Światełka nie widać. Gęsty mrok nad Wisłą

fot. LoveKraków.pl
Wisła przegrała w lidze po raz szósty z rzędu. Po meczu stojącym na bardzo słabym poziomie Raków Częstochowa zwyciężył dzięki bramce środkowego obrońcy Tomasa Petraska.

Przed spotkaniem kończącym 14. kolejkę ekstraklasy beniaminek z Częstochowy był jedynym zespołem na szczeblu centralnym (obejmującym poza ekstraklasą także I i II ligę) bez remisu. Długo wydawało się, że w końcu podzieli się z punktami, ale dobił Wisłę w 83. minucie. 

Więcej strachu niż złości

Raków zaatakował wiślaków z pianą na ustach. Jego piłkarze widzieli mecz rywali przeciwko Legii, gdzie bramka w pierwszej minucie podcięła krakowianom pokiereszowane wcześniejszymi porażkami skrzydła, a wyprawa do stolicy skończyła się bolesnym 0:7.

Podopieczni Macieja Stolarczyka zaczęli więc od głębokiej defensywy, nie wyglądali na pewnych siebie – trudno o to po pięciu ligowych porażkach z rzędu – ale tym razem postawiony przez nich mur nie rozleciał się przy pierwszej okazji. Mieli pokazać złość po blamażu w Warszawie, ale było widać, że po ostatnich ciosach przejęliby punkt z pocałowaniem ręki i szybko wracali z nim do Krakowa. Nic dziwnego, że Michał Buchalik nie spieszył się ze wznawianiem gry już w pierwszym kwadransie.

Kontuzje, kontuzje

Nadziei na przerwanie fatalnej passy, najlepiej za trzy punkty, kibice Wisły szukali w powrocie Vullneta Bashy. Piłkarz to jak na ekstraklasę lepszy niż średni, ale słabego zdrowia. 29-latek pojechał z drużyną, zaczął się solidnie rozgrzewać i... na tym dobre informacje się skończyły. Kolejny uraz mięśnia oznaczał 90 minut na ławce i zmartwienia przed kolejnymi ważnymi spotkaniami w 2019 roku. Mus to mus, więc w pierwszym składzie w trybie awaryjnym zameldował się Kamil Wojtkowski.

O tym, że biednemu wiatr wieje w oczy, los przypomniał również w pierwszej połowie. Zaatakowany nakładką przez Kamila Piątkowskiego Michał Mak musiał zejść z boiska kulejąc, a jego miejsce zajął Chuca.

Oczy bolały

Bez mającego w tej rundzie zrywy Maka i Pawła Brożka (walczył z urazem i cały mecz spędził na ławce) Wisła nie potrafiła zagrozić bramce Jakuba Szumskiego. W pierwszych 45 minutach stać ją było jedynie na niecelne strzały Vukana Savicevicia i Damiana Pawłowskiego. Świetnie znający stadion w Bełchatowie (tam gości podejmuje Raków) Przemysław Zdybowicz rzadko miał piłkę przy nodze, nie wspominając o szansie na zdobycie bramki.

Po zmianie stron bramkarz Rakowa miał jeszcze mniej do roboty. Na celne, rozpaczliwe uderzenie Macieja Sadloka musiał czekać do doliczonego czasu gry.

Nie można pastwić się nad poziomem, narzekając tylko na Wisłę. Raków również dostarczył wiele argumentów do krytyki i de facto udowodnił, dlaczego przed rywalizacją z Wisłą miał tylko cztery punkty więcej. Jednak to gospodarze (w 67. minucie!) oddali pierwszy celny strzał. Buchalika próbował pokonać środkowy obrońca Jarosław Jach. Druga próba, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i główce innego z defensorów - Tomasa Petraska - okazała się gwoździem do trumny Wisły.

Trener Stolarczyk wymyślił sobie, że może błyśnie szlifowany diament Aleksader Buksa. Wprowadzony za Zdybowicza najmłodszy strzelec w historii klubu nie dokonał jednak cudu i nie wyczarował gola z niczego. W 83. minucie stał za to blisko Petraska, który pokonał bezradnego Buchalika. Razem z kolegami mógł tylko zwiesić głowy.

W sobotę krakowianie zagrają kolejny mecz o życie z Arką Gdynia. Z Maciejem Stolarczykiem na ławce? Trudno powiedzieć.

Raków Częstochowa – Wisła Kraków 1:0 (0:0)

Bramka:
Petrasek (83.).

Raków: Szumski – Azemović, Petrasek, Jach – Piątkowski (66. Skóraś), Schwarz, Sapała, Babenko, Malinowski – Musiolik (90. Szymonowicz), Brown Forbes (82. Kolev).

Wisła: Buchalik – Niepsuj, Klemenz, Janicki, Sadlok – Wojtkowski – Boguski, Savicević, Pawłowski (85. Drzazga), Mak (22. Chuca) – Zdybowicz (64. Buksa).

Żółte kartki: Piątkowski, Sapała, Schwarz – Niepsuj, Wojtkowski, Sadlok.

Sędziował Piotr Lasyk (Bytom).