Sport kontaktowy w czasie epidemii. „Oblężenie" [Rozmowa]

Od kilku tygodni kibice rugby znów mogą pasjonować się rywalizacją, a zawodniczki i zawodnicy uprawiać ukochaną dyscyplinę. – Można powiedzieć, że jako Juvenia sportowo skorzystaliśmy na epidemii – mówi Łukasz Kościelniak, członek zarządu i jeden z trenerów.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Jak „ odmroziło " się krakowskie rugby?

Łukasz Kościelniak, Juvenia Kraków: Bardzo dobrze. Treningi i mecze odbywają się z zachowaniem zasad sanitarnych. Jest mniej osób, tworzone są listy, zbierane oświadczenia, pilnujemy dezynfekcji. Na szczęście mogliśmy wrócić do rywalizacji i podczas kilku tygodni nie pojawił się przypadek koronawirusa.



Kiedy po zgodzie rządu wracaliście do treningów po długiej przerwie, nie od razu mogliście trenować na sto procent.

Rugby to bardzo kontaktowy sport, więc wtedy nie było mowy o pełnym zaangażowaniu. Ważny był jednak sam powrót, możliwość aktywności fizycznej. Trenowaliśmy wtedy w kilkuosobowych grupach, co bardzo dało się we znaki prowadzącym. Zajęcia trwały nieco ponad godzinę, ale ze względu na podział trenerzy pracowali nawet sześć godzin z rzędu.

Zawodnicy obawiali się zakażenia?

Nie było widać strachu, choć są osoby, które do dziś nie wróciły. Rozumiemy ich, bo jeżeli w mieszkaniu mają za ścianą 90-letnią babcię, to ryzyko jest większe. Zaobserwowaliśmy jednak lepszą frekwencję niż przed wybuchem epidemii. Po trzech miesiącach siedzenia w domu rodzice sami dopytywali o grafiki zajęć, wyganiali dzieci z domów, by odpoczęły od komputerów. Efekt jest taki, że w jednym z młodszych roczników musieliśmy stworzyć dodatkową grupę. Możemy mówić o oblężeniu.

Można powiedzieć, że powrót był potrzebny i udany.

Nie mam wątpliwości. Jesteśmy czujni, ale musimy wracać do normalności. Jeszcze dłuższa przerwa, także w innych dyscyplinach, mogłaby źle wpłynąć na kluby. Rozmawiałem z trenerami i doszliśmy do wniosku, że opóźnianie treningów odciągałoby młodych sportowców od uprawiania sportu.