Prezes Wisły Marzena Sarapata na razie "gasi pożary" [Rozmowa]

Marzena Sarapata fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Wychodzą sprawy, które trzeba „na już” załatwić i staramy się to robić. Pewnych tematów nie chcemy przekładać na później. Chciałabym mieć komfort pracy i być na bieżąco. Po tym, co się działo w ostatnim miesiącu, nie mogę być, bo w tak krótkim czasie to jeszcze niemożliwe – mówi w pierwszej rozmowie po objęciu funkcji prezesa Wisły Kraków Marzena Sarapata.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Jak logicznie wytłumaczyć, że Jakub Meresiński kupił Wisłę?

Marzena Sarapata, prezes Wisły Kraków: Rzeczywiście już na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się to trudne do zrozumienia. Tego typu pytanie należałoby jednak skierować do innych osób. Dla nas najważniejsze jest to, w czyich rękach klub znajduje się obecnie i w jakim kierunku pragniemy, aby zmierzał jego rozwój.

Wielu twierdzi, że porwała się Pani z motyką na słońce.

Gdybym tak myślała, to nie podjęłbym się tego wyzwania. Szybko musiałam podjąć ważną decyzję, czy stawić czoła tej wymagającej misji, czy też jednak nie. Pytanie o porywanie się z motyką na słońce zostałoby skierowane do każdego nowego prezesa. Ktoś musiał objąć to stanowisko, by spółka mogła funkcjonować.

Kiedy dostała Pani propozycję?

W środę wieczorem. Nie mogę powiedzieć, że długo się zastanawiałam, skoro w piątek został ogłoszony skład nowego zarządu. Rekomendacja zarządu Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków była dla mnie logiczna,  dlatego też podjęłam wyzwanie. Nie mogłam podjąć innej decyzji. Choćby dlatego, że Wisła jest mi bardzo bliska. Powiedzenie „nie” oznaczałoby, że nie interesuje mnie przyszłość naszego klubu.

Przed Panią było wielu prezesów, którzy sobie nie poradzili. Na przykład Robert Gaszyński chciał wprowadzić do klubu standardy korporacyjne. Jak chce Pani budować Wisłę?

Jeszcze za wcześnie na szczegółową odpowiedź na to pytanie. Teraz skupiamy się na „gaszeniu pożarów”, wywołanych sytuacją z ostatnich tygodni. W tym momencie nikt nie zastanawia się nad wprowadzaniem ładu korporacyjnego. Pewne dobre obyczaje zostały wprowadzone przez byłych prezesów i  do tej pory właściwie funkcjonują. Modelami zarządzania spółką zaczniemy zajmować się później. Teraz musimy dojść do porozumienia z dotychczasowymi sponsorami i kontrahentami, by odzyskać ich zaufanie. Na tym zależy nam najbardziej. Kolejne priorytety to nowi sponsorzy i poprawa wyników drużyny.

W piątek mówiła Pani o zainteresowaniu sponsorów. Kiedy doczekamy się konkretów? Słychać głosy, że sponsorem na koszulki może zostać Lyoness.

Wiele osób - w tym także biznesmeni i duże firmy - chce pomóc Wiśle. Sytuacja została wyjaśniona i to nam pomaga. W TS-ie mamy szereg sekcji i tam przewija się niemały pakiet sponsorski. Sponsorom proponujemy zbiorczy pakiet, bo Wisła znów jest jedna, wróciliśmy do korzeni. Ludzie wiedzą, że jest normalnie i TS musiało tak postąpić. Nie ustajemy w tym, by rozmawiać z firmami, ale biznes też sam puka do naszych drzwi. Pakiety sponsorskie będziemy szyć na miarę. Jesteśmy otwarci, nie mamy sztywnych reguł. Każdy może zostać sponsorem Wisły Kraków.

Kiedy będą pierwsze efekty?

Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu będziemy mogli podać dobre wiadomości.

Szukacie inwestora, który byłby chętny wykupić część akcji?

Każda opcja jest rozważana, ale w tej chwili nie ma takiego tematu. Wówczas TS miałoby kluczowy głos.

Zarząd nie będzie powiększony?

Na razie nie ma takich planów i potrzeby. Musimy iść w oszczędności, a nie narażać klub na większe koszty. Być może w przyszłości, gdy zajdzie potrzeba reformy, nastąpią zmiany. W tej chwili musimy wszystko uporządkować…

Dużo tego bałaganu jeszcze zostało?

Wszystko wychodzi teraz, „w praniu”. O większości spraw wiedzieliśmy. Inne  kwestie pojawiają się na bieżąco, z dnia na dzień mamy lepszy ogląd na sytuację klubu. Wychodzą sprawy, które trzeba „na już” załatwić i staramy się to robić. Pewnych tematów nie chcemy przekładać na później. Chciałabym mieć komfort pracy i być na bieżąco. Po tym, co się działo w ostatnim miesiącu, nie mogę być, bo w tak krótkim czasie to jeszcze niemożliwe.

Kibice pytają, jak mogą wspomóc klub oprócz przychodzenia na mecze. Wiadomo, że na piłkarską spółkę datków wpłacać nie wolno.

Prawo rzeczywiście zabrania nam przyjmowania takiej pomocy. Pamiętajmy jednak, że właścicielem jest TS, które jest stowarzyszeniem. Jeżeli kibic chce pomóc, to może przelać pieniądze na konto TS Wisła i chociaż pośrednio wspomóc klub. Najlepszą formą pomocy piłkarskiej Wiśle jest jednak kupowanie biletów i liczne wspieranie drużyny z trybun, ewentualnie zakup pamiątek w sklepie klubowym.

