Przez miesiąc leczył kontuzję, której… nie było. Hubert Sobol w Wiśle zacznie od nowa

fot. Wisła Kraków

Napastnik rezerw Lecha Poznań, który 1 lipca zostanie piłkarzem Wisły Kraków, opowiada nam o trudnym czasie po zdobyciu mistrzostwa Polski juniorów i pechowym początku tego roku. W sobotę jego przyszła drużyna zagra z pierwszym składem Kolejorza.

Akademia Lecha Poznań przygotowała do seniorskiej piłki wielu piłkarzy, którzy z powodzeniem grają dziś w lepszych ligach niż polska. Prawie trzy lata temu karierę wróżono Hubertowi Sobolowi. Dobrze zbudowany, przebojowy napastnik był gwiazdą drużyny, która po 23 latach odzyskała dla Kolejorza mistrzostwo Polski juniorów starszych, pokonując w finałowym dwumeczu Cracovię.

18-letni Sobol, reprezentant Polski, w 18 meczach trafił do siatki 24 razy i do złotego medalu dołożył tytuł króla strzelców. Gdy nie był potrzebny w juniorach, pomagał trzecioligowym rezerwom. Wkrótce po wygraniu CLJ został włączony do pierwszej drużyny, a w grudniu 2018 Adam Nawałka pozwolił mu zadebiutować w ekstraklasie. Symboliczny występ zaliczył przeciwko… Wiśle Kraków, z którą na początku roku podpisał trzyletni kontrakt.

Na kolejne występy w ekstraklasie dla Lecha czekał dwa lata. Dlaczego po zdobyciu mistrzostwa juniorów jego przygoda z piłką nie potoczyła się najlepiej? O złych decyzjach i upadkach, a także piętrzących się problemach po podpisaniu umowy z Wisłą po raz pierwszy zdecydował się opowiedzieć serwisowi LoveKraków.pl.

Michał Knura, LoveKraków.pl: W 29. kolejce ekstraklasy Wisła podejmie Lecha. Masz twardy orzech do zgryzienia, komu kibicować w sobotę?

Hubert Sobol: Najlepsza będzie neutralna postawa. Obie drużyny są w kryzysie i potrzebują punktów. Wisła i Lech będą chciały coś udowodnić, zobaczymy, jak to będzie.

Domyślam się, że przeżywasz trudny czas. Lechowi nie idzie, Wiśle nie idzie. Nie możesz też pomóc rezerwom Kolejorza walczącym o pozostanie w II lidze, których z ośmioma golami jesteś najlepszym strzelcem.

Bardzo ciężko jest patrzeć na to z boku i nie mieć wyboru. W drugoligowej drużynie grają moi dobrzy znajomi i wręcz mi głupio, że nie mogę im pomóc. Niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że w rundzie wiosennej nie wybiegłem na boisko.

Co takiego się stało? Na Twój temat pojawiały się sprzeczne informacje, więc warto to uporządkować.

Dwa tygodnie po ogłoszeniu, że od 1 lipca będą grał dla Wisły, źle stanąłem na stopę w czasie treningu. Następnego dnia pojechałem na badanie USG, by sprawdzić, co się stało i wybrać odpowiedni rodzaj rehabilitacji. Postawiono diagnozę, że zerwałem więzadło i przez miesiąc wykonywałem ćwiczenia związane z tą kontuzją. Nie widziałem postępów, nieustannie odczuwałem ból, miałem trudności z bieganiem. Powtórzyliśmy badania i okazało się, że diagnoza była całkowicie błędna!

Aż trudno uwierzyć w tak dużą pomyłkę.

Straciłem miesiąc. Okazało się, że to nie zerwanie więzadła, tylko awulsja stawu skokowego, czyli złamanie części kości. Potrzebny był zabieg, ale i tutaj miałem pod górkę. Trzy dni przed terminem okazało się, że mam koronawirusa i wszystko się opóźniło. Ostatecznie operacja odbyła się 1 kwietnia. Z dnia na dzień jest lepiej, pracuję indywidualnie. Czuję się dobrze i na czerwiec będę w pełni gotowy.

Oby po przeprowadzce do Krakowa pech nie podążył za Tobą.

Nie lubię nazywać pewnych wydarzeń pechem, bo zawsze można coś zrobić lepiej, ale od ponad dwóch lat nie jest mi łatwo. Podjąłem wtedy złą decyzję i teraz się wygrzebuję z jej konsekwencji. Miałem wzloty i upadki, a przenosiny do Wisły traktuję jak nowe życie, dobry start. Liczę, że czeka mnie coś innego i lepszego.

