Kamil Wojtkowski: Długo szukałem dobrej drogi

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Było wokół mnie za dużo szumu. Czasem przychodzi nuda i do głowy wpadają różne pomysły – mówi 22-letni pomocnik Wisły, który przez 2,5 roku nie pokazał pełni ogromnego talentu. Jego umowa z klubem wygasa po sezonie.

W ekstraklasie zadebiutował cztery miesiące przed 17 urodzinami. Ze Szczecina szybko wyjechał do Niemiec. W sezonie 2016/2017 dwa razy siedział na ławce beniaminka i późniejszego wicemistrza Bundesligi – RB Lipsk. Kilka innych szans na debiut odebrało mu złamanie nogi, po którym nie było już śladu, gdy na początku lipca 2017 roku podpisał umowę z Wisłą.

Gonzalo Feio pracował z Wojtkowskim w grupach młodzieżowych Legii. Gdy pomocnik wracał do Polski, Portugalczyk był asystentem prowadzącego Wisłę Kiko Ramireza. – To jeden z najbardziej utalentowanych zawodników swojego pokolenia w kraju – mówił Feio.

Wojtkowski był materiałem na przyszłą gwiazdę ligi. Kibice byli zachwyceni – pod informacją o transferze Wojtkowskiego wielu pisało komentarze, że może być piłkarzem na miarę Jakuba Błaszczykowskiego.

Złe nastawienie

W 2,5 roku rozegrał w zespole z ulicy Reymonta 64 mecze, strzelił cztery gole i miał dwie asysty. Miał kilka przebłysków i sam zdaje sobie sprawę, że pokazał zdecydowanie za mało.

– Nie zamierzam nikogo oszukiwać. Wynikało to z mojego złego nastawienia. Były sygnały z klubu, artykuły. Ogólnie za dużo szumu, który nie pozwalał skupić się na najważniejszym, czyli piłce – nie ukrywa.

Wojtkowski był bardzo aktywny w mediach społecznościowych. Jeżeli zawodnik nie zawodzi, kibice przymykają oko na zamieszczane wpisy. Gdy piłkarzowi nie idzie, aktywność w sieci jest obracana przeciwko sportowcowi.

Burzę wywołało zdjęcie piłkarza w mocnym makijażu. Wojtkowski dostał w klubie reprymendę, by uważał na to, czym dzieli się ze światem. Portale plotkarskie miały używanie.

– Nie powtórzyłbym takiego zdjęcia w internecie. Z drugiej strony wiem, że było to wyrażenie mojej osobowości. Lubię sobie pożartować, podobnie jest w życiu wielu młodych kobiet i mężczyzn. Czasem przychodzi nuda i wpadają różne pomysły. Trudno znaleźć złoty środek, bo jak ktoś chce o tobie napisać coś złego, to i tak to zrobi – przyznaje.

Nowy etap

Uważa, że zamknął pewien etap. Widać, że w sieci jest dużo ostrożniejszy, ale zmiany poszły dużo dalej.

– Długo szukałem dobrej drogi. Jestem przekonany, że wiele sytuacji wydarzyło się po to, bym w końcu poukładał sobie prywatne sprawy i zaczął iść w dobrą stronę. Poukładałem prywatne sprawy, przygotowałem podłoże, by zawsze w stu procentach być gotowy na trening i mecz – zapewnia.

Od kilku tygodni współpracuje z psychologiem. Odkrywanie siebie i aspektów, które nas ograniczają, jest dziś w sporcie na porządku dziennym. Wojtkowski długo myślał, by udać się do specjalisty, ale podjęcie męskiej decyzji zajęło mu trochę czasu.

– Dowiaduję się o sprawach, o których nie miałem pojęcia. Dużo rozmawiamy, dostaję filmy i książki motywacyjne oraz psychologiczne. Uczę się, jak radzić sobie ze stresem, jak w dobrym kierunku rozładować złą energię, by odgonić negatywne myśli: co będzie, jak nie trafię, co się stanie, gdy źle podam? – tłumaczy młodzieżowy reprezentant Polski.

Tu i teraz

Wojtkowski przechodzi przemianę. Jak się zakończy, trudno powiedzieć, ale przed nim ważne miesiące. Z końcem sezonu wygasa jego umowa. Zimą w klubie byli prawie pewni, że nie opłaca się jej przedłużać, ale zawodnik ma czas to zmienić.

– Na rozmowy o przyszłości przyjdzie czas. Ja skupiam się na piłce, resztą zajmuje się mój menedżer – ucina rozmowy o szansach na przedłużenie kontraktu.

2020 rok zaczął w podstawowym składzie, zagrał w dwóch meczach i zdobył bramkę przeciwko Jagiellonii. W niedzielę nie zagra z Koroną Kielce, bo uzbierał cztery kartki. Cieszy się, że w końcu bez problemów przepracował okres przygotowawczy. Wcześniej przyciągał problemy – przegryzł sobie język czy uderzył głową w słupek.

– Świetnie się czuję fizycznie. W 80. minucie mogę biegać tak samo jak w 20. W środku przygotowań przyszedł zaplanowany kryzys formy, a potem zgodnie z planem odpaliliśmy na Jagiellonię. Mamy nowy plan w defensywie, który przynosi efekty. Powoli zapominamy o jesiennej serii porażek – mówi.

Żółta, nie czerwona

Ostatni mecz z Zagłębiem mógł skończyć przedwcześnie. W drugiej połowie sfaulował Bartosza Slisza i sędzia zastanawiał się, czy nie pokazać mu czerwonej kartki. Skończyło się na żółtej.

– Oglądałem na spokojnie tę sytuację i zostałbym przy decyzji sędziego. Nie chciałem zrobić rywalowi krzywdy, to była sytuacja 50 na 50, walka o piłkę. Poślizgnąłem się na niej i noga poszła w stronę żeber. Wytłumaczyłem to sędziemu i po konsultacji z VAR-em uznał, że tak właśnie było – mówi „Wojo”.

News will be here