W Krakowie nie tylko ekstraklasa. Padał deszcz, padały gole

W ostatni weekend piłkarze Garbarni nie mieli powodów do aż takiej radości jak na zdjęciu fot. RKS Garbarnia
Miniony weekend, a zwłaszcza sobota, kiedy rozgrywano mecze trzeciej ligi, upłynęła w małopolsce pod znakiem ulewnych deszczów. Rozgrywanie spotkań w takich warunkach było niemalże bezsensowne, jednak na ulewne deszcze piłkarze odpowiedzieli najlepiej, jak mogli - gradem  bramek. W czterech spotkaniach z udziałem krakowskich drużyn padło łącznie aż 19 goli.

Trudny wyjazd Garbarni


Brązowi w sobotę rozpoczęli serię trudnych spotkań. W najbliższym czasie podopieczni Mirosława Hajdy zagrają z bezdyskusyjnym
liderem - KSZO, a także kadrowym potentatem - Porońcem Poronin. Przed tymi spotkaniami Garbarnia, w hicie kolejki, wystąpiła w Oświęcimiu. Rywalem była Soła, która w zeszłym sezonie wyjątkowo Brązowym leżała. Dwa ligowe zwycięstwa i wygrany
finał małopolskiego Pucharu Polski. Tym razem tak łatwo jednak nie było.

Mecz od zdecydowanych ataków rozpoczęli gospodarze i to oni, po  zmarnowaniu kilku dogodnych okazji, za sprawą trafienia Pawła Cygnara objęli prowadzenie. Po przerwie odpowiedziała  Garbarnia. W 53. minucie efektownym trafieniem bezpośrednio z rzutu wolnego popisał się jej kapitan, Krzysztof Kalemba, a niespełna dziesięć minut później wracający do składu Marcin Siedlarz wykończył świetną akcję Marcina Cygnarowicza. Goście chcieli pójść za ciosem i zdobyć kolejną bramkę, jednak nadziali się w ten sposób na atak Soły. Do remisu doprowadził Paweł Cygnar, sprawiając, że wyrównany mecz zakończył się sprawiedliwym podziałem punktów.

- Spotkanie było naprawdę wyrównane, nie zabrakło walki, zaangażowania i sytuacji po obu stronach. Po przerwie konstruowaliśmy akcje nieco spokojniej, a już przy 2:1 mieliśmy bardzo dobrą szansę, której niestety nie wykorzystałem. Ani przez chwilę nie myśleliśmy o podziale punktów, ale do końca nic nie wpadło - powiedział po końcowym gwizdku napastnik Brązowych, Jakub Wcisło. Remis w Oświęcimiu sprawia, że zachowany zostaje status quo w czubie tabeli. Soła i Garbarnia plasują się kolejno na drugim i trzecim miejscu, za to obie te ekipy odrobiły po jednym punkcie do KSZO - lidera, który sensacyjnie stracił punkty w niedzielę.

Wisła wygrywa w meczu na wodzie

W fatalnych warunkach przyszło zawodnikom rezerw Wisły Kraków oraz Sparty Kazimierza Wielka rozgrywać swoje spotkanie w sobotnie południe. Piłka niemalże przy każdym podaniu stawała na wodzie, a zawodnicy, który zaczynali mecz w czerwonych i białych koszulkach, kończyli spotkanie niemalże na brązowo. Mimo złych warunków atmosferycznych w Myślenicach emocji i bramek jednak nie zabrakło.

Na pierwszą bramkę czekaliśmy do 19. minuty. Wtedy to Grzegorz Gulczyński zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym, a "jedenastkę" na gola zamienił Senegalczyk w barwach Sparty, Pape Drame. Wisła odpowiedziała po kwadransie trafieniem młodziutkiego Konrada Handzlika, ale jeszcze przed przerwą Kamil Dziwiszewski znów dał prowadzenie gościom z Kazimierzy Wielkiej. Druga połowa była jednak koncertem w wykonaniu Wiślaków. Dwie minuty po zmianie stron wyrównał Piotr Żemło, a zawodnicy gości weszli w drugą część meczu najgorzej, jak tylko mogli. Istotnym momentem widowiska było wejście na boisko w 67. minucie Mathieu Scaleta. Rezerwowy Wiślak minutę po tym, jak zameldował się na placu gry dał rezerwom Białej Gwiazdy prowadzenie, a w 72. minucie pewnie egzekwował rzut karny. Co prawda do wyczynu Roberta Lewandowskiego trochę zabrakło, jednak dwie bramki w ciągu pięciu minut od wejścia na boisko również muszą robić wrażenie. Wisła pokonała Spartę 4:2 i z dorobkiem 15 punktów zajmuje w tabeli ósme miejsce.

- Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie dziś łatwo, i faktycznie - nie było. Już w pierwszej połowie, po której przegrywaliśmy, byłem zadowolony z organizacji gry w ofensywie, a po przerwie udało się tę przewagę udokumentować bramkami. Patrząc przez pryzmat trudnych warunków, rozegraliśmy naprawdę niezłe zawody i skonstruowaliśmy kilka ładnych akcji - stwierdził Maciej Musiał, trener Wisły. Ścisk w środku tabeli jest wprost niezwykły. Wisła z 15 punktami na koncie otwiera strefę spadkową, jednak do trzeciej Garbarni ma zaledwie dwa punkty straty. W sobotę rezerwy Białej Gwiazdy czeka kolejny mecz na trudnym terenie. Podopieczni Macieja Musiała pojadą do Bodzentyna, gdzie w poprzedniej kolejce odprawiony z kwitkiem został wicelider tabeli, Soła, która straciła tam pięć goli.

Szok na Suchych Stawach

Niezwykły przebieg miało z kolei najpóźniej rozgrywane z sobotnich spotkań, w którym Hutnik Nowa Huta podejmował na Suchych Stawach Porońca Poronin. Mimo falstartu ekipy z Podhala, dysponujący taką kadrą Poroniec jest faworytem niemalże każdego ligowego spotkania. Takiego obrotu spraw, jaki miał miejsce w Nowej Hucie, nie byłby więc w stanie przewidzieć chyba nikt.

Już kilka chwil po rozpoczęciu meczu piłkę do bramki gości posłał Michał Guja. W 26. minucie wyrównał Rafał Gadzina, jednak to było wszystko, na co tego dnia stać było zespół prowadzony przez Przemysława Cecherza. Spotkanie było swoistym koncertem w wykonaniu Hutnika, który był w tym meczu pod każdym względem lepszy. Dwie W drugiej połowie niefortunnie piłkę do własnej bramki skierował Bartłomiej Piszczek, a w samej końcówce Przemysław Antoniak powiększył rozmiary zwycięstwa. Zupełnie bezradny Poroniec przegrał na Suchych Stawach 1:5, a kibice Hutnika mogli przeżyć radość, jakiej w takim stopniu nie odczuwali już od dłuższego czasu.

- Udało nam się wykorzystać wszystkie swoje atuty. Od początku do samego końca realizowaliśmy wszystko, co sobie zakładaliśmy, byliśmy gotowi na to, co może zrobić Poroniec. Teraz terminarz jest dla nas lepszy, bo gramy na przemian, a nie praktycznie bez przerwy na wyjeździe, jak to miało miejsce dotychczas - podsumował to spotkanie szczęśliwy szkoleniowiec gospodarzy, Mateusz Staniec. Dzięki tak okazałemu zwycięstwu Hutnik wyprzedził w tabeli Porońca, który przed sezonem typowany był przecież jako główny kandydat do awansu. Hutnicy w tabeli zajmują dziesiątą lokatę, a w następny weekend czeka ich wyjazd do Kazimierzy Wielkiej na mecz z beniaminkiem - Spartą.

Pasy przegrywają w Muszynie


Po efektownej serii dwóch z rzędu zwycięstw okraszonych aż jedenastoma zdobytymi bramkami, rezerwy Cracovii pojechały do Muszyny. Rywalem podopiecznych Piotra Góreckiego była drużyna Popradu, która w tabeli plasowała się o jedną lokatę nad Pasami. Sobotnie spotkanie było więc znakomitą okazją do odrobienia punkty straty i przeskoczenia bezpośredniego przeciwnika.

Trener Piotr Górecki w związku z terminem spotkania zmagać się musiał z dosyć trudną sytuacją kadrową. Tego samego dnia swoje mecze rozegrała pierwsza drużyna Pasów, a także juniorzy starsi, którzy w prestiżowych derbach mierzyli się z Wisłą. Górecki nie mógł więc liczyć ani na wsparcie występujących regularnie w rezerwach Mateusza Wdowiaka i Pawła Jaroszyńskiego, ani też na jakiekolwiek inne posiłki z pierwszej drużyny. Spotkanie nie było dla Cracovii łatwe i to gospodarze szybko osiągnęli przewagę. Najpierw w 12. minucie wynik spotkania otworzył Dawid Polański, a dwadzieścia minut później ten sam zawodnik podwyższył prowadzenie Popradu. Cracovia odpowiedziała jeszcze przed przerwą trafieniem Krzysztofa Szewczyka, jednak - pomimo usilnych starań - po zmianie stron nie udało się już doprowadzić do remisu. Spotkanie trzymało w napięciu do samego końca, a w 80. minucie za dyskusje z sędzią ławkę rezerwowych musiał opuścić szkoleniowiec Cracovii, Piotr Górecki. Pasy poniosły więc w Muszynie porażkę - czwartą w tym sezonie, a drugą na wyjeździe.

Rezerwy Cracovii po meczu w Muszynie spadły w tabeli za plecy odwiecznego rywala, Wisły, i plasują się obecnie na lokacie numer dziewięć. Teraz przed podopiecznymi Piotra Góreckiego mecz z Unią Tarnów, po którym nastąpią dwa spotkania z innymi rezerwami - najpierw w Kielcach Cracovia zagra z drugą drużyną Korony, a potem - na stadionie przy Kałuży - dojdzie do Małych-wielkich derbów z Wisłą.

Megasensacja w Woli Rzędzińśkiej, KSZO wreszcie przegrywa

Bezsprzecznie największą sensacją tej serii gier było rozstrzygnięcie jedynego spotkania rozgrywanego w niedzielę. Jedna z czerwonych latarni ligi, Wolania Wola Rzędzińska, podejmowała lidera, który jak dotąd tylko raz dał sobie urwać punkty. Wbrew wszelkim spekulacjom i przewidywaniom to gospodarze sensacyjnie ograli KSZO, wyświadczając przysługę grupie pościgowej na czele z Sołą, Garbarnią i Popradem.

Komplet rezultatów w dziewiątej kolejce

Korona II Kielce - Czarni Połaniec 2:2
Unia Tarnów - Wisła Sandomierz 2:1
Wisła II Kraków - Sparta Kazimierza Wielka 4:2
Soła Oświęcim - Garbarnia Kraków 2:2
Beskid Andrychów - Łysica Bodzentyn 1:2
Poprad Muszyna - Cracovia II 2:1
Podhale Nowy Targ - Spartakus Daleszyce 2:0
Hutnik Nowa Huta - Poroniec Poronin 5:1
Wolania Wola Rzędzińska - KSZO Ostrowiec Świętokrzyski 3:1