Mateusz Lis, Wisła: Gdy dzwonił selekcjoner, starałem się niewiele mówić [Rozmowa]

M. Lis i były zawodnik Wisły Z. Ondraszek fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Mateusz Lis mógł latem trafić do innego klubu, co dałoby Wiśle trochę grosza potrzebnego do spłacania długów, a jemu życiową szansę. Do transferu nie doszło, do tego piłkarz stracił miejsce w bramce Wisły. Na razie przegrywa z Michałem Buchalikiem.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Lubił pan szkołę?

Mateusz Lis: Byłem z tych, którym ze szkołą nie było po drodze. Teraz jest najgorszy okres – idziesz do galerii czy sklepu i widzisz reklamy „witaj szkoło” (śmiech). Współczuję wszystkim, którzy od poniedziałku wracają do nauki i muszą się przestawić z czasu wakacyjnego na szkolny. Mówiąc poważnie, wiadomo jednak, że edukacja jest w życiu ważna, więc każdy w jakimś stopniu przywiązuje do niej wagę.

Jak pan przeżył te "męki"?

Zawsze miałem fajną klasę. Sami faceci, więc się działo – robienie „jaj” było na porządku dziennym, nikogo nie trzeba było namawiać do żartów. Rządziliśmy klasą, nauczyciele mieli z nami przygody.

Wagary?

Musieliśmy się powstrzymywać. Nauczyciele i wychowawczynie z internatu miały kontakt z trenerami i o wszystkim im mówiły. Zależało nam na piłce, więc logiczne było nie podpadać za bardzo.

Ulubione przedmioty?

Byłem bardziej „leserem”, nie chciałem siedzieć z nosem w książkach. Nienawidziłem matematyki, chemii, fizyki, biologii. Jak już miałem o czymś słuchać, to podchodziła mi historia lub WOS, bardziej życiowe tematy.

Rok w Wiśle był szkołą życia?

Nigdy bym nie pomyślał, że tyle złego i dobrego może się wydarzyć przez 12 miesięcy. To zdecydowanie była szkoła życia.

Na koniec dobrego sezonu, bo był pan pierwszym bramkarzem, prezent dał Czesław Michniewicz. Powołał pana na mistrzostwa Europy do lat 21.

Gdy zorientowałem się, że dzwonił trener reprezentacji, starałem się niewiele mówić, by jak najszybciej usłyszeć, co powie za chwilę. To nie była sytuacja – zgadzam się lub nie zgadzam. Nie wyraziłem chęci wyjazdu, tylko dumę, że trener mnie powołał. Wszystko dobrze się ułożyło, bo nie musiałem skracać wakacji. Spokojnie wróciłem i po dniu przerwy pojechałem z kadrą.

Grający koledzy wywalczyli sześć punktów, niestety nie awansowaliście do półfinałów. Co, poza wygraną nad Włochami, na długo zostanie w pamięci?

Tropik w szatni gości, w której przyszło nam się przygotowywać. To było coś strasznego i dziwnego, bo Bolonia występuje w Serie A. W końcu PZPN załatwił wiatraki i trochę się poprawiło. Włochów, przebierającym się w klimatyzowanej szatni gospodarzy, udało się ograć. Hiszpanie też z niej korzystali i oni niestety nas pokonali.

Latem wiele wskazywało, że wyląduje pan w innym klubie. Tymczasem siedzimy w Myślenicach.

Nie wybiegałem głową w transfer. Dzięki temu teraz mogę się skupić na pracy i nie rozmyślać o tym, gdzie bym teraz był. Menedżerowie prowadzili wiele rozmów. W niektórych przypadkach było naprawdę blisko, ale na końcu zawsze coś stawało na przeszkodzie.

Jestem zawodnikiem Wisły i skupiam się na pracy. Wierzę, że jeszcze zapracuję na szansę w innej lidze.

Trudno jest się pogodzić z rolą rezerwowego i czasem jechać na mecz rezerw w IV lidze?

Skłamałbym mówiąc, że jadę na spotkanie drugiej drużyny z uśmiechem na ustach, ale to należy do moich obowiązków. Rezerwy najczęściej grają dzień po meczu zespołu ekstraklasy. Jestem na ławce, żyję spotkaniem, a dobę później – gdy inni mają wolne – muszę jechać na IV ligę. Trzeba jednak to sobie poukładać, by nie przejść obojętnie, bo trenerzy patrzą.

IV liga to inny świat. Czasem potrafi zaboleć.

Nie widziałem jeszcze polowania rywali na nasze kości, ale czasem rzuca się w oczy brak boiskowego doświadczenia. Nie pomyślą, co może się wydarzyć. Dźwięk dwóch uderzających się nóg to nie jest nic przyjemnego.

Wolne po wyjeździe z kadrą nie przyczyniło się za bardzo do tego, że na początku sezonu jest pan tylko rezerwowym?

Michał Buchalik świetnie wyglądał. Naciskam go, na czym zyskuje cała drużyna, i szukam swojej szansy. We wrześniu gramy Puchar Polski, liczę, że się pokażę. Jeżeli chodzi o odpuszczenie obozu w Warce, to tydzień urlopu zaproponował trener Stolarczyk. Ale ja też czułem, że mi się przyda. Może nie teraz, ale w dalszej fazie sezonu mniej wypoczynku mogłoby się dać we znaki.

Jak szatnia zareagowała na odejście Radosława Sobolewskiego?

Inni potrafią go zastąpić. Z jednej strony szkoda, że go nie ma, ale poszedł wyżej i może pokazać, na co go stać. Z ciekawością oglądałem jego pierwszą konferencję, bo wiedziałem, że wcześniej praktycznie nie udzielał wywiadów. Śledzę wyniki, oglądałem zwycięstwo z Pogonią Szczecin. To naturalne.


News will be here