Cracovia zremisowała w sobotnie popołudnie na własnym stadionie ze Stalą Mielec 1:1.
Pierwszy kwadrans należał do Cracovii. – Zaczęliśmy od kilku bardzo dobrych akcji, ale uderzaliśmy zbyt nerwowo. Po dwóch czy trzech niepotrzebnych stratach zespół Stali nieco się podbudował i stworzył groźną sytuację. W drugiej połowie chcieliśmy narzucić wysokie tempo, ale zbrakło nam trochę szybkości przy zmianie kierunku. Stal czekała na kontrataki, a my za łatwo traciliśmy piłkę – mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener Pasów Michał Probierz.
Sprawiedliwy remis
Krakowski zespół po raz kolejny nie potrafił otworzyć wyniku spotkania, a w końcówce musiał odrabiać straty. – Oddaliśmy ponad dwadzieścia strzałów. Niestety niewiele było celnych, bo czasem za szybko, a czasem zbyt nerwowo uderzaliśmy. Zagraliśmy jednak do końca. Pokazaliśmy charakter, ale podobnie jak w poprzednim meczu możemy żałować, bo mogliśmy wygrać. Najważniejsze dla nas jest to, że nie mamy już ujemnych punktów i mam nadzieję, że w kolejnych meczach będziemy się piąć do góry – zakończył szkoleniowiec.
Blisko niespodzianki była drużyna z Mielca. – Zespół w ofensywie zagrał o wiele lepiej niż dwa tygodnie temu. Jest to dla mnie powód do zadowolenia. Rozłożyliśmy siły na całe dziewięćdziesiąt minut. Mogliśmy pokusić się nawet o zwycięstwo, jednak z przebiegu gry i sytuacji bramkowych jest to sprawiedliwy remis – podkreślił opiekun Stali Dariusz Skrzypczak.
Stoper w roli napastnika
Piłkarze Cracovii mogą odczuwać niedosyt, zwłaszcza że podzielili się punktami z kolejnym beniaminkiem. – Żałujemy, że po pierwszej połowie nie poszliśmy za ciosem. Powinniśmy bardziej przeważać nad rywalem i dążyć do strzelenia bramki. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to ciężki mecz. Trener odpowiednio nas na ten pojedynek nastawił. Możemy ubolewać nad tym, że przy naszych sytuacjach zabrakło wykończenia i nie otworzyliśmy wcześniej wyniku – mówił przed klubową kamerą obrońca Pasów Dawid Szymonowicz.
Na kilka minut przed końcem mielczanie znaleźli lukę w defensywie Cracovii i zdołali pokonać Karola Niemczyckiego. – Jeśli pada bramka, to na pewno trzeba się lepiej zachować – zaznaczył zawodnik, podkreślając jednocześnie, że chwilę przed strzałem doszło do kontrowersyjnej sytuacji, gdzie mógł być faulowany przez rywala. Arbiter jednak był innego zdania.
W doliczonym czasie gry stoper Cracovii wpadł w pole karne i mocnym strzałem zapewnił gospodarzom jeden punkt, zdobywając jednocześnie swoje pierwsze dla krakowian, ale drugie w ekstraklasie trafienie. – Byłem blisko i tak musiałem się zachować. Szkoda, że było już mało czasu i nie zdołaliśmy zdobyć kolejnego gola – ubolewał Szymonowicz.