Michał Knura, LoveKraków.pl: Zacznijmy od tego ważnego pytania. Co musi się stać, żebyś się szczerze uśmiechnął?
Kacper Duda: Ja się często uśmiecham, ale... wewnętrznie. Po twarzy tego nie widać, może przez to, że jestem trochę wstydliwy w niektórych sytuacjach. Takim jestem człowiekiem.
Ostatnio jako piłkarz Wisły masz wiele powodów do uśmiechu. Z drugiej strony bardzo przeżywałeś kontuzję starszego brata grającego w Garbarni Kraków, który w meczu Pucharu Polski zerwał więzadła w kolanie.
Mogę potwierdzić, że na początku było to dla mnie bardzo trudne. Mateusz nie jest piłkarzem, który kładzie się na boisku po pierwszym lepszym kontakcie, zderzeniu. Stojąc z boku, od razu wiedziałem, że coś jest nie tak. Stało się najgorsze, ale mam nadzieję, że wróci silniejszy.
Brat jest już po operacji i wrócił w rodzinne strony, na Górny Śląsk, gdzie przechodzi rehabilitację.
A ja zostałem sam w mieszkaniu, które dzielimy. Jestem zdany tylko na siebie, na razie sobie radzę. Z bratem jest dużo raźniej. Mogłem się od niego wiele uczyć, bo to wzór sportowego życia.
W czasie sobotniego meczu ze Skrą Częstochowa, który wygraliście 3:0, dostaliście wiele braw od kibiców. Szczególnie głośno było jednak w dwóch momentach. Po raz pierwszy, gdy przed spotkaniem klub ogłaszał transfer nowego napastnika. Po raz drugi, gdy schodziłeś z boiska. Jak to odbierasz?
Wywołuje to we mnie duże emocje i pcha do przodu. Do jeszcze cięższej pracy dla siebie i Wisły.
W sobotę rozegraliście najlepsze spotkanie w sezonie?
Trzy gole mówią same za siebie. Nie pozwoliliśmy Skrze na zbyt wiele, nie brakło skuteczności pod bramką i dobrej gry w obronie. Skra jest niewygodnym przeciwnikiem, ale byliśmy świadomi ich najlepszych stron. Zneutralizowaliśmy te atuty, a w odpowiednim momencie zaskoczyliśmy.
Charakterystyczne dla tego meczu było dążenie do strzelania kolejnych goli do końca. 2:0 was nie zadowalało i dopięliście swego w doliczonym czasie.
Trzeci gol należał się kibicom za dobry doping przez całe spotkanie. To była wisienka na torcie.