Kampania o kulach i głowa pełna pomysłów. Olimpijka Anna Wierzbowska w zupełnie nowej roli [Rozmowa]

Anna Wierzbowska (trzecia od lewej) w czasie kampanii fot. KGW Maszyce

Była wioślarka została w czerwcu wybrana przedstawicielką wsi Maszyce, Świńczów i Niebyła w radzie miejskiej gminy Skała. Jednym z jej celów jest nowy wóz strażacki dla OSP Maszyce, która w ostatnich dniach pomagała powodzianom z powiatu myślenickiego.

31-letnia Anna Wierzbowska, urodzona w Krakowie, w ubiegłym roku postanowiła zakończyć sportową karierę. Olimpijka z Rio de Janeiro ma za sobą wiele operacji, które przeszła walcząc o powrót do sprawności po wypadku z 2017 roku. W czasie jednego z treningów, w którym brała udział razem z siostrą, została potrącona przez busa, który zmiażdżył jej nogę. Po długiej walce podjęła trudną decyzję o końcu zawodowej kariery i nalazła w życiu nowe pasje i cele. Została nurkiem i odkrywa przed innymi podwodny świat, zwiedzając zatopione wraki i rafy koralowe.

Od niedawna jest także radną miasta i gminy Skała. W czerwcu zdecydowanie wygrała wybory uzupełniające. Głosowali na nią mieszkańcy wsi Maszyce, Świńczów i Niebyła, którzy wybrali nowego członka, ponieważ mandat złożył Jan Ibek.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Jak się czujesz jako pani radna?

Anna Wierzbowska: To dla mnie wyzwanie, które mogę porównać do rywalizacji sportowej, w której też ważne jest osiąganie celów. Muszę się uzbroić w cierpliwość, ponieważ od pomysłu, przez napisania podania i wniosku o finansowanie do realizacji projektu często jest daleka droga. Jako wioślarka dopływałam na metę w ciągu siedmiu minut, tutaj czas jest znacznie dłuższy.

W czasie pierwszej sesji towarzyszył ci stres?

Mogę powiedzieć, że czułam się wyjątkowo, ponieważ sesja odbywała się zdalnie. Ślubowanie przed kamerką komputera było dość specyficzne, ale takie mamy czasy. Zawsze miałam dobry kontakt z ludźmi, natomiast wiele muszę się nauczyć - na przykład w kwestiach prawnych.

Pomysł startu w wyborach wyszedł od burmistrza Krzysztofa Wójtowicza. Kampanię prowadziłaś poruszając się o dwóch kulach.

Nie ukrywam, że byłam zaskoczona i potrzebowałem czasu na zastanowienie się. Czy podołam obowiązkom, przekonamy się w  nadchodzących miesiącach. Cieszę się, że mam przywilej pełnić tę rolę jako przedstawicielka mieszkańców trzech wsi: Maszyc, Świńczowa i Niebyłej.

Twoja rodzina od lat jest związana z Maszycami.

Z Krakowa wyprowadziliśmy się, gdy miałam dwa, trzy lata. Nie byłam stałą mieszkanką wsi i domu, bo jako zawodowy sportowiec wyjeżdżałam na zgrupowania i starty, a do tego kilka lat spędziłem w Stanach Zjednoczonych. Maszyce zawsze były jednak ukochane, z chęcią się wracało. To cudowna okolica sąsiadująca z Ojcowskim Parkiem Narodowym, więc jest tutaj naprawdę pięknie.

Obecna kadencja upływa już w 2023 roku. W czym chcesz pomóc lokalnej społeczności?

Kiedyś nie zwracałam na to uwagi, a dziś widzę braki w infrastrukturze. Kiedy byłam mała, razem z Marysią [młodsza o pięć lat siostra, również wioślarka – przyp. red] bawiłyśmy się na ulicy. Jeździłyśmy na rowerach, rysowałyśmy kredą po asfalcie. Kolejne pokolenia nadal spędzają czas przy drodze. To nie jest oczywiście złe, ale kiedyś było bezpieczniej. Moim celem jest zbudowanie placu zabaw w każdej miejscowości, a także miejsca, w których mogliby się spotykać seniorzy, panie z Koła Gospodyń Wiejskich.

Potrzeby mieszkańców są dość oczywiste, nie trzeba wymyślać rzeczy z kosmosu.

Zależy mi również na strażakach-ochotnikach z Maszyc. Ponad 50 druhów i druhen jest zaangażowanych w życie wsi i powiatu, teraz pomagali powodzianom z powiatu Myślenickiego, a nie mają podstawy, czyli nowego samochodu strażackiego. Mam głowę pełną pomysłów, patrzę nieco inaczej i może dzięki mediom społecznościowym i innym umiejętnościom uda mi się zorganizować choć część potrzebnej kwoty.

Jesteśmy u progów igrzysk w Tokio. Jak odebrałaś sytuację z częścią polskich pływaków, którzy musieli wrócić do kraju z powodu zaniedbań związku?

Byłam świadkiem podobnej sytuacji, gdy w Rio spotkało to Konrada Czerniaka, który teraz również startuje. On był wtedy strzępkiem człowieka, trudno było na to patrzeć. Nie byłam i nie jestem sobie w stanie wyobrazić, co on wtedy czuł. Konrad został z nami w wiosce olimpijskiej, a teraz nasi sportowcy musieli wrócić – pewnie z powodu restrykcji spowodowanych pandemią – co sprawia, że sytuacja jest jeszcze trudniejsza. Niedawno ślubowali, a jednak nie będą olimpijczykami, choć byli już na miejscu. Może łatwiej byłoby im to przegryźć, gdyby wiadomość przyszła przed wylotem, a tak znaleźli się w koszmarnym położeniu. Brakuje słów, to bardzo brutalne… Za sportowcami naprawdę trudne pięć lat, wielu wszystko postawiło na jednej szali. Ktoś powie, że są młodzi i za kilka lat znów mogą mieć szansę, ale to jest sport i liczy się tu i teraz.

Pierwsze miłe wspomnienie z Rio, które masz w głowie?

Wydanie akredytacji było momentem, gdy poczułam się częścią igrzysk. Dwa tygodnie przed wylotem miałam złamaną kość w stopie i do końca nie wiedziałam, czy mój start dojdzie do skutku.

Teraz będziesz kibicować siostrze.

Będę gościem w studiu TVP. Popatrzę na starty Marysi z innej strony, ale jednocześnie tak blisko, jak to tylko możliwe. To będzie dla mnie ciekawe doświadczenie i nowa forma kibicowania.