Cracovia i Wisła poślizgnęły się na „czerwonym dywanie”

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Wystarczyły trzy kolejki, by obie nasze drużyny zdążyły się „popisać” indolencją mając na boisku o jedego zawodnika więcej.

W trzeciej serii gier Cracovia i Wisła nie zdobyły punktów. Pasy przegrały z Lechem 0:2 nie oddając w meczu ani jednego strzału, zaś Biała Gwiazda uległa Rakowowi 1:2, choć prowadziła do przerwy, a tuż po zmianie stron zawodnik gości opuścił boisko po czerwonej kartce. Wiślacy mieli szanse na zamknięcie wyniku, jednak po niewykorzystanych sytuacjach ich gra się rozsypała.

– To nie tak, że lepiej graliśmy w dziesięciu. To Wisła grała coraz gorzej w przewadze. Do straty bramki nie daliśmy jej za dużo pograć. To się zmieniło po strzeleniu gola, wtedy straciliśmy intensywność. Przewaga liczebna nie jest jednak często przewagą na boisku. Wisła miała duże problemy z organizacją gry w drugiej połowie i my to wykorzystaliśmy – mówił Marek Papszun, trener Rakowa.

Na zawodników Wisły spadła zasłużona fala krytyki ze strony kibiców. Trener Adrian Gula powiedział, że na boisku doszło do sytuacji trudnej do zaakceptowania.

– W naszej grze były dobre fazy i z nich stworzyliśmy sobie sytuacje. Mieliśmy szansę na 2:0, ale nie udało się tego wykorzystać. Po niej straciliśmy koncentrację. Jest to trudne do zaakceptowania, bo mieliśmy okazje do tego, żeby wygrać – dodał szkoleniowiec, doceniając jednocześnie postawę wicemistrza Polski z Częstochowy.

Wpadki w przewadze

Sezon rozpoczął się zaledwie trzy tygodnie temu, a z gry w przewadze na własnym stadionie pożytku nie zrobiła także Cracovia. Tydzień temu nie potrafiła doprowadzić do remisu, choć przez ponad pół godziny miała jednego zawodnika więcej po czerwonej kartce zawodnika Śląska. Trener Michał Probierz zgodził się z naszą opinią, że jego drużynie brakowało spokoju. Dobrze ustawiony zespół Jacka Magiery nie miał większych problemów z wybijaniem piłek, a do tego wyprowadził kilka kontrataków. Po jednym z nich przyjezdni podwyższyli wynik.

To i tak nie była największa wpadka z grą w przewadze Cracovii w ostatnim czasie. Pod koniec 2019 roku przeciwko Koronie Kielce krakowianie grali 11 na 10 przez 35 minut, a przez prawie kwadrans mieli dwóch zawodników więcej. Mimo to, gola Erika Pacindy zdobyty trzy minuty po pierwszym osłabieniu Korony okazał się być jedyny w tamtym spotkaniu.

Zdarza się, że osłabienie rywala stanowi problem dla zespołu, który powinien je wykorzystać. „Czerwony dywan” rozłożony przez rywala nie ułatwia zadania, a zdarza się, że można się na nim poślizgnąć.