Obrońca Cracovii: Bez powodu nie wypadłem ze składu [Rozmowa]

Dawid Szymonowicz gra w Cracovii od sierpnia. Na zdjęciu drugi od lewej fot. cracovia.pl

Dawid Szymonowicz przyszedł do Cracovii, by więcej grać, i to mu się udało. W ostatniej dobrej serii drużyny nie ma jednak udziału, bo siedzi na ławce. – Najważniejsze było utrzymanie, niezależnie od personaliów. Pewne rzeczy mogłem zrobić lepiej – mówi 26-letni zawodnik.

Szymonowicz do końca sezonu jest wypożyczony z Jagiellonii Białystok. Kontrakt z klubem z Podlasia obowiązuje go do 30 czerwca przyszłego roku, ale Cracovia ma opcję pierwokupu. Wciąż nie wiadomo, czy środkowy obrońca zostanie w Krakowie i – jak mówił w jednym z wywiadów o częstej zmianie klubów – przestanie skakać z kwiatka na kwiatek. Jego przyszłość ma się wyklarować w najbliższych dniach. W sobotę Pasy czeka ostatni w tym sezonie mecz na wyjeździe z Lechią Gdańsk.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Cieszy się pan, że możecie powoli zamykać ten sezon?

Dawid Szymonowicz: To najtrudniejszy czas, odkąd gram w piłkę. Wszystkie te wydarzenia, gdy ktoś wypadał na dzień lub dwa przed meczem z powodu covidu, były bardzo męczące. Ja uniknąłem zakażenia lub przechorowałem bezobjawowo, ale inni nie mieli tyle szczęścia, więc trudno było o stabilizację formy. Ograniczony kontakt z dziennikarzami, brak tej całej otoczki, gra bez kibiców negatywnie odbiły się na jakości meczów, które powinny być widowiskami.

Za panem udział w dwóch meczach derbowych, ale to była tylko ich namiastka.

Grałem w pierwszym meczu, w rewanżu siedziałem na ławce, ale tak naprawdę nie miałem prawdziwych derbów Krakowa. Bez kibiców o to trudno.

Trener Michał Probierz od prawie roku powtarza, jak negatywnie na drużynę wpłynęły ujemne punkty. Dość szybko, w trzech kolejkach, odrobiliście straty. Rzeczywiście trzeba przywoływać minut pięć punktów jako ważny argument popierający tezę, dlaczego ten sezon był daleki od oczekiwań?

Przychodząc do Cracovii wiedziałem, na co się piszę. Sytuacja była jasna i starałem się do niej przygotować. Nie jest łatwo, gdy zbierasz punkty, a ciągle jesteś z tyłu, musisz gonić. Nasz mental na pewno ucierpiał.

Z Lechią i Warta Poznań zagracie bez presji. Trener liczy, że pokażecie dobrą piłkę, bo wygraliście już walkę o utrzymanie.

To był najważniejszy cel na drugą część sezonu. Ciszę się, że mimo nie najlepszego położenia, przed dwoma ostatnimi meczami dla nas wszystko jest już jasne. Pierwsza połowa przeciwko Górnikowi była naprawdę bardzo dobra, ale nie udało się szybko zamknąć meczu z powodu nieskuteczności. Teraz powinno być spokojniej.

To, żadne zaskoczenie, że mieliście pod górkę, skoro brakuje wam skutecznego napastnika i łatwo traciliście bramki. W czterech ostatnich meczach ten drugi element udało się znacząco poprawić, ale pana kosztem, bo wypadł pan ze składu.

Utrzymanie było nadrzędnym celem, więc środki i ustawienie personalne to drugorzędna sprawa. Drużyna jest najważniejsza, a trzeba przyznać, że w środku Ivan Marquez i Matej Rodin spisują się bardzo solidnie.

Ostatni raz zagrał pan w przegranym półfinale Pucharu Polski. Czuł pan w ostatnich tygodniach, że z formą nie jest najlepiej?

Każdy analizuje swoją grę i widzi potknięcia, więc tym bardziej zauważył je trener. Raków nie stworzył wiele sytuacji, ale popełniłem błąd i padła bramka. Takie jest życie, bez powodu nie wypadłem ze składu.

Przez większość sezonu grał pan jednak regularnie i jeżeli chodzi o minuty – to najlepszy czas w karierze.

Jestem w miarę zadowolony, choć gdy człowiek traci miejsce na boisku, to wie, że kilka rzeczy mógł zrobić lepiej.

 

 

Aktualności

Pokaż więcej