Dawid Abramowicz: Skończyłem trening u Hyballi z uśmiechem na twarzy, a Tim klęczał

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przygoda Dawida Abramowicza z Wisłą Kraków nie trwała nawet pół roku. Obrońca bardzo szybko wrócił do ekstraklasy w barwach Radomiaka Radom, z którym w piątek przyjedzie na stadion przy Reymonta z zamiarem wygrania piątego meczu z rzędu. – Najbardziej zależało mi na spotkaniu z Peterem Hyballą, który mnie skreślił, ale jego już nie ma – mówi 30-letni piłkarz.

Abramowicz trafił do Wisły jako najlepszy lewy obrońca I ligi. Wcześniej stykał się z ekstraklasą, ale dopiero jako gracz krakowskiego klubu, ponad trzy miesiące po 29. urodzinach, zadebiutował w elicie. W drużynie Artura Skowronka miał być alternatywą dla Macieja Sadloka i często pojawiał się na boisku. Jednak pod Wawelem nie zagrzał miejsca.

– Odchodząc z Wisły, podobnie jak teraz, nie miałem sobie nic do zarzucenia. Na ocenę zawodnika zawsze rzutują wyniku drużyny, a nam wtedy nie szło. Jeżeli zespół punktuje, to jednostki wyglądają lepiej, nigdy odwrotnie. Nie było wyników i krytyka była dosyć duża. Teraz idzie nam jako Radomiakowi i automatycznie wszyscy są chwaleni, nasza wartość jest windowana – mówi Abramowicz w rozmowie z LoveKraków.pl.

Abramowicz: Hyballa się pomylił

U Skowronka, nie licząc kilku minut w debiucie, Abramowicz zaliczył osiem występów od pierwszej do ostatniej minuty. Polskiego trenera zastąpił Niemiec Peter Hyballa i szybko okazało się, że nie widzi obrońcy w drużynie. Wpuścił go trzy razy w końcówkach spotkań. W meczu z Legią Abramowicz krył na „radar” dośrodkowującego piłkarza gości, który zaliczył asystę przy bramce na wagę zwycięstwa Legii.

– To jednak nie po tamtym spotkaniu usłyszałem, że nie widzi mnie w drużynie. Stało się to pod koniec okresu przygotowawczego. Nie ukrywam, że byłem bardzo zaskoczony, bo grałem w sparingach i dawałem argumenty – podkreśla.

O bardzo ciężkich treningach fizycznych Hyballi krążyło wiele informacji. Abramowicz nazywa ja nawet legendami o trenerze-terroryście. Uważa, że był w grupie tych, którzy bardzo dobrze znosili metody Niemca, bo od lat był tytanem pracy i mocny wysiłek służy jego organizmowi.

– Czułem się bardzo dobrze. Liczyłem, że u trenera Hyballi się rozwinę, ale nie było mi to dane. Uważam, że się pomylił, a najlepszą odpowiedzią jest fakt, że szybko wróciłem na poziom ekstraklasy. Zawdzięczam mu jednak odpowiednie przygotowanie do rundy wiosennej w I lidze, kiedy trafiłem do Radomia i przypieczętowaliśmy awans do I ligi – dodaje.

Tim klęczał

Piłkarzem, który nie poradził sobie z obciążeniami Hyballi, był obrońca Tim Hall. Luksemburczyk pożegnał się z Wisłą niespełna dwa tygodnie po podpisaniu umowy. Trener zarzucał piłkarzowi, że był nieprzygotowany, bo słabo wypadł w testach.

– Akurat byłem w grupie trenujących z Timem. Nie trenował miesiąc lub dłużej, miał perturbacje po przechorowaniu koronawirusa i nie spodziewał się, że ktoś od razu wrzuci go do takiego bębna. Zszedłem z boisk o własnych siłach i z uśmiechem na twarzy, a Tim klęczał i mówił, że jest cholernie ciężko. Wydaje mi się, że na początku można go było potraktować lżej – mówi Abramowicz.

Obrońca Radomiaka jest w tym sezonie nie do zdarcia, rozegrał wszystkie mecz od początku do końca i strzelił jednego gola. Defensywa beniaminka straciła 13 bramek, dwa razy mniej od Wisły. W niedzielę zespół prowadzony przez Dariusza Banasika wygrał po raz czwarty z rzędu i zajmuje wysokie, piąte miejsce.

– Naszą siłą jest kolektyw. Nakręcają nas kolejne treningi i mecze. Mamy w składzie zawodników, którzy chcieliby coś osiągnąć w swojej przygodzie z piłką, która – jak wiadomo – nie trwa wiecznie. Zapewniam jednak, że twardo stąpamy po ziemi – mówi Abramowicz.

Zakwas z buraka i kisiel

Gdy przed laty miał problemy z anemią i brakowało mu sił, odkrył moc soku z buraka. A dokładnie zakwasu, z którym się nie rozstaje. Wypije go także przed piątkowym meczem z Wisłą, podobnie jak kilku kolegów z szatni Radomiaka. W przerwie posili się... kisielem.

– Gdy grałem w drużynie Młodej Ekstraklasy Śląska Wrocław nie miałem dużo pieniędzy, a po żelach energetycznych zapewnianych przez klub bolał mnie brzuch. Postawiłem więc na kisiel, który był tanim zamiennikiem i jest najlepszym paliwem. Przeczytałem o tym na forum, kisiel chwalił pewien maratończyk. Pamiętam, jak w Wiśle Kuba Błaszczykowski zrobił wielkie oczy i pytał o co chodzi. W Radomiaku moim tropem poszedł Karol Angielski i nie ma problemu ze skurczami, a potrafi przebiec w meczu prawie 12 kilometrów – podkreśla.

Abramowicz jest przesądny. Najpierw zakłada lewego buta, na boisko wchodzi lewą nogą. Skoro jego drużynie ostatnio idzie, to i smaku kisielu nie zmieni. – Ostatnio królują owoce leśne – uśmiecha się.

W Krakowie chętnie przywita się z każdym, kogo poznał w czasie gry dla Wisły, a wciąż jest częścią klubu. – Najbardziej zależało mi na spotkaniu z Peterem Hyballą, który mnie skreślił, ale jego już nie ma. Szkoda – kończy lewy obrońca.


News will be here