Rok temu zorganizowany został mecz „Gwiazdy dla Białej Gwiazdy”. Podobne inicjatywy wchodzą w grę?

Na pewno. Jesteśmy otwarci na wszystkie pomysły. Będziemy rozmawiać.

Na nowo do zbudowania jest marketing. Kto będzie się tym zajmował? Jaki jest plan?

Zdajemy sobie sprawę z tego, że kibice oczekują zmian. Wyjście frontem do kibica ma być bardzo widoczne. Fani muszą wiedzieć, że Wisła jest dla nich. Klub bez kibica nie będzie istniał. Sponsorem są także kibice, to nie są ludzie obcy. Na początek musimy odbudować zaufanie.

Kiedy spotkanie z przedstawicielami miasta w sprawie stadionu?

Chcemy, by doszło do niego jak najszybciej. To jest jedna z  najważniejszych kwestii.

Kilka dni temu zapłaciliście kilkaset tysięcy złotych raty za wynajem.

Potwierdzam te informacje. Myślę, że pole do rozmów już teraz jest szersze niż było.

Przed meczem ze Śląskiem Arkadiusz Głowacki zwrócił uwagę na podziały wśród kibiców. Były bardzo widoczne podczas piątkowego meczu.

Bardzo zależy mi na jedności wśród kibiców, ale za to, przynajmniej bezpośrednio, nie jest odpowiedzialny prezes. Choć z naszej strony będziemy podejmować wszelkie możliwe działania, aby skupić fanów wokół tego, co najważniejsze - Wisły Kraków, która jest przecież jedna.

Czyli zauważa Pani te zgrzyty?

Będziemy starali się monitorować sytuację dotyczącą klubu we wszystkich kluczowych aspektach.

Była Pani na ostatnim meczu? Tam te zgrzyty było widać i słychać.

Oczywiście. Nie wyobrażam sobie, żeby bez ważnego powodu mogło mnie zabraknąć na którymkolwiek spotkaniu naszej drużyny.

Spotkała się już Pani z przedstawicielami SKWK?

Cały czas jesteśmy w kontakcie, chcemy współpracować. Oni organizują wiele wartościowych akcji, ale o tym się nie mówi. Sensacja lepiej się sprzedaje. Chcemy wspierać to, co dobre i to nagłaśniać. W mojej ocenie bywa po prostu tak, iż złe rzeczy, które robią pojedyncze osoby, są przypisywane stowarzyszeniu.

Pamięta Pani co SKWK napisało po spotkaniu z Jakubem Meresińskim? Twierdzili, że są spokojni o klub po rozmowie z byłym już właścicielem.

Każdy może się pomylić.

Wracając do piątkowego meczu. Kibice z młyna mają taką swobodę na stadionie, że pod koniec pierwszej połowy część z nich przeszła do sektora A, by wymieniać się obelgami z kibicami Śląska?

Ja tego nie widziałam. Jeżeli ktokolwiek wszedł na tę trybunę, musiał mieć na nią bilet. Skoro jednak pojawiają się takie sygnały, będziemy wyjaśniać sytuację ze służbami porządkowymi.

Problem w tym, że tych postawnych panów do końcowych minut pierwszej połowy nie było tam widać…

Każda osoba, która przebywała na tej trybunie, musiała mieć bilet. To, że jakaś grupa weszła przed przerwą mogło wynikać z tego, że w trakcie meczu były jeszcze kolejki po bilety. Dostawałam zdjęcia ludzi stojących po wejściówki. Z tego, co mi wiadomo, nie było żadnej agresji.

Jeżeli wyzywanie i bluzganie nie jest agresją, to rzeczywiście nie było.

Trudno odnosić mi się do czegoś, czego bezpośrednio nie miałam okazji dostrzec. Oczywiście zależy nam na tym, by zachowania agresywne na naszym stadionie nie występowały lub jeśli to nierealne, by przynajmniej zostały ograniczone do minimum.

Przed meczem wiceprezes Daniel Gołda zapewniał, że pozycja trenera Wdowczyka nie jest zagrożona. Po 1:5 ze Śląskiem opinia zarządu jest taka sama?

Nic się nie zmieniło. Rozmawialiśmy chwilę po meczu, ale to nie był dobry moment na dłuższe dyskusje. W najbliższym czasie usiądziemy i będziemy prowadzić konkretne rozmowy. Chcemy wspólnie dojść do tego, dlaczego drużyna osiąga tak słabe wyniki.

Przed nami ostatnie dni okienka transferowego. Za Mączyńskiego, Guzmicsa i Ondraszka były oferty. Kogoś z tej trójki uda się sprzedać?

Transfery lubią ciszę. Mamy jeszcze trochę czasu i zobaczymy co się wydarzy.

A ewentualne wzmocnienia? Dziś „Gazeta Krakowska” informuje o negocjacjach z Pawłem Widanowem.

Nie komentujemy spekulacji transferowych.

Wobec piłkarzy klub ma dwumiesięczne zaległości. Jak planujecie je uregulować?

Ze względu na intensywne pierwsze dni, trudno mi szczegółowo odnieść się do rozmiarów ewentualnych zaległości, koncentrowaliśmy się na bardzo wielu kwestiach. Pragnę jednak podkreślić, że regularne wypłacanie pensji drużynie to nasz priorytet.

Co chce Pani przekazać kibicom, sponsorom?

Kibicom dziękuję za obecność na ostatnim meczu i nieocenione wsparcie dla klubu, drużyny. Piątkowe spotkanie potwierdziło, że mamy tysiące prawdziwych fanów, całym sercem oddanych Wiśle Kraków. Sponsorów zapraszam do współpracy. Mamy wielki klub z tradycjami, wspólnie możemy sobie pomóc.