Michał Mak: Syn może zostać architektem, ale na wszelki wypadek kupiłem już 10 piłek [Rozmowa]

fot. Krzysztof Porębski

– Bracia Makowie po raz kolejny udowodnili, że wszystko robią razem. Nawet dzieci spłodziliśmy w tym samym roku. Jakby ktoś pytał, to nie pomagaliśmy sobie – śmieje się Michał Mak, skrzydłowy Wisły Kraków.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Jak to jest być tatą?

Michał Mak, piłkarz Wisły: To fantastyczne uczucie, chyba najpiękniejsze na świecie. W dniu porodu radość była nie do opisania. Pierwszy rozegrany mecz czy strzelony gol nie mają się co równać. To piękny cud natury. Dzień i noc mógłbym w kółko na niego patrzeć, nosić, bawić się z nim. Każdy dzień jest inny. Cieszę się, że Franek jest już z nami w domu i tworzymy rodzinę.

Mateusz, Twój brat bliźniak, też nie próżnował.

Marcelinka przyszła na świat dwa miesiące temu. Bracia Makowie po raz kolejny udowodnili, że wszystko robią razem, nawet dzieci spłodziliśmy w tym samym roku. Jakby ktoś pytał, to nie pomagaliśmy sobie (śmiech).

U nas ostatnio rodziły się same kobiety – mam cztery siostrzenice, które bardzo nam z bratem kibicują, a Mateusz też ma córeczkę. Mówiłem im ostatnio, że w końcu pokazałem, jak się „robi” synka.

Miałeś okazję uczestniczyć w porodzie? Przez koronawirusa są różne obostrzenia.

Miałem to szczęście, że przywitałem synka na świecie, przeciąłem pępowinę. Udałem się z drużyną do Bełchatowa na mecz z Rakowem, ale w niedzielę rano dowiedziałem się, że narzeczonej odeszły wody. Wtedy wziąłem klubowy samochód i pojechałem do szpitala w Krakowie. Synek urodził się o godzinie 17:10. Śmiałem się, że chciał zobaczyć nasz mecz, który zaczynał się 20 minut później.

Trudno było się skupić na trasie?

Trzy godziny za kółkiem to nie jest mało, ale trzeba być w takich sytuacjach opanowanym. Starałem się nie pędzić, bo wiemy, ile tragedii codziennie rozgrywa się na drogach. Cały czas byłem też w kontakcie z narzeczoną, by ją wesprzeć. Tylko kobiety wiedzą, co przechodzą, jaki to ból.

Nie będziesz wybierał synowi zawodu i mówił, by został piłkarzem?

Nie będę, ale na wszelki wypadek kupiłem mu już chyba 10 piłek (śmiech). Niedawno mieliśmy sesję zdjęciową i piłek nie zabrakło, więc na pewno od małego będą mu towarzyszyć. Franek może zostać architektem, ale nie ukrywam, że moim małym marzeniem jest, by poszedł w moje ślady. Chciałbym jednak, by od małego uprawiał sport, bo rozwijanie przez sport jest słuszną drogą.

Nasze dzieciństwo i obecny czas na dorastanie to przepaść. Mieliśmy biedniej, ale chyba lepiej.

Dziś praktycznie wszystko kręci się wokół Internetu, komórek, tabletów. Mieliśmy z bratem jedną piłkę i cały dzień graliśmy na asfalcie. Mama rzuciła kanapkę przez okno, zjadło się i szło dalej. Teraz dzieci mają dużo większe pole do popisu, ale na orlikach zamiast młodych widać oldbojów.

Cieszysz się już na święta?

To będzie specjalny czas, bo pierwszy raz z Mateuszem zasiądziemy przy stole z naszymi pociechami. Dojdą kolejne prezenty, ale my bardzo lubimy ten czas z najbliższymi.

Porozmawiajmy o mniej przyjemnych sprawach. Dlaczego praktycznie nie grasz?

Nie jest to łatwa sytuacja, powiem więcej – bardzo trudna. Nie tak wyobrażałem sobie ten sezon, ale cały czas walczę. Uważam, że nie jestem słabszy od innych zawodników na moją pozycję. Czekam na szanse, ale jest ich bardzo mało. Zobaczymy, czy doczekam się kolejnych. Jestem przekonany, że wykorzystałbym je, gdybym dostał więcej czasu. Nie marudzę, nadal ciężko trenuję, i liczę, że w ostatnich czterech trudnych meczach uda mi się wybiec na boisko.

Zgodzisz się, że występ w feralnym meczu z KSZO oddalił Cię od składu? To spotkanie długo odbijało się Wiśle czkawką.

Tamten występ uderzył w każdego. To była kompromitacja, która nie miała prawa się wydarzyć. Później dostawałem coraz mniej szans, do tego doszły problemy zdrowotne i ta runda jest poszarpana.

Michał Mak wróci do formy i zacznie grać częściej?

  • 75,9%
  • 24,1%