Jakub Kosecki: Cracovia, sięgając po mnie, trafiła okazję [Rozmowa]

Jakub Kosecki fot. Cracovia.pl
– Nie negocjowaliśmy w sprawie pieniędzy, przystałem na pierwszą propozycję klubu. O przyszłości i nowych warunkach będziemy rozmawiać latem. Dla mnie najważniejsze było, że umowa jest tylko do końca sezonu – zdradza w pierwszym wywiadzie po debiucie w Cracovii Jakub Kosecki.

Cracovia w końcu zdecydowanie wygrała spotkanie. Po 3:0 w Chojnicach i awansie do półfinału Pucharu Polski odczuł pan, że to może być przełom i do końca sezonu nie będzie już tak źle?

Jakub Kosecki, skrzydłowy Cracovii: To był jeden z tych meczów, kiedy mogliśmy więcej stracić niż zyskać. Awans był naszym psim obowiązkiem. Wiedzieliśmy jednak, że Chojniczanka sprawiła wcześniej niespodziankę i dobrze przygotowaliśmy się piłkarsko i mentalnie. Po pierwszym golu złapaliśmy luz, regularnie zaczęliśmy pokazywać, że w tej drużynie jest jakość. Obyśmy szli do przodu. Występ w Chojnicach jest promyczkiem nadziei.

Wywalczony rzut rożny, po którym za chwilę Pelle van Amersfoort zdobywa bramkę, potem asysta przy drugim trafieniu Holendra i udział w akcji zakończonej przez Daniel Pika. Był pan wyróżniającą się postacią.

Jestem zadowolony, choć nie czuje się jeszcze w stu procentach gotowy na grę w pełnym wymiarze. Do zmiany czułem się bardzo dobrze. Czasem jest tak, że adrenalina i pozytywne czynniki pomagają ci pozostać dłużej na murawie. Uważam też, że jak zespół gra dobrze, to zawodnikowi łatwiej jest podciągać się do dobrego poziomu.

Zależało mi, by pomóc w zmianie, by w Cracovii coś ruszyło. W czasie treningów widzę, że mamy naprawdę dobrych piłkarzy. Chcemy obronić Puchar Polski i jak najszybciej zapewnić sobie utrzymanie, o które taki zespół w ogóle nie powinien drżeć! 

Dlaczego Cracovia? Była pierwsza?

Kiedy wypłynęły informacje, że rozwiązuję umowę z klubem Adana Demirspor Kulübü w Turcji, zaczęły się telefony. Jedne propozycje były konkretne, inne mniej. Po rozmowie z trenerem Michałem Probierzem wiedziałem, że muszę podjąć szybką decyzję. Ważne jest, gdy czujesz, że szkoleniowiec cię chce. Do tego lubię wyzwania, a tych do końca sezonu w Krakowie nie zabraknie. Potem były oferty z Azerbejdżanu i Chin, ale ja byłem już przekonany do Cracovii.

Pana ojciec, Roman Kosecki, grał w koszulce w pasy Atletico Madryt. Pan dobrze czuje się w biało-czerwonych barwach?

Nie pierwszy raz gram dla klubu, który ma pasiaste stroje. Nieco większe biało-czerwone pasy mieliśmy w Łódzkim Klubie Sportowym, gdy awansowaliśmy do ekstraklasy. Te same barwy dla swojego klubu Kosy Konstancin wybrał ojciec. Dobrze mi z tymi kolorami.

Powrót do Legii Warszawa, gdzie spędził pan najlepsze lata i zdobywał mistrzostwa, lub Śląska Wrocław nie wchodził w grę?

Nie chcę mówić, co mogło się stać, a się nie stało. Jestem w Cracovii, która ma ciekawy zespół, cele i spełniła mój podstawowy warunek. Nie chciałem umowy dłuższej niż do końca sezonu, co dla innych klubów stanowiło problem. W Krakowie przystali na moje warunki i jesteśmy po słowie z prezesem i trenerem, że latem Pasy będą miały pierwszeństwo w negocjacjach, jeżeli uznamy, że warto kontynuować współpracę. Kolejna umowa musi być dłuższa, razem z rodziną potrzebuję stabilizacji.

Różnice kulturowe są jednak duże

To prawda, ale można się przyzwyczaić. Z ręką na sercu mówię, że czułem się pełnoprawnym członkiem społeczności Adany. Na początku niepotrzebnie porównywałem miasto do Warszawy i Wrocławia, gdzie jest lepsza infrastruktura i cywilizacja na drodze.

Wsiadając do samochodu czuł pan, że pojęcie kultura jazdy jest dla miejscowych obce?

To było szaleństwo. Były trzy pasy: do jazdy w lewo, prosto i w prawo. Jestem na środkowym, a nagle kierowca ze skrajnego prawego bez kierunkowskazu skręca przed tobą w lewo! Normą było pięć aut na trzech pasach, wciskanie się. Kiedyś mijałem pięcioosobową rodzinę jadącą na motorze bez kasków.

Żona i synek są już z panem?

Zostali w Turcji. Tam jest piękna pogoda i przylecą do Polski, gdy zrobi się cieplej. To też pokazuje, że moje słowa o mentalnym zniszczeniu nie dotyczyły codziennego życia. Chodziło mi o mój status w drużynie. Męczyłem się, przeżywałem to, że nie gram i nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Prywatnie było rewelacyjnie – bliscy obok, słoneczko.

Sporo mówi pan o swojej rodzinie.

Bardzo się cieszę, że szybko wziąłem ślub, urodził mi się syn. Żona bardzo namawia na kolejne dziecko. Ja też chcę, ale powiedziałem, że musimy jeszcze trochę poczekać, bo teraz nie wiemy, gdzie będziemy za kilka miesięcy. Latem chcę podpisać dłuższą umowę i wtedy możemy myśleć o powiększeniu rodziny.

Podobno nikt tak nie zmienia piłkarza jak jego żona. Prawda?

Ola wiele wniosła do mojego życia, szczególnie w kwestiach rodzinnych zmieniłem pogląd na pewne sprawy. Rodzina mnie jednak nie ogranicza, nie jestem zamknięty w klatce i mam na wszystko zakazów. Posiadamy z żoną podobne charaktery, te same zainteresowania. Uzupełniamy się.  Jesteśmy razem od ponad 12 lat, 7 po ślubie, a codziennie czuję jakbym na nowo ją poznawał. Mamy cudownego synka, ale nie jest tak, że dawnego Jakuba Koseckiego nie ma.

Pana powrót do Polski wzbudził wiele komentarzy. Zawsze bywał pan kontrowersyjny.

Nikt nie może mi zarzucić braku chęci i poświęcenia w pracy. Ludzie zwracają na mnie uwagę, bo jestem barwny i mam swoje zdanie. Doszedłem do wniosku, że sam możesz sobie zaoferować najwięcej, inni nie będą w stanie. Każdy jest niepowtarzalny, nie ma drugiej takiej osoby. Mam swoje zasady. Czego bym nie zrobił, zawsze ktoś nie będzie zadowolony. Najważniejszy jest mój komfort, moja rodzina i by życie nie uciekało mi przez palce.

Trudno było rozwiązać umowę z tureckim drugoligowcem?

Znam swoją wartość, mam twardy charakter i nie pozwoliłem sobie, by ktoś mi coś zabrał. Negocjowałem twardo. W końcu do dyrektora sportowego czy prezesa zadzwonił ojciec, o którym w Turcji wciąż pamiętają, i prezes chyba się przestraszył. Rozmowy o rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron nabrały tempa. Klub zachował się bardzo dobrze, jeszcze tego samego dnia miałem na koncie wszystkie pieniądze.

Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale Cracovia, sięgając po mnie, trafiła okazję. W tym momencie najważniejsza były dla mnie treningi z zespołem. Nie negocjowaliśmy w sprawie pieniędzy, przystałem na pierwszą propozycję klubu. O przyszłości i nowych warunkach będziemy rozmawiać latem.

Pyta pan ojca o zdanie, czy już przeciął pępowinę? W końcu w tym roku skończy pan 31 lat.

Nie konsultuję z nim moich wyborów. Mówił mi, żeby nie iść do Turcji, bo tam różnie bywa, ale postawiłem na swoim. Nie grałem dużo, ale finansowo to inna liga. Z tatą mamy identyczne charaktery, lubimy żartować i postawić na swoim. Nasze rozmowy o życiu czy piłce bywają barwne.

Czytał pan książkę „Kosa. Niczego nie żałuję”?

Kupiłem i przeczytam, choć raczej nic mnie nie zaskoczy. Gdy jest okazja, siadamy z tatą przy mocniejszym trunku, więc znam te wszystkie historie z jego barwnego życia. Na razie książka jest w Turcji i żona poznaje teścia (śmiech).

Unika pan mediów społecznościowych?

Zmieniłem podejście. Instagram czy Facebook są dla mnie zbiorem sztuczności, wielkiej ściemy. Rozumiem, że influenserzy jakoś muszą zarabiać, ale to zaczyna przekraczać wszelkie granice.  Często mamy z żoną niezły ubaw i nie chcemy postępować tak samo, pokazywać wszystkim swojego życia. Ludzie dodają piękne fotki, a potem spotykasz ich na żywo i jesteś w szoku, że to ta osoba! Chętnie udzielam wywiadów, więc kto chce mnie poznać, ma okazje. Życie prywatne zostawiam dla rodziny i przyjaciół. Oni wiedzę o mnie całą prawdę.

W polskim Internecie i mediach narobił pan przez lata trochę szumu.

Jestem tego świadomy, ale żyję zgodnie z własnymi przekonaniami i hejt na mnie nie wpływa. Gdy trzeba – pracuję. W odpowiednim czasie imprezuję i nikomu nic do tego. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy jest odpowiedni moment. Mam już 30 lat. Za chwilę będzie 40, 50, 60. Chcę mieć co wspominać na starość.

Znalazłem pana prywatne konto na Facebooku. Pisze pan, że „God is Great (Bóg jest Wielki). To się nie zmieniło?

Jestem głęboko wierzący, ale w kościele bywam rzadko. Mam swoje powody, o których nie chcę publicznie mówić. Bóg jest dla mnie bardzo ważny, modlę się przed każdym wyjściem na boisko.