Po meczu w Chorzowie na Stadionie Śląskim porozmawialiśmy z sędzią Szymonem Marciniakiem. Najlepszy polski arbiter podkreśla, że kibice zrobili na nim duże wrażenie. Mówi, że sędziował jak w Lidze Mistrzów.
Michał Knura, LoveKraków.pl: Obsada sędziowska wskazywała, że to najważniejszy mecz weekendu w Polsce. Jak się panu pracowało na Stadionie Śląskim?
Szymon Marciniak, sędzia meczu Ruch-Wisła: Dla mnie nie ma różnicy, czy pracuję w Lidze Mistrzów, czy w polskiej lidze, ale rzeczywiście oprawa tego spotkania pokazywała, że było to święto. Fajnie się pracuje, gdy dobrze dogaduje się z zawodnikami, chcą grać w piłkę, trybuny są pełne i jest fajna atmosfera bez bluzgów. Wtedy jest łatwo, miło i przyjemnie i tak było.
Jak spisywali się piłkarze? Mimo wysokiego zwycięstwa gości, raczej podchodzili do siebie z szacunkiem, pokazał pan tylko dwie żółte kartki.
Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Oczywiście poradziłbym sobie, gdyby szacunku nie było, ale to działa w obie strony. Ja daję szacunek piłkarzom, oni mi go oddają. Oni wiedzą, że mogą zająć się piłką, bo ja nie pozwolę na to, żeby ktoