Ekstremalne tory rowerowe do legalizacji? Miasto jasno stawia sprawę

fot. pixabay.com

Rowerzystom, którym marzy się stworzenie miejsca do trenowania zjazdów, skoków czy akrobacji powietrznych, miasto mówi: „nie na naszym terenie”. Z drugiej strony, nie zamierza ingerować w już wybudowane przez nich tory. Przynajmniej do czasu.

Nie jest tajemnicą, że w paru miejscach w Krakowie są ekstremalne tory do jazdy na rowerze. To tam amatorzy własnymi rękami budują wzniesienia, hopki czy rynny. Jedne „trialsy” służą do zjazdów, drugie do skoków i akrobacji powietrznych. Zazwyczaj tworzone są w lasach, bez żadnych formalności czy zgód zarządców terenu.

Środowiska rowerowe chciałyby to zmienić. Twierdzą, że w innych miastach sportowcom udało się porozumieć z urzędnikami. W grę wchodzi nie tylko możliwość spokojnej realizacji swojego hobby, ale również pewność, że nikt nie zniszczy lat pracy, jakie zostały włożone w konkretny tor.

Temat dość dobrze zna Piotr Kempf, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej. Jak twierdzi, urzędnicy długo szukali możliwości zalegalizowania toru, który powstał m.in. w parku Lotników Polskich, ale do tego nie doszło.  – Teren został uprzątnięty – mówi Kempf.

Według szefa ZZM doświadczenia z innych miast pokazują, że tego typu inicjatywy są trudne do zaakceptowania ze względu bezpieczeństwo. – Była taka trasa w Rzeszowie, ale doszło do śmiertelnego wypadku 14-latka – przypomina.

– Właśnie z takich powodów my jako miasto nie chcemy tego robić. Ciężko jest w razie wypadku ustalić kto jest za to odpowiedzialny – tłumaczy.

Piotr Kempf przekonuje, że nie ma wątpliwości co do umiejętności zawodowców lub amatorów, którzy robią to latami. Problem pojawia się, gdy na taki tor wjeżdżają dzieci lub całkowici nowicjusze.  – Odpowiadamy za tereny miejskie i za to, co się na nich dzieje. Dlatego np. na Zakrzówku nie można nurkować na własną rękę, tylko jest firma, która tam operuje – mówi.

Dyrektor ZZM zaznacza, że nie ma woli niszczenia pracy tych osób. Jednak w przypadku, gdy komuś stanie się krzywda albo pojawi się znaczna liczba skarg, urzędnicy zainterweniują. Jednak póki jest spokojnie i nikt nie traci zdrowia, nie zamierzają wjeżdżać koparkami i wyrównywać terenu.

– Bardzo dużo zależy od samych rowerzystów – dodaje Piotr Kempf.

News will be here