Prezes Wisły: Zarabiam najniższą krajową [Rozmowa]

Rafał Wisłocki, prezes Wisły Kraków fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Każdy najbliższy mecz może być ostatnim w aktualnej roli – mówi Rafał Wisłocki. W wywiadzie poruszamy wiele kwestii związanych ze spółką i Towarzystwem Sportowym.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Był faul Marko Kolara przed bramką Krzysztofa Drzazgi w meczu z Cracovią?

Rafał Wisłocki, prezes Wisły: Gol mógł nie zostać uznany, ale sędzia zdecydował inaczej i trudno z nim dyskutować. Może uznał, że to starcie nie miało dużego znaczenia dla tego, co wydarzyło się później? Czasem też trudno odczytać dynamikę sytuacji. Wydaje się, że ktoś tylko dotknął rywala, a się okazuje, że było to mocne pociągnięcie. Pomyłki są wkalkulowane w sport, nawet jeżeli jest VAR.

Odetchnął pan z ulgą po tym meczu?

Każdy przynosi wiele emocji, ale w derbach tętno tak skacze, że nie potrafiłbym sobie tego wyobrazić. Między 70. a 90. minutą nie byłem w loży, ponieważ wraz z innymi osobami w klubie natychmiastowo zareagowaliśmy na zachowanie fanów Cracovii. Potem sytuacja się uspokoiła, ale na boisku było gorąco i ostatnie minuty śledziłem prawie na klęczkach.

Kibice Wisły się cieszą i część z nich w mediach społecznościowych wbija szpilki trenerowi Michałowi Probierzowi. On nie pozostaje dłużny i jednej osobie odpisał na Twitterze: „Skończy się czas, że będą wam wszyscy współczuć i trzeba sobie będzie radzić. O mnie się pan nie martwi, jeszcze was trafię w momencie, gdzie będzie najbardziej bolało”.

Nie chcę się do tego odnosić. My skupiamy się na naszej pracy, każdy jest kowalem swojego losu.

Kibicom Cracovii udało się wnieść flagę „Jude Gang”, choć zapowiadaliście, że  kontrole będą bardzo dokładne.

I były, przyjechał uznany specjalista odpowiadający za bezpieczeństwo na lotniskach i w innych ważnych miejscach w tym kraju. Nie pozwoliliśmy wnieść pelerynek, bo wiemy, że utrudniłyby identyfikację osób, które mogły się zachowywać niezgodnie z regulaminem stadionu. Podjęliśmy dobrą decyzję.

Wspomniana flaga została wszyta w inną, większą. Musielibyśmy ją rozpruć, co mogłoby się skończyć protestem pod stadionem. Ostatecznie kibice Cracovii odpalili pirotechnikę i spalili flagę Widzewa - innego klubu, którego kibice mają dobre relacje z naszymi.

W odpowiedzi na to część osób z sektora C zaczęło śpiewać o palących się Żydach.

Nie słyszałem kilkunastu sekund wspomnianej przyśpiewki, gdyż byłem zajęty obrazkami, które działy się wtedy w sektorze gości. To było kilkadziesiąt osób. Pan to słyszał na żywo?

Dopiero w materiałach po meczu.

Większość kibiców też nie zwróciła uwagi, dobrze zareagował spiker, który zagłuszył te słowa. Redakcja kibiców Cracovii akurat była w tym momencie pod sektorem C. Skorzystano z tego i pojawił się kontrowersyjny materiał filmowy [zmontowane fragmenty okrzyków z meczu z archiwalnymi scenami zagłady Żydów – przyp. red.]. Przez 90 procent czasu meczu ze strony Wisły było to kibicowsko dobre widowisko.

Jarosław Królewski zapowiedział, że Wisła chce edukować i nie popiera wspomnianych zachowań. Wykonaliście już przelew na 50 tysięcy złotych dla Muzeum Historii Żydów Polin?

Omówimy to w czwartek. Zarząd i rada nadzorcza spotka się z przedstawicielami jednej z instytucji zajmującej się kultywowaniem kultury i tradycji żydowskiej. Musimy odpowiednio przemyśleć temat, bo zależy nam, by akcja edukacyjna przyniosła jak najlepszy efekt.

Kilka lat temu na turniej organizowany przez akademię, tak zwaną „Grabkę”, przyjechała Benfica Lizbona. W wolnym czasie zabraliśmy ich do Auschwitz. Później mówili mi, że było to ich najcenniejsza lekcja historii.

Kiedy się pan dowiedział, że jednak będzie zorganizowany doping? Kilka dni przed derbami był pan umiarkowanym optymistą.

Dopiero w dniu meczu. Bardzo się ucieszyłem, przedstawiciele „Ultra Wisła” wykonali kawał dobrej roboty. Jest szansa, że w meczu z Legią będzie podobnie. Wśród kibiców wyłonili się liderzy, z którymi możemy prowadzić dialog. W niedzielę chcemy się pokazać z jak najlepszej strony, bo spotkanie pokaże również TVP2.

Skierowaliście do sądu pismo, w którym żądacie od byłej prezes zwrotu ponad pół miliona złotych.

Do 31 marca powinniśmy uregulować należności wobec pracowników licencyjnych, a prezes jest jednym z nich. Zadaliśmy więc sobie pytanie: uregulować zaległości wobec pani Marzeny czy sprawdzić zgodność z literą prawa przyznanej jej podwyżki. Przestudiowaliśmy dokumentację i uznaliśmy, że możemy podważyć dużo elementów. Więcej będziemy wiedzieć, gdy ze sprawą zapoznają się odpowiednie organy.

Takich wniosków może być więcej?

Rozpatrujemy sprawy indywidualnie. Pracownicy mieli swoje umowy i powierzone zadania. Analizujemy umowy innych osób, które w poprzednich latach pełniły funkcje w zarządzie.

Jesteście spokojni o licencję?

Dokumentacja za poprzedni okres jest jasna i nie spodziewamy się, by coś mogło nam uprzykrzyć życie. Regularnie spłacamy zobowiązania wobec byłych piłkarzy i trenerów, którzy kiedyś byli na liście płac. Największym wyzwaniem jest prognoza finansowa na kolejny rok. Musimy przekonać PZPN i Ekstraklasę  SA, że będziemy w stanie dalej funkcjonować. Stworzyliśmy dobre relacje z miastem i rozmawiamy o stadionie.

Pan wciąż pracuje społecznie?

Moja funkcja i związany z nią zakres pracy nie pozwala, by cały czas pracować w takim formacie. Po analizie prawnej uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie umowa zlecenie i najniższa krajowa stawka. Jak sobie prześledzę wydatki, to większość i tak wydaję na klub. Spółka pokrywa koszty moich wyjazdów, mam służbowy samochód.

Wrócmy do byłych trenerów. Joan Carrillo...

Mamy stały kontakt z jego pełnomocnikiem i jesteśmy blisko porozumienia.

Kiko Ramirez.

Jest podpisana ugoda, którą realizujemy. Prywatnie mamy dobry kontakt, ponieważ przebywałem u Hiszpana na stażu. Spłacamy zobowiązania według przyjętego harmonogramu.

Jedna ze spraw z Dariuszem Wdowczykiem wciąż jest przed sądem.

Czekamy na rozstrzygnięcie sprawy. Nie ruszaliśmy jej do tej pory, bo było wiele innych problemów do rozwiązania w klubie.

W niedzielę do Krakowa przyjedzie Legia z Carlitosem. On też uważa że Wisła jest mu coś winna i skierował sprawę do FIFA.

To skomplikowana sprawa. Wydaje mi się, że Carlitos nie do końca zrozumiał zapisy kontraktu. Lepiej jednak, by sprawdziły to odpowiednie organy.

Fajnie, że przyjeżdża. Zobaczymy jak się spisze w obecności fanów Wisły.

We wtorek miał pan kolejne spotkanie w sprawie inwestora. Jest jakiś postęp?

Niestety, nie mogę jeszcze nic powiedzieć. Planem A jest znalezienie dużego inwestora, który najszybciej pozwoliłby stanąć na nogi. Mamy podpisanych kilka porozumień, dokumentów zawierających klauzulę poufności i rozmawiamy. Wspiera nas w tym kilka osób z krakowskiego biznesu.

Jedna bogata firma czy instytucja przyniosłaby duże pieniądze i załatała duże dziury. W krótkim czasie moglibyśmy też wejść na wyższy poziom sportowy, powalczyć o miejsca w pierwszej trójce i rozbudować akademię.

Musimy jednak brać na poważnie inny wariant, że osoby, które udzieliły nam pożyczki staną się właścicielami i dłużej będą mieć klub na swoich barkach. Wtedy przywracanie Wiśle blasku może potrwać trzy, cztery albo pięć sezonów.

Jesteśmy teraz na etapie przygotowywania obszernego dokumentu celów strategicznych na kolejne miesiące i sezony.

Jak pan sobie radzi z pełnieniem ważnej funkcji? Życie zmieniło się o 180 stopni?

Powiedzieliśmy sobie z Piotrem Obidzińskim [pełnomocnik zarządu ds. restrukturyzacji], że jeżeli to możliwe, to chcemy być obecni  na wszystkich meczach Wisły, bo każdy najbliższy może być ostatnim w aktualnych rolach. Dana firma się zdecyduje, wyłoży pieniądze i powoła swój zarząd i radę nadzorczą, a my przejdziemy do historii.

W ostatnich miesiącach dostałem ogromną lekcję, która wiele mnie kosztuje. Nie jest tak, że jutro nie wstanę z łózka i powiem „koniec”, ale koszty są olbrzymie.

Wszystko się może zdarzyć, ale na razie to pan i pana pracownicy myślą o drużynie na kolejny sezon. Jaki jest plan?

Pewnie uda się zachować trzon zespołu. Zawsze jest kilka znaków zapytania, choćby przy Marcinie Wasilewskim, który z racji wieku zastanawia się jak dalej pokierować karierą. Rozmawiamy z wieloma zawodnikami, w pierwszej kolejności z naszymi. Od efektów będzie zależało ilu nowych i konkretnie na jakie pozycje dołączy do zespołu.

Arkadiusz Głowacki pozostał dyrektorem sportowym, ale odszedł Marcin Kuźba. Jak obecnie wygląda dział sportowy?

Na stanowisku Marcina [szef skautingu] mamy wakat. Kamila Moskala tak naprawdę nie ma, bo przebywa poza Krakowem ze względu na sprawy zawodowe. Mikołaj Łuczko pomaga nam w sprawach prawnych, Adrian Filipek  czuwa nad rozwojem akademii. Ja również pomagam, bo przecież nie przestałem być trenerem. Jest też kilka osób działających dla nas nieoficjalnie, ale być może już w kwietniu oficjalnie ich przedstawimy.

Szukamy też nowego szefa dla akademii. We wtorek odbyłem kolejne spotkanie w tej sprawie. Na razie wprowadziliśmy zmiany w usprawnieniu komunikacji, bo pracuje w niej prawie 40 osób.

8 kwietnia mamy w hali koncert, z którego dochód zostanie w pełni przeznaczony na budowę nowego boiska. Kompletujemy dokumenty do kolejnego wniosku o dofinansowanie z ministerstwa sportu, bo pierwszy został odrzucony.

Jest pan także pełniącym obowiązki prezesa Towarzystwa Sportowego. Ono od lat ma też ma swoje problemy.

Nie dotykały nas jednak tak mocno jak sytuacja w spółce. Na przełomie maja i czerwca czeka nas walne zebranie delegatów i wybory. Widzimy duży potencjał rozwojowy i podjęliśmy kilka – moim zdaniem trafnych – decyzji. 12 kwietnia rozpoczyna działalność nowa siłownia. Jej nazwy jeszcze nie mogę zdradzić. Restauracja „U Wiślaków” jest zarządzana przez TS i lokal nazywa się teraz „Official pub U Wiślaków”.

Zmienimy nieco pomysł na to miejsce, by przynosiło zyski TS-owi i działało przede wszystkim przy okazji meczów i z okazji ważnych wydarzeń. Dzień derbowy pokazał, że to miejsce jest oblegane, ale od poniedziałku do czwartku raczej nie było tam tłumów.

Na koszykówce też się pan zna, bo tłumaczył mi powody ostatnich porażek Wisły CanPack. Zawodniczki są w stanie skutecznie powalczyć w play-offach?

Mamy takie zawodniczki, że złapanie formy może nas doprowadzić nawet do finału, choć teraz zajmujemy niższe miejsce.