Garguła nie spodziewał się miłego przyjęcia

Łukasz Garguła w barwach Wisły fot. LoveKraków.pl

Maciej Stolarczyk zanotował pierwszą trenerską wygraną w ekstraklasie, a Wisła w dwóch meczach u siebie pokazała, że problemy finansowe klubu nie muszą oznaczać rozpaczliwej walki o ligowy byt na boisku. Łukasz Garguła cieszył się z powrotu na stadion przy ulicy Reymonta, ale liczył, że jego zespół nie przegra.

Miedź przegrała przy Reymonta 1:2, ale wiślacy nie mogą mówić, że zdobyli trzy punkty po łatwym meczu. – Ostatnia interwencja Michała Buchalika uratowała nam wygraną. Widzieliśmy sporo ciekawych fragmentów gry w naszym wykonaniu. To cieszy, bo Miedź była dobrze zorganizowanym zespołem i skutecznie utrudniała nam założony przez nas styl gry – przyznał opiekun Białej Gwiazdy.

Walka o Wasilewskiego

Przy wyniku 2:1 Stolarczyk postawił na 18-letniego Patryka Plewkę, który zadebiutował w ekstraklasie. Po pomocniku było widać tremę, trudno było się mu odnaleźć na boisku i pokazać z tak dobrej strony jak w przedsezonowych sparingach.

– Patryk zasłużył sobie pracą w okresie przygotowawczym i na każdym treningu. To był dobry moment na debiut, bo jego i cały zespół nieśli kibice – uważa Stolarczyk.

Pod znakiem zapytania stał występ Marcina Wasilewskiego, który zaczął trenować dopiero w środę. Trener podziękował sztabowi medycznemu, że postawił weterana na nogi.

Sparaliżowani?

Miedź jest beniaminkiem, ale w składzie ma wielu doświadczonych zawodników. Dwóch z nich w przeszłości występowało w krakowskim klubie. Wojciech Łobodziński grał od początku.

– Zaczęliśmy mecz jak nie my. Atmosfera na stadionie trochę nas przytłoczyła. Z biegiem czasu zaczęliśmy się pokazywać z dobrej strony i przy odrobinie szczęścia mogliśmy wyciągnąć remis – uważa kapitan Miedzi, który Wisłę opuścił w 2011 roku i nie spełnił oczekiwań.

Łukasz Garguła po raz ostatni zagrał dla Białej Gwiazdy na początku czerwca 2015 roku. Gdy w drugiej połowie piątkowego meczu zmieniał Petteriego Forsella, prawie dziesięć tysięcy kibiców mocno biło mu brawo i skandowało jego nazwisko.

– Nie spodziewałem się, to była dla mnie miła niespodzianka. Pamiętali, że spędziłem tu trochę lat – cieszył się 37-letni zawodnik.

Podobnie jak Łobodziński, uważa, że Miedź przespała pierwszą połowę. – Niepotrzebnie się cofnęliśmy – ocenia Garguła.

Aktualności

Pokaż więcej