Derby Krakowa. Kapitan, który mało ryczy, dużo drużynie daje

Janusz Gol i Jakub Błaszczykowski fot. LoveKraków.pl

Rocznik 1985, kręta droga do ekstraklasy, uznanie w zagranicznej lidze, lider na boisku i w szatni. Kapitanów Cracovii i Wisły – Janusza Gola i Jakuba Błaszczykowskiego – wiele dzieli, ale łączy też niemało.

3 marca 2020 roku. Cracovia podejmuje przy Kałuży Wisłę. W składzie gości dwóch niespełna 35-letnich piłkarzy: w środku pola Janusz Gol, na prawym skrzydle Jakub Błaszczykowski.

Dwa powyższe zdania to fikcja, choć niewiele brakowało, by podczas wtorkowych derbów tak właśnie było. By Kuba i Gol zagrali w jednej drużynie. Latem 2018 roku Maciej Stolarczyk szukał do Wisły środkowego pomocnika i kusił Gola, który po upadku jego rosyjskiego klubu rozglądał się za nowym pracodawcą.

Mistrz Polski z Legią ostatecznie nie dał się namówić dawnemu koledze z GKS-u Bełchatów. Z Reymonta co chwilę dochodziły informacje o problemach pozasportowych, do tego sam piłkarz liczył jeszcze na oferty spoza Polski. Później Gola kusił Michał Probierz. Pomocnik najpierw odmówił, ale kiedy odebrał telefon od samego Janusza Filipiaka, zmienił zdanie.

W Wiśle nikt nie miał wątpliwości, że gdy Błaszczykowski wróci – co obiecał, gdy wyjeżdżał – z zagranicznych wojaży, zostanie kapitanem. Rafał Boguski oddał mu opaskę, którą wcześniej nosiły inne legendy: Radosław Sobolewski i Arkadiusz Głowacki. Gol wcześniej nie był związany z Pasami. Wszedł do szatni, którą po głośnym odejściu Miroslava Covili miał dowodzić Michał Helik. Obrońca sobie nie poradził i Probierz zabrał mu opaskę. Na nowego kapitana namaścił Gola. Decyzja ta dość szybko się obroniła, a nawet okazała się strzałem w dziesiątkę.



Co dzieli

Gola i Błaszczykowskiego dzielą dziś przede wszystkim Cracovia i Wisła, 100 meczów więcej Wiślaka w reprezentacji i większy dorobek Kuby za granicą. Gol nawet nie zbliżył się do gry w finale Ligi Mistrzów, ale w Rosji zapracował na miano bardzo dobrego zawodnika. Wszystkim wyjeżdżającym ostatnio hurtowo z ekstraklasy zawodnikom trzeba życzyć, by wracali do kraju z taką opinią i liczbą występów.

Kapitan Cracovii cieszy się dobrym zdrowiem. Z najpoważniejszą kontuzją zmagał się w czasach, gdy marzył o ekstraklasowych stadionach. Wtedy w krótkim odstępie czasu dwukrotnie złamał kość śródstopia. Kuba stracił kawałek kariery w gabinetach lekarzy i fizjoterapeutów. Urazy zawsze go „szukały”, a do tego jako skrzydłowy, który w karierze wykonał tysiące zrywów, mocno wyeksploatował swoje mięśnie. Nie jest przesadne zdanie krążące w Wiśle, że mięśnie lidera są pospinane agrafkami.

Co łączy

Długa jest lista różnic. Ta z podobieństwami wcale nie jest krótsza. Obaj pochodzili ze sportowych rodzin. Matka i ojciec Gola grali w siatkówkę w niższych ligach, ale on uparł się na piłkę. Kuba miał w rodzinie znanego wujka, który w 1992 roku wywalczył wicemistrzostwo olimpijskie. Później, tak jak Jerzy Brzęczek, był kapitanem kadry.

Błaszczykowski i Gol nie od razu trafili do wielkiej piłki. Choć skrzydłowy debiutował w ekstraklasie trzy miesiące po 19. urodzinach, musiał bardzo walczyć, by jego marzenia nie prysły. Do Białej Gwiazdy przychodził przecież z czwartoligowego KS Częstochowa, a wcześniej słyszał, że się nie nadaje.

Choć wujek miał kontakty, Kuba odbijał się od ściany. Miał być zbyt wątły, by zaistnieć w profesjonalnej piłce. W końcu jego talent dostrzegł pracujący w Wiśle Werner Liczka. Biała Gwiazda ubiegła wtedy Lecha Poznań i bardzo na tym zyskała. Dwa lata później Błaszczykowski był już w Dortmundzie, a na konto Wisły wpłynęły od Niemców trzy miliony euro.

Gol postanowił, że będzie utrzymywał się z piłki, choć w pewnym momencie wydawało się, że zwariował. Gdy ówczesna dziewczyna, dziś żona Dorota, zapytała 22-latka dostającego 400 złotych stypendium za grę w czwartoligowej Polonii/Sparta Świdnica, co zamierza robić, jeżeli nie wyjdzie mu w piłce, odpowiedział: – Nie wiem, bo ja... i tak będę grał w piłkę – przypominał niedawno w „Przeglądzie Sportowym”.

Kapitan Cracovii miał szczęśliwe dzieciństwo. Nie musiał, jak Kuba, mierzyć się z sytuacją, gdy ojciec zabija ci matkę. Obaj jednak nigdy nie przestali gonić za marzeniami, jednocześnie mając świadomość, że nic nie dostaną za darmo. Gol, by się utrzymać, rozwoził gazety i pomagał ojcu, który pracował w wykończeniówce. Był na testach w Śląsku Wrocław, ale ich nie zdał, bo nie był... wychowankiem klubu.

W końcu po przyszłego mistrza Polski z Legią i ośmiokrotnego reprezentanta Polski (występów mógł mieć dużo więcej, jednak kolejni selekcjonerzy nie chcieli go powołać nawet na zgrupowanie) sięgnął GKS Bełchatów. Anonimowym zawodnikiem skauta Brunatnych Jana Złomańczuka zainteresował Jarosław Solarz, klubowy kolega Gola. I tak trafił do Bełchatowa, gdzie w ekstraklasie zadebiutował trzy miesiące przed 23. urodzinami.


Kapitan nie musi być krzykaczem

Błaszczykowski jest dla Wisły pomnikową postacią. Ważny jest nie tylko na boisku, ale również odgrywa rolę w wyprowadzaniu klubu na prostą. To jego ludzie rządzą dziś w gabinetach przy Reymonta. Gol, najlepszy ligowiec 2019 roku według tygodnika „Piłka Nożna”, nie musi drżeć o przyszłość Pasów, ale po zakończeniu kariery na pewno będzie długo i dobrze wspominany.

W obu klubach nazywają ich kapitanami przed duże „K”. Nie muszą dużo mówić i krzyczeć, by mieć respekt oraz pozytywny wpływ na grę zespołu i młodych zawodników.

– Janusz poza boiskiem nie jest gadułą, ale ma cechy przywódcze, które są przydatne dla zespołu – mówi Probierz.

– Kuba jest kapitanem ze świetnym wyczuciem. Dobrze czuje momenty, gdy trzeba się spiąć i podejść odpowiedzialnie do tematu. Przelewa to później na zespół – tłumaczy 17-letni Aleksander Buksa z Wisły.

W powiedzeniu „Krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje” jest sporo prawdy. Z kapitanem zespołu jest podobnie. Czasem zamiast podniesionego głosu wystarczy dobra rada czy banalne poklepanie po plecach. Kapitan przede wszystkim sam musi dawać dobry przykład. Błaszczykowski z Golem dają go na co dzień.


News will be here