– Jeszcze rok temu miałbym problem z celnym dośrodkowaniem lewą nogą, odpowiednim ułożeniem ciała. Jest coraz lepiej, ale nadal będę pracował, bo jedna asysta w tym sezonie nie oznacza, że jest super – mówi obrońca Wisły Kraków.
Piłkarze Radosława Sobolewskiego w dwóch ostatnich meczach przed własną publicznością strzelili dziesięć goli. Przed przerwą na reprezentację „szóstkę” dostał Znicz Pruszków, a w piątek „czwórkę” Resovia.
– W Arłamowie [Wisła spędziła kilka dni na zgrupowaniu – przyp. red.] pracowaliśmy nad tym, by wygrywać z drużynami, które od początku są nastawione na defensywę. Znaleźliśmy na to sposób i myślę, że było to widoczne. Od początku były sytuacje, Resovia gubiła się pod swoim polem karnym. Jednym z naszych pomysłów było uderzanie z dystansu i bardzo dobrze to zadziałało. Cieszę się, że od początku realizowaliśmy założenia, bo bywały mecze, kiedy jedno sobie mówiliśmy, a potem nie do końca wyglądało to tak, jak powinno – mówi 22-latek.
Wisła Kraków – Resovia. Uryga postawił kolegów do pionu
Krakowianie wygrali w pełni zasłużenie. Nie wykorzystali kilku lepszych okazji, ale potrafili wykorzystać też błędy rywali. Mieli jeden kryzys, gdy goście w 81. minucie zdobyli bramkę kontaktową. – Głupia strata, złe ustawienie w defensywie. Mogliśmy temu zapobiec. Przez cztery-pięć minut nie wyglądaliśmy tak, jak planowaliśmy, ale trzeci gol zamknął sprawę. Końcówka była już spokojna – opisuje odczucia z murawy.
Przekonuje, że w szybkim otrząśnięciu się pomógł kapitan zespołu Alan Uryga. – Wiadomo, że umiejętności czysto piłkarskie ma na bardzo wysokim poziomie i jest ostoją defensywy. Ważne jest też to, że często nas mobilizuje, podpowiada, „trzyma” defensywę w koncentracji, by nie odpuszczać. Straciliśmy bramkę na 2:1 i potrzebowaliśmy kogoś, kto wstrząśnie zespołem, by jak najszybciej wrócić do normalnego trybu. Alan tak właśnie zrobił, a naszą nową umiejętnością jest wyciąganie wniosków w trakcie gry i przemiana w gorszym momencie. Ze Zniczem i Resovią były takie chwile, ale potrafiliśmy zmieniać mentalność i styl – uważa Szot.
Droga do ekstraklasy
Biała Gwiazda jest niepokonana od ośmiu spotkań. Obrońca był nieco zaskoczony informacją, że pierwszy raz w tym sezonie wygrali dwa kolejne spotkania. Liczy, że przyjdą kolejne, z Podbeskidziem na wyjeździe i Zagłębiem przy Reymonta. – Mamy nadzieję, że do kolejnej przerwy na kadrę zdobędziemy dużo punktów, nie będziemy remisować i przegrywać. Uważam, że tylko wygrywając seriami można awansować do ekstraklasy – podkreśla. – W ostatnich meczach czujemy moc, rozkręcamy się w ofensywie i defensywie. Z czasem się zgraliśmy, bo początek nie wyglądał tak, jak sobie założyliśmy – przyznaje.
Trener tak chciał
Szot nie zawsze gra w pierwszym składzie, czasem cały mecz spędza na ławce. Jest jednak wiernym „żołnierzem” trenera Radosława Sobolewskiego, który przeważnie nie zawodzi w ważnych chwilach. W piątek na lewej obronie nie mógł wystąpić pauzujący jeszcze za czerwoną kartkę David Junca, a młody Jakub Krzyżanowski dopiero w środę wrócił ze zgrupowania reprezentacji juniorów. Gdy Wisła opublikowała skład z Szotem, który jest nominalnym prawym obrońcą, niektórzy kibice zaczęli grymasić w mediach społecznościowych. Dobrą postawa i asystą krakowianin nie dostarczył krytykom argumentów do pomeczowego narzekania.
– I bardzo dobrze, bardzo dobrze! – uważa Szot. – Staram się nie czytać i nie słuchać opinii osób z zewnątrz. Najważniejsze jest to, co wie trener, który widzi, jak ja i inni zawodnicy się prezentują. Czasem dany piłkarz i ustawienie są wybierane pod konkretnego przeciwnika. Raz jest potrzebny ten zawodnik, innym razem drugi. Trener uznał, że w tym spotkaniu dobrze się spiszę na lewej obronie i dość fajnie się pokazałem, zaliczyłem też pierwszą asystę w sezonie. Mam nadzieję, że asyst i bramek będzie coraz więcej. Nie chciałbym być piłkarzem, który tylko nic nie zawali, ale mam zamiar coś wnosić w ważnym momencie. Mam nadzieję, że częściej będę zamykał usta różnym „ekspertom”.
Po prostu praca
Gra Szota jest dobitnym przykładem na to, że praca przynosi efekty. Jest przecież prawonożny, a przeciwko Resovii w biegu odpowiednio dostarczył piłkę na głowę Angela Rodado. – Jeszcze rok temu miałbym problem z celnym dośrodkowaniem lewą nogą, odpowiednim ułożeniem ciała. Jest coraz lepiej, ale nadal będę pracował, bo jedna asysta w tym sezonie nie oznacza, że jest super. Pamiętam jednak, że w poprzednim też miałem z lewej – podkreśla.
– Jeżeli trener w treningu wystawia mnie na lewej obronie, to jestem zmuszony ćwiczyć drugą nogą dośrodkowania, podania prostopadłe, do boku, w poprzek. Widać, że przynosi to efekty – cieszy się gracz Wisły.