Wisła nauczyła się „przepychać mecze”? „Chcąc nie chcąc dostosowaliśmy się do rąbanki”

W meczu Wisła-Chrobry nie brakowało ostrych starć fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl

Rywale punktują, więc trzy kolejne zwycięstwa nie dały krakowianom większej przewagi, ale ostatnie mecze nieźle wróżą przed finiszem sezonu w I lidze.

Z trzech wygranych z rzędu wiślacy po raz ostatni cieszyli się na przełomie września i października, gdy zwolnionego Kazimierza Moskala zastąpił Mariusz Jop. Wówczas krakowianie rozbili Odrę Opole (5:0), pewnie wygrali w Siedlcach z Pogonią (3:1) i w pełni zasłużenie ograli ówczesnego lidera Bruk-Bet Termalicę Niciecza (2:0). Po marcowej przerwie na kadrę podopieczni Jopa pokonali 2:1 Kotwicę Kołobrzeg, 1:0 Wartę Poznań i 2:1 Chrobrego Głogów. W dwóch meczach musieli odrabiać straty.

– Wydaje mi się, a ostatnie mecze na to chyba wskazują, że trochę chcąc nie chcąc dostosowaliśmy się do tej „rąbanki" w I lidze. Czasami mecze może nie wyglądają tak, jakbyśmy chcieli, ale chyba wszyscy się zgodzimy, że jeśli mamy mieć „złe trzy punkty”, to przełkniemy i to, że nie wygrywamy po 3:0, 4:0 – powiedział po pokonaniu Chrobrego w rozmowie z wislaportal.pl Alan Uryga, kapitan Białej Gwiazdy.

Nieskuteczność wciąż jest problemem

Nie jest tak, że ostatnio zespół tworzy mniej sytuacji. Z Kotwicą oddał 29 strzałów (8 celnych), przeciwko Warcie 21 (12 celnych), a z Chrobrym 22 (6 celnych) – dane podajemy ze TVP Sport. Strzelił z nich kolejno dwa, jeden i dwa gole. Współczynnik goli oczekiwanych (xG) w pierwszym i drugim meczu wynosił około cztery, a w ostatnim – dwa (dane za sofascore.com). Piętą achillesową wiślaków wciąż jest skuteczność. Taki Łukasz Zwoliński na wiosnę ani razu nie pokonał bramkarza, a spokojnie mógł mieć cztery-pięć trafień. Wygraną z Chrobrym zapewnił Angel Rodado, który znów zdobył bramkę dzięki swojemu kunsztowi, a nie po świetnie wypracowanej sytuacji. W przypadku Hiszpana współczynnik xG wynosił ostatnio 0,2, a dla Zwolińskiego 0,42.

Mniej pięknie, ale skuteczniej

– Tracąc bramkę jako pierwsi, gramy do końca i robimy to z wiarą, nie poddajemy się. To nie jest kwestia tych trzech spotkań, bo było wiele takich meczów. Gramy o zwycięstwa i mimo że nie w każdej fazie jesteśmy zespołem, który w pełni kontroluje mecz, to zwyciężamy, bo to jest głównym celem. Pamiętam, że było sporo uwag, że stwarzamy sporo sytuacji u siebie, a jednak nie możemy wygrać, więc teraz to robimy i z tego się cieszymy – mówi trener Jop.

– Oczywiście chciałoby się zawsze, żeby to były piękne, wysokie zwycięstwa, natomiast to jest końcówka sezonu. Ostatnio przyjeżdżają zespoły, które grają o utrzymanie. Tam jest bardzo dużo ambicji, bardzo dużo walki, ale też mają swoje atuty i próbują się przeciwstawić, więc czasami musimy również bardzo mocno pracować w obronie. To jest kluczem do tego, żeby wygrywać kolejne spotkania – dodaje opiekun Białej Gwiazdy.

Niektórzy zawodnicy Wisły mają już w nogach ponad 35 spotkań, bo jesienią grali w europejskich pucharach. Rekordzista Rafał Mikulec wystąpił w 37 i zaliczył ponad 3200 minut. Angel Baena, Bartosz Jaroch i Angel Rodado zagrali w 36, z czego dwaj ostatni grali ponad 3 tys. minut.

Górnik Łęczna wygra walkowerem?

Krakowianie mają na koncie 46 punktów i pięć punktów przewagi nad Górnikiem Łęczna, który też chce zagrać w barażach. Wszystko wskazuje, że drużyna z Lubelszczyzny zmniejszy dystans do trzech punktów, bo wygra walkowerem zremisowany 0:0 mecz z Kotwicą. Od 82. minuty w drużynie beniaminka na boisku przebywało trzech zawodników spoza Unii Europejskiej, a przepisy stanowią o maksymalnie dwóch. PZPN bada sprawę.

– Wydawało się, że wynik ułożył się pod nas, a jednak może być tak, że nawet tak absurdalna sytuacja spowoduje, że Łęczna zdobędzie trzy punkty. Śmialiśmy się, że w tej lidze już chyba nic nas nie zdziwi – skomentował Uryga.