Błędną decyzją, o której mówisz, było wypożyczenie do pierwszoligowej Warty? Miałeś duże nadzieje, a skończyło się na jednym występie.

Decyzja była zbyt pochopna. Trener Petr Nemec w rozmowach w cztery oczy podkreślał, że już wcześniej mnie obserwował i chciał w drużynie. Po zmianie klubu też z nim rozmawiałem i zapewniał, że będę dostawać szanse. Tak nie było, przyplątał się jeszcze uraz i było naprawdę ciężko. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie atmosfera i znajomi w szatni.

Sezon 2019/2020 zacząłeś w Odrze Opole, ale tam nie było o wiele lepiej.

Pojawiły się bramki w sparingach, byłem mile zaskoczony i fajnie się tam czułem. Nie potrafiliśmy jednak wygrać meczu i zwolniono trenera Mariusza Rumaka, który chciał na mnie stawiać. Byłem tam pół roku, z czego trzy miesiące znów trapiły mnie urazy. Po powrocie z wypożyczenia otrzymałem informację, że zostaję przesunięty do rezerw Lecha. Byłem sfrustrowany, ale równocześnie świadomy, że taka musiała być kolej rzeczy, skoro nie pokazałem, na co mnie stać.

Pod koniec roku dostałeś prawie 80 minut w trzech meczach ekstraklasy. Kiedy w Poznaniu powiedzieli, że nie wiążą już z Tobą przyszłości?

Nie było żadnych rozmów na temat nowej umowy. Nikt nie przyszedł i nie powiedział mi wprost, że kontrakt nie zostanie przedłużony, ale przyszedł 1 stycznia, więc mogłem się domyślić, że w Lechu nie ma już dla mnie miejsce i musiałem zacząć działać.

Czym przekonała Cię Wisła?

Nie była to jedyna oferta z ekstraklasy, ale przesądziła determinacja krakowskich działaczy. Widać, że myślą przyszłościowo, zaproponowali mi trzyletni kontrakt. Gdy usłyszałem o zainteresowaniu Wisły, klubu z sukcesami i fajną tradycją, pomyślałem, że jednak może coś jeszcze ze mnie być, skoro zainteresowali się chłopakiem z II ligi, który miał parę występów w pierwszej drużynie pod koniec rundy jesiennej.

Tomasz Jażdżyński powitał Cię na Twitterze wpisem „Zdolna młodzież garnie się do Wisły”.

Odbiór tego transferu bardzo mnie zaskoczył, otrzymałem wiele pozytywnych komentarzy. Idę do Krakowa i patrzę tylko na siebie. Młody wiek nie ma znaczenia, bo miejsce na boisku trzeba sobie wywalczyć. Chcę pokazać co mam najlepsze i – nie ukrywam – udowodnić też coś samemu sobie. Wiele straciłem przez ostatnie dwa lata.

Łatka młodego talentu odpadła. Zaczynasz od nowa?

Wspomnienia związane z walką o mistrzostwo Polski juniorów i tytuł najlepszego strzelca są miłe, ale to przeszłość. Lubię do nich wracać, ale dziś nikogo nie interesuje moja gra sprzed prawie trzech lat.

Rozmawiałeś z trenerem Peterem Hyballą? Jak wygląda Twój kontakt z Wisłą?

Tak naprawdę dopiero rozpoczniemy naszą współpracę. Interesuje się mną pan Arkadiusz Głowacki, z którym co jakiś czas wymieniamy informacje. To bardzo miło człowiek, ale doszły mnie słuchy, że lepiej dla mnie, że nie spotkam już go na boisku (śmiech).

Mało kto wie, że zaczynałeś na bramce.

W moim kochanym Dobrym Mieście w województwie warmińsko-mazurskim naśladowałem starszego brata. Był bramkarzem, więc i ja stawałem między słupkami. Szybko jednak postanowiłem zmienić pozycję, bo bardzo mi się nudziło. Byłem bardzo energicznym dzieckiem i chciałem więcej biegać. Brat skończył już studia i jest wojskowym, a ja zostałem w piłce.

Lech zauważył w Tobie potencjał już jako w napastniku.

Byłem członkiem kadry wojewódzkiej i zostałem najlepszym strzelcem mistrzostw, choć nie wyszliśmy z grupy. Wkrótce odezwał się Lech i zaprosił na tygodniowe testy. Zagrałem w sparingu zespołu juniorów pod wodzą Ivana Djurdjevicia. Usłyszałem klasyczne „niedługo się odezwiemy”, ale długo była cisza. Po roku znów nawiązali ze mną kontakt i tak trafiłem do Akademii Lecha Poznań i pod skrzydła trenera Przemysława Małeckiego.

News will be here