Jak Jan Paweł II pomógł wygrać Cracovii z Legią

Po prawej trener Wojciech Stawowy fot. LoveKraków.pl

Pasom idzie z Legią jak po grudzie. W Warszawie ostatni raz pokonali mistrzów Polski w 1951 roku. U siebie jest tylko trochę lepiej, bo na trzy punkty z Legią przy Kałuży czekają 13 lat. – Nie zanosi się na przełamanie – przewiduje Łukasz Surma, uczestnik meczu z 2005 roku, który w 90. minucie nie wykorzystał rzutu karnego. Kolejne spotkanie obu drużyn w sobotę o godzinie 20.30 w Krakowie.

Takie spotkania zdarzają się raz na kilkadziesiąt lat lub jeszcze rzadziej. Mecz Cracovia-Legia z 10 kwietnia 2005 roku toczył się w wyjątkowym klimacie, bo osiem dni wcześniej zmarł Jan Paweł II, który nigdy nie ukrywał swojego przywiązania do Pasów. Przed meczem odśpiewano jego ulubioną „Barkę”, była też modlitwa.

– Do dziś świetnie pamiętam ten dzień, bo kilka dni wcześniej doszło do pojednania – niestety krótkiego – kibiców Cracovii i Wisły. Atmosfera była szczególna, podniosła. Można było odnieść wrażenie, że kopanie piłki nie jest najważniejsze – wspomina krakowianin Łukasz Surma, wychowanek Wisły, który grał wtedy w Legii.

Niesamowite ostatnie minuty

Kiedy wydawało się, że rywalizacja na grząskim

boisku zakończy się podziałem punktów, zaczęły się dziać „cuda”. – Jestem święcie przekonany, że za zwycięstwem mojego zespołu stał święty Jan Paweł II. Byliśmy z nim bardzo związani, bo trzy miesiące wcześniej odwiedziliśmy go całą drużyną w Watykanie. Wymodliliśmy tą wygraną – podkreśla trener Wojciech Stawowy, który prowadził krakowian w tym meczu.

W 90. minucie ręką w polu karnym Cracovii zagrał jej obrońca Michał Świstak. Do piłki podszedł Łukasz Surma, ale nie strzelił gola. Kopnął tak źle, że bramkarz Marcin Cabaj pewnie złapał piłkę toczącą się po murawie.

– Zdarzyło się, trudno. Pamiętam, że przez tydzień nie miałem lekko. Kibice Legii mi to wypominali – wspomina Surma, dla którego był to jedyny karny wykonywany na ekstraklasowych boiskach.

Po obronie Cabaja dziewięć tysięcy kibiców Cracovii bardzo się ucieszyło, ale w szał wpadli chwilę później. Artur Boruc źle wybił piłkę i posłał ją pod nogi Marcina Bojarskiego. Napastnik ruszył na bramkę, minął bramkarza i dał Pasom zwycięstwo. Obrońca gości Jakub Rzeźniczak chwycił piłkę i ze złości z całych sił posłał ją w trybuny. A Bojarski zdjął pasiasty trykot, podbiegł do linii, uklęknął i złożył ręce jak do modlitwy. Później z dumą paradował po stadionie w białej koszulce z napisem „Dziękujemy za wszystko, Ojcze Święty”.

Remis będzie sukcesem

Od tamtego pamiętnego dnia Cracovia mierzyła się z Legią 25 razy – nie wygrała żadnego spotkania i tylko pięć razy zremisowała. Ostatni punkt z tym rywalem zdobyła w grudniu 2011 roku.

– W sobotę nie zanosi się na przełamanie Pasów. Legia dobrze zaczęła ten rok i niezwykle trudno krakowianom będzie zatrzymać jej ofensywne trio Eduardo, Hamalainen, Niezgoda. Przy Kałuży zawsze grało nam się z nimi trudniej niż w Warszawie, ale Legia powinna zdobyć trzy punkty – uważa Surma.

Stawowy wierzy, że każda seria kiedyś się kończy, choć w przypadku pojedynków Cracovii z Legią powtarza  to już od 13 lat. – Życzę trenerowi Probierzowi, by uzyskał mój wynik z 2005 roku, choć będzie bardzo ciężko. Remis trzeba będzie uznać za sukces gospodarzy – mówi były szkoleniowiec drużyny z ulicy Kałuży.

Początek sobotniego meczu o godzinie 20.30. Poprowadzi go sędzia Bartosz Frankowski z Torunia.