Mateusz Młyński rozstał się z pierwszoligowym krakowskim klubem. Umowa skrzydłowego, która obowiązywała do 30 czerwca, została rozwiązana za porozumieniem stron.
Miał być gwiazdą
Zaliczył dla Wisły 59 występów, sześć razy trafił do siatki i miał dwie asysty. Liczby te nie rzucają na kolana, bacząc na to, że do klubu z ulicy Reymonta dołączył w lipcu 2021 roku. Tak naprawdę nigdy nie pokazał pełni możliwości, a z jego przenosinami pod Wawel wiązano ogromne nadzieje. Był bowiem zawodnikiem nie tylko z łatką dużego talentu, ale udanymi występami w Arce Gdynia, z którą nie przedłużył umowy. „Był pierwszym zawodnikiem urodzonym w XXI wieku, który zagrał w ekstraklasie. Już w debiucie pokazał to, za co najbardziej nie lubią go rywale – drybling – i odesłał gracza Górnika do szatni. 20-letni Mateusz Młyński ma sprawić, że nie będziemy narzekać na słabe skrzydła Wisły” – pisaliśmy niemal cztery lata temu.
Długa przerwa
Być może wpływ na to, że w Wiśle nie rozwinął skrzydeł, była półroczna przerwa w grze. Rundę wiosenną sezonu 2020/2021 spędził na trybunach, bo nie udało się go wcześniej sprowadzić do Krakowa. Arka nie chciała go wcześniej puścić za kwotę, którą oferowali krakowianie. Za kulisami mówiło się, że nie chodzi o pieniądze, a o „ukaranie” zawodnika, który nie przystał na warunki nowej umowy nad morzem. Gdynianie nie byli pierwszym i ostatnim klubem, który podjął taką decyzję. Zapewnili mu warunki do treningu, ale gry nie musieli mu gwarantować.