W ostatnim meczu tegorocznego sezonu Ekstraligi Rugby Juvenia Kraków grała na wyjeździe z pewnym udziału w wielkim finale wiceliderem Orkanem Sochaczew. Smoki długimi fragmentami dominowały, ale swojej przewagi, zwłaszcza w młynach dyktowanych, nie potrafiły przełożyć na zwycięstwo. Gospodarze wygrali 38:22 (21:8), bo wykazali się zdecydowanie lepszą skutecznością.
Juvenia i Orkan nie miały w tym meczu nic do stracenia. Krakowianie byli już pewni utrzymania, a sochaczewianie gry w wielkim finale przeciwko aktualnym mistrzom – Ogniwu Sopot. Pierwsza połowa pokazała jednak, jak bardzo zdeterminowani byli goście. Smoki wyraźnie zdominowały rywali w młynach dyktowanych i prowadzili efektowne akcje. Powróciła jednak zmora błędów, które nie pozwalały wykończyć na polu punktowym kolejnych, świetnych rozegrań. Ta sztuka udała się tylko raz Samowi Phiri. Tymczasem gospodarze imponowali skutecznością. W pierwszej połowie trzykrotnie byli na połowie rywala i trzykrotnie zdobyli przyłożenie, schodząc na przerwę z prowadzeniem 21:8.
W drugiej połowie Orkan zaczął mocniej przeciwstawiać się Juvenii. Trener Maciej Brażuk zdecydował się wpuścić na boisko swoich rugbistów z RPA, którym najwyraźniej chciał dać nieco odpocząć przed finałem. Goście nadal dominowali w młynach i częściej byli przy piłce, ale scenariusz nie uległ zmianie. Orkan potrafił szarpnąć i jedną akcją doprowadzić do przyłożenia, a krakowianie tracili szanse na punkty po własnych błędach. Udało im się jednak wywalczyć karne przyłożenie po serii błędów przeciwnika w młynach. Stworzyli też bodaj najładniejszą akcję meczu, w którą zaangażowana była większość zespołu, a na polu punktowym wykończył ją Krzysztof Gola.
– Mecz na pewno mógł podobać się kibicom, bo było sporo efektownych akcji, ale pod kątem obrony, obie drużyny zawiodły. Szkoda mi trochę chłopaków, bo bardzo chcieli i grali z ogromnym zaangażowaniem, ale widać, że jeszcze czegoś nam brakuje – mówił po meczu Łukasz Kościelniak.
Starcie zakończyło się wynikiem 38:22 dla Orkana i choć Juvenia w końcówce była bliska zdobycia czwartego, dającego punkt bonusowy przyłożenia, to znów zabrakło jej opanowania i konsekwencji. Dla Łukasza Kościelniaka był to ostatni mecz w roli pierwszego trenera Juvenii. Obaj z Konradem Jaroszem pozostaną w sztabie nowego szkoleniowca, który dołączy do drużyny 20 lipca.
- Mamy zespół z ogromnym potencjałem, który jest w stanie wygrać z każdym w lidze, ale też przegrać z każdym. Mentalnie chyba nie jesteśmy jeszcze na to gotowi, żeby wychodzić na boisko i w każdym meczu walczyć na tym samym poziomie. Najwyraźniej nasz sztab: ja, Konrad Jarosz i Jan Głazek, nie potrafiliśmy wydobyć z drużyny tego potencjału – uważa Łukasz Kościelniak.
– Rzeczą, która najbardziej szwankowała u nas przez cały sezon było zdobywanie punktów. Rozkręcaliśmy się bardzo powoli od początku rundy wiosennej. Dlatego podjęliśmy z zarządem decyzję o zatrudnieniu nowego trenera. My zostajemy w sztabie i przy klubie. Nie składamy broni i będziemy dalej szkolić młodzież, która dołączy w kolejnych latach do pierwszego zespołu. Cel jest jeden – chcemy walczyć o medale, ale dziś nie jesteśmy jeszcze gotowi. Cieszy jednak, że zarząd wykonuje świetną pracę, rozwijając klub i tworząc coraz lepsze warunki do tego by bić się o czołowe lokaty – kończy trener.
Orkan Sochaczew – Juvenia Kraków 38:22 (21:8)
Punkty: Kępa 13, Pawłowski 10, Gadomski 5, Zieliński 5, Jansen 5 – van Zyl 5, Phiri 5, Gola 5, karne przyłożenie 7.