Dotąd słabe występy tłumaczył presją lub grą „bardziej sercem niż głową”, ale zawsze bronił piłkarzy i dziękował im za walkę. Po fatalnym występie przeciwko Legii Warszawa nie miał wyboru i po raz pierwszy przeprosił kibiców za to, co musieli oglądać. – Zagraliśmy źle, nie chcę szukać żadnych wymówek – mówił Joan Carrillo po porażce Wisły z mistrzem Polski.
Kibice Białej Gwiazdy mieli przed tym meczem duże nadzieje i tłumnie stawili się przy Reymonta. 23 156 widzów to najlepsza frekwencja na meczu Wisły w tym roku i trzecia w sezonie po jesiennym meczu z Legią (33 000) i sierpniowych derbach z Cracovią (25 523).
Bez wymówek
Fani zdawali sobie sprawę z ograniczeń i braków w swoim zespole, ale mieli w pamięci niedawne zwycięstwo na Łazienkowskiej i problemy, których mistrzom Polski również nie brakuje. Mimo wszystko goście zagrali w Krakowie dojrzalszą piłkę. Wyłączyli z gry Carlitosa (jeden strzał i zero udanych dryblingów) i nie pozwolili Wiśle rozwinąć skrzydeł, gdy przez ponad 30 minut miała jednego zawodnika więcej. Gospodarze byli w niedzielę bezradni.
– Jestem rozczarowany. Przepraszam kibiców za to, co zobaczyli na boisku. Oni byli w niedzielę najlepszym zawodnikiem Wisły. Zagraliśmy źle, nie chcę szukać żadnych wymówek. Przegraliśmy, bo prezentowaliśmy się tak, jak chciał przeciwnik – wskazywał przyczyny porażki Joan Carrillo.
REKLAMA
Mówił, że Wisła popełniła za dużo błędów, chciała grać górą, a posyłała piłki dołem. Nie potrafiła złamać defensywy Legii. – Muszę przyznać, że była silniejsza – stwierdził 52-latek.
Hiszpan musiał improwizować, bo na ławce nie miał ani jednego obrońcy. Dlatego gdy na początku spotkania kontuzję odniósł Matej Palcić, na prawą obronę posłał skrzydłowego Martina Kostala, który w lidze ostatnio wystąpił na początku września.
– Do momentu kontuzji spisywał się bardzo dobrze – uważa trener.
Mecz z mistrzem Polski był jedenastym pod wodzą Carrilli. Krakowianie wygrali i przegrali po trzy, a pięć zremisowali, co daje zaledwie 1,27 punktu na spotkanie.
Dotąd bronił piłkarzy
Gdy wcześniej Wisła zawodziła, trener zawsze bronił swój zespół i dziękował z walkę. Nigdy też nie przepraszał, choć powody do takich słów miał. Np. w 30. kolejce, gdy krakowianie tylko zremisowali z ostatnią w tabeli Sandecją. Wtedy mówił o presji, która towarzyszyła walce o grupę mistrzowską.
Gdy po strzelonym golu Lechowi piłkarze stanęli i ponieśli porażkę 1:3, tłumaczył, że „grali bardziej sercem niż głową, ale nie mam do nich pretensji, bo naprawdę się starali”.
W niedzielę nikogo nie bronił. O presji nie mógł mówić, bo jej nie ma. Nie dziękował też za walkę. – Zabrakło jej, w meczach ekstralasy trzeba dużo więcej walczyć – przyznał napastnik Zdenek Ondraszek.