Co złego dzieje się z Wisłą?

fot. Wisła Kraków

W ostatnich tygodniach Wisła nie gra z polotem, który podziwialiśmy na początku roku. Do tego po katastrofalnym występie przeciwko ostatniej drużynie ekstraklasy wróciła do Krakowa bez punktów. Bramkarz Mateusz Lis zwraca uwagę na złe nastawienie zespołu przed spotkaniem z Podbeskidziem Bielsko-Biała.

Biała Gwiazda rozpoczęła rok z dużym rozmachem i zasłużenie była chwalona. Nawet jeżeli traciła punkty, imponowała liczbą stwarzanych sytuacji, celnych strzałów i walecznością. Działała maszyna, której uruchomienie zapowiadał w grudniu trener Peter Hyballa. Po ostatnich meczach powodów do zachwytów było coraz mniej, ale zespół bronił się wynikami, które odwracał na swoją korzyść.

W Lany Poniedziałek, po dwóch tygodniach przerwy, obejrzeliśmy najgorszą Wisłę w krótkiej erze Hyballi. Kibice mieli nadzieję, że po spokojnych treningach drużyna wróci na dobre tory, tymczasem krakowianie zamiast się poprawić – zawalili mecz z ostatnim Podbeskidziem na wielu polach. Przez ponad godzinę nie potrafili trafić w bramkę, źle organizowali się w obronie, nie było też widać charakterystycznej z pierwszych spotkań zaciętości, gdy gonili za rywalami z pianą na ustach.

Jak oldboje

– Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu szokująco słaba. Wychodziliśmy z założenia, że na skrzydłach będziemy w stanie stwarzać sytuacje trzech na dwóch, natomiast zupełnie tego nie robiliśmy. Graliśmy nijako i można powiedzieć, że zaprezentowaliśmy się fatalnie – podkreślał Hyballa.

Niemiec już w 31. minucie ściągnął Davida Mawutora, który „grał wyłącznie do tyłu lub w bok”, a po przerwie na boisku zabrakło Dawida Szota i Jeana Carlosa Silvy.

– W drugiej połowie wprowadziłem Burligę i Starzyńskiego, którzy zagrali w zasadzie dobre spotkanie. Walczyliśmy do końca, wyglądało to nieco lepiej, ale jeśli nie trafiamy z czterech metrów do bramki, to nic dobrego z tego nie może wyniknąć. Rywale dużo biegali i wykazali się - w przeciwieństwie do nas - zaangażowaniem. Wyglądało to bardziej jak spotkanie w wykonaniu oldbojów. W naszej grze było za mało woli. Nasi zawodnicy powinni się zastanowić nad tym występem, a ja jestem po prostu wściekły – nie krył Hyballa.

Znów muszą patrzeć za siebie

Trener powiedział również, że Wisła wróciła do walki o utrzymanie i nie ma co marzyć o szóstym miejscu na koniec sezonu. Po zwycięstwie Podbeskidzia na ostatnim miejscu jest Stal Mielec, która ma dziewięć punktów straty do Białej Gwiazdy. Zagrała jednak jeden mecz mniej, bo w zespole jej przeciwnika – Rakowa Częstochowa – są zakażenia koronawirusem.

Bardzo niezadowolony po kompromitacji w Bielsku-Białej był również Mateusz Lis, który dwa razy musiał wyciągać piłkę z siatki. Jego zdaniem krakowianie wyszli na murawę ze złym nastawieniem. Wykorzystało to Podbeskidzie, które od dawna gra z nożem na gardle i potrzebuje punktów jak tlenu.

– Nie mamy prawa tak grać, bo każde spotkanie trzeba wybiegać i walczyć od pierwszej do ostatniej minuty. W szatni padły mocne słowa i w drugiej połowie zaczęło to wyglądać trochę inaczej, ale szybko straciliśmy bramkę, co wybiło nas z rytmu. Staraliśmy się poszukać swoich okazji, lecz tego dnia praktycznie nic nam nie wychodziło – przyznał 24-letni bramkarz.

– Boli mnie, że nie możemy ustabilizować naszej formy, złapać korzystnej serii i zacząć regularnie punktować – dodał Lis.

Już w piątek krakowianie dostaną szansę na zrehabilitowanie się, ale poprzeczka znacznie pójdzie w górę. Na stadion przy Reymonta przyjedzie Raków.