podporządkowaliśmy igrzyskom, dawaliśmy z siebie tylko do 50 procent? Albo na pół gwizdka staraliśmy się w biegu? Nie! I potwierdzi to każdy, kto w tym czasie nam towarzyszył i obserwował naszą pracę.  I to jest niesprawiedliwe. Ponad 300 dni w roku spędzamy na zgrupowaniach i zawodach. Profesjonalizujemy się, a tu takie przepisy, które podcinają skrzydła nawet tym najbardziej wytrwałym. Ale trzeba iść dalej i walczyć o siebie i innych.

Kropla drąży skałę. Trzeba o tym głośno mówić. Jakie jeszcze macie problemy, mury do zburzenia?

Chętnie wyjechalibyśmy na zgrupowania klimatyczne i przygotowywali się w lepszych warunkach, gdy pogoda w Polsce nie sprzyja. Przed nami spore ochłodzenie i kiedy nasz organizm przyzwyczaja się do wyższych temperatur i mięśnie mają komfort do pracy i osiągania wyższych prędkości to nagle wraca zima. W takiej sytuacji wykonywanie treningu na 60- lub 80-metrowej hali jest absurdalne. Ale tu głównie chodzi wysokość nad poziomem morza, na której to zachodzą odpowiednie procesy w organizmach i przekłada się to na wyniki osiągane podczas biegów szczególnie średnio i długodystansowców.

Na przeszkodzie stają finanse?  

Uważam, że nie. Na obóz w Polsce też trzeba dojechać, mieć zapewnione środki na organizację. To kwestia podejścia władz związku. Są niepełnosprawni lekkoatleci, którym wystarczą treningi w Polsce. Taka specyfika dyscypliny lub konkurencji. Dla nas obóz klimatyczny byłby idealnym rozwiązaniem, pełnosprawni biegacze są na „tak”.

Jakie priorytety macie na ten sezon?

W Japonii, w Tokio, mają się odbyć mistrzostwa świata. Impreza jest jednak zagrożona z powodu pandemii. W Polsce zdjęliśmy maseczki i możemy odetchnąć, ale w Japonii tak szybko to się nie stanie. W czasie igrzysk paraolimpijskich widzieliśmy, jak Japończycy są rygorystyczni w tych kwestiach. Czekamy na informacje. W planach mamy także udział w kilku mityngach i serii Grand Prix gdzie będzie można nas spotkać w różnych częściach Polski.

Na jakim etapie treningu jesteście?

Na trudnym i wymagającym gdzie jest duża objętość i dbałość o szczegóły, choć z drugiej strony nie ma etapu bardziej lub mniej przyjemnego. Jest trening do wykonania i trzeba pobiegać tak, by być zadowolonym z jego rezultatów. Satysfakcja i endorfiny są dopiero po oczywiście zaraz po tym jak minie ból głowy, mdłości i ból mięśni. To sport wyczynowy, więc trzeba polubić się z bólem i dyskomfortem, a przy tym czerpać radość z tego co robimy. Trenujemy po trzy razy dziennie, do tego dochodzi fizjoterapia czy sauna. Po całym dniu człowiek pada na twarz. Wieczorem trzeba zrobić jedzenie na kolejny dzień i koniecznie nastawić budzik. Jak tego się nie zrobi, to można mieć niemiłą niespodziankę i zaspać.  Jesteśmy w ciągłych rozjazdach. Albo na zgrupowaniach, albo w Krakowie lub Bełchatowie, czyli moich i mojego przewodnika rodzinnych stronach. To wymaga od nas ogromnego poświęcenia, dobrej logistyki i najchętniej teleportacji, ale i ten temat już rozwiązaliśmy.

Stypendia od państwa nie wystarczają na odpowiednie przygotowanie się i codzienne wydatki. Wszystko podporządkowaliście treningom i startom, więc nie możecie pracować zawodowo. Łatwo znaleźć sponsorów?

To spore wyzwanie, wiadomo w jakiej sytuacji jesteśmy dlatego trzeba szukać dodatkowych środków. Piszemy wiele listów, e-maili. Poświęcamy na to sporo czasu. Większość, niestety, pozostaje bez odpowiedzi. Mam apel, taki nie tylko związany ze mną i sportem: jak otrzymujecie wiadomość, to odpisujcie na nią. Nawet wtedy, gdy nie możecie pomóc.  

Są jednak firmy czy organizacje, które odpisały i jeszcze odpowiedziały pozytywnie na propozycję współpracy.  

O tak! Niedawno otrzymaliśmy od Kia Wadowscy najnowszy model samochodu. Teraz możemy bezpiecznie i bardzo komfortowo docierać na zgrupowania. Ten samochód wiele zmienił na plus, a do tego Kia Wadowscy przekazała nam niewielkie stypendium. Jestem przekonana, że obie strony będą zadowolone z tej współpracy. Oby więcej takich ludzi i firm na naszej drodze.

News will be here