Kilka lat temu przeczytałem na Twitterze, że dziennikarzom nie ma co wierzyć, a jedynym rzetelnym źródłem informacji o klubie X jest jego strona internetowa. Nie wiem już, komu ów użytkownik kibicował, ale jeżeli były kibicem Cracovii, to o dymisji wiceprezesa i trenera Michała Probierza (słowa ostatecznie nie stały się ciałem) dowiedziałby się 48 godzin po wypowiedzianych przez bohatera słowach.
Cisza
Na Facebooku Cracovii – cisza, na Twitterze – cisza, Instagram też milczał. Na stronie internetowej relacja z meczu, potem jego skrót i pierwsze zdjęcia. Konferencja? Cichosza. Na szczęście Warta nie zaniemówiła.
Najprościej byłoby uderzyć w pracowników odpowiedzialnych za klubowe media. Ludzi, którzy na co dzień wykonują bardzo dobrą robotę. Nie przez przypadek za 2019 rok Cracovia była nominowana do Nagrody Biznesu Sportowego w kategorii "social media". Mają pomysły i błyskawicznie reagują, co w XXI wieku jest oczywiste, ale nie takie proste. To nie oni zawinili.
48-godzinny szczękościsk
Właściciel i klubowe struktury mieli prawo być zaskoczeni słowami Michała Probierza po meczu z Wartą, ale w XXI wieku ich 48-godzinny szczękościsk jest trudny do zrozumienia. Nie można tłumaczyć szokiem braku informacji o tym, co obaj trenerzy, zwłaszcza Probierz, powiedzieli na konferencji. Wystarczył suchy komunikat, opatrzony krótką informacją, że niedługo klub odniesie się do decyzji wiceprezesa i szkoleniowca.
W Polsce często śmiejemy się, że zima znów zaskoczyła drogowców. Czasem zaskakuje, ale nie oznacza to, że w środku śnieżnej nawałnicy pierwsze samochody z pługami i solą wyjeżdżają dwa dni po niespodziewanym zjawisku, podczas gry w gabinetach dyrektor i kierownik spierają się o błędy w zarządzaniu.