Huśtawka nastrojów w Lublinie. Puchar Polski dla Cracovii! [ZDJĘCIA]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

KORESPONDENCJA Z LUBLINA. Taka sobie pierwsza połowa, kapitalna druga, a potem dogrywka i szalona radość. Cracovia pokonała po dogrywce Lechię 3:2 i zdobyła pierwsze od 72 lat trofeum! Krakowianie dwukrotnie odrabiali straty, pomogła im w tym czerwona kartka obrońcy Lechii.

Zwycięzca otrzymał puchar, medale i trzy miliony złotych. Przegranemu do pamiątkowych krążków dołożono 500 tysięcy. Piłkarze Cracovii wykorzystali pierwszą w 114-letniej historii szansę na zdobycie krajowego pucharu. To sukces, który można wpisać do CV, daje on jednocześnie awans do europejskich pucharów. Na boisku leżały też ogromne pieniądze. Według informacji WP Sportowe Fakty premia za pierwszy w historii puchar opiewa na dwa miliony złotych. Do tego Janusz Filipiak obiecał zespołowi, że w przypadku tryumfu wypłaci mu pieniądze, których zrzekł się w ramach walki ze skutkami epidemii, czyli 50 procent wysokości kontraktów z ostatnich miesięcy.

Filipiakowi wiele można zarzucić, nie lubić go, ale warto docenić cierpliwość. Piątkowy sukces to dopiero pierwsze trofeum odkąd na początku stulecia zainwestował w klub. W końcu przy ulicy Kałuży mogą włożyć coś nowego do gabloty. Finał PP zamknął też kolejną dekadę pracy Michała Probierza, rozpoczętą poprowadzeniem Jagiellonii Białystok do zdobycia PP w 2010 roku. W Polsce w tym czasie dwukrotnie prowadził Jagiellonię Białystok, Lechię Gdańsk i Cracovię i przez dziesięć lat kilka razy był blisko. W końcu znów ma „coś” w garści.

Atmosfera dopiero na stadionie

W stolicy województwa lubelskiego nie było czuć atmosfery spodziewanego sportowego święta, które z powodu pandemii przeniesiono na wschód ze Stadionu Narodowego. Kiedy po przyjeździe do miasta zapytaliśmy przechodniów o piątkowy finał i komu będą kibicować, część nie wiedziała, że taki mecz się odbędzie. O nadchodzących emocjach przypomniały dopiero autokary z kibicami w kolorowych koszulkach, setki funkcjonariuszy, radiowozy i policyjny helikopter na wysokości kilkunastu pięter.

Kilkanaście minut przed gwizdkiem Pawła Raczkowskiego na Arenie Lublin pojawił się Jacek Majchrowski. Prezydent Krakowa nie należy do najbardziej mobilnych gospodarzy miast, ale przyjechał trzymać kciuki za Pasy i był jednym z niespełna czterech tysięcy widzów, którzy mogli obejrzeć spotkanie na żywo.

Prezent od Helika

Przed meczem często słyszeliśmy slogan, że finałów się nie gra, tylko się je wygrywa. W tym wyświechtanym powiedzeniu jest jednak sporo prawdy. Podobnie jak w tym, że w takich spotkaniach błędy kosztują dużo więcej, a rany goją się dużo dłużej. Przekonał się o tym Michał Helik, który w 20. minucie stracił piłkę niedaleko pola karnego. Jego błędu koledzy nie zdążyli naprawić i po chwili z bliska skutecznie strzelił Omran Havdary.

Lechia mogła do przerwy prowadzić wyżej. Po objęciu prowadzenia podopieczni Piotra Stokowca niepokoili Lukasa Hrossę, ale brakowało jej celnych strzałów. Cracovia, co nie dziwi, stawiała na akcje skrzydłami. Dośrodkowania i płaskie zagrania często nie trafiały jednak do adresatów.

Strata zmusiła Pasy do ataku pozycyjnego, z którym problem ma większość polskich zespołów. Gdańszczanie mieli korzystny wynik i nie kwapili się do prowadzenia gry. Pod wodzą Stokowca już nie raz udowadniali, że całym zespołem potrafią wybronić zwycięstwo. Przewaga Cracovii nie była jednak iluzoryczna, bo stwarzała konkretne sytuacje. Z metra piłkę mógł wpakować David Jablonsky, ale do końca naciskał go Rafał Pietrzak. Zawodnik rywala interwencję przypłacił kontuzją i zakończył występ.

Pecha miał także Florian Loshaj, który trafił w słupek. Idealnie wszystko zrobił Pelle van Amersfoort, który lubi grać przeciwko Lechii. W tym sezonie strzelił już czwartego gola temu zespołowi. W Lublinie, po dośrodkowaniu Kamila Pestki, zachował spokój i wyrównał w typowy dla siebie sposób, stawiając nie na siłę, ale na technikę uderzenia.

Kilka minut wcześniej bardzo ważny pojedynek wygrał Hrosso. Sam na sam ze Słowakiem wychodził rezerwowy Conrado. 

Huśtawka nastrojów

Gospodarze spotkania nie spuszczali z tonu i byli lepsi. Stokowiec posłał do boju super rezerwowego Łukasza Zwolińskiego. Emocje zaczęły sięgać zenitu, a radość mieszać z chwilowym załmaniem. Kwadrans przed końcem ławka Cracovii jeszcze mocniej eksplodowała, ale po kilkudziesięciu sekundach sędzia Paweł Raczkowski zgasił ich radość. VAR wychwycił, że Cornel Rapa zdobył bramkę pomagając sobie ręką.

Rywale odetchnęli z ulgą, ale ciśnienie szybo podniosła im czerwona kartka Mario Maloczy po brutalnym faulu na van Amersfoorcie. Mimo to obrońcy tytuu zdołali wyjśc na prowadzenie po trafieniu Patryka Lipskiego, który ledwo co pojawił się na murawie. Mało? Nie minęły trzy minuty, a znów był remis. Tym razem już nikt nie przeszkodził Davidowi Jablonsky'emu w trafieniu na listę strzelców.

Pasom udało się uniknąć karnych, które zawsze są loterią. Dwie minuty przed końcem dogrywki na 3:2 strzelił Mateusz Wdowiak. Wychowanek krakowskiego klubu razem z kolegami przeszedł do historii.

Cracovia – Lechia Gdańsk d. 3:2 (2:2, 0:1)

Bramki: van Amersfoort (65.), Jablonsky (88.), Wdowiak (118.) – Haydary (20.), Lipski (85.).

Cracovia: Hrosso – Rapa, Helik, Jablonsky, Pestka – van Amersfoort, Loshaj (113. Dimun) – Wdowiak, Fiolić, Hanca (120. Siplak) – Lopes (82. Vestenicky).

Lechia: Alomerović – Fila, Nalepa, Maloca, Pietrzak (53. Conrado) – Makowski, Gajos (71. Zwoliński), Kubicki – Haydary (83. Lipski), Paixao (107. Kryeziu), Udovicić.

Żółte kartki: Wdowiak, Pestka – Nalepa, Kubicki, Alomerović, Conrado.

Czerwona kartka: Maloca (80., brutalny faul).

Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa).


News will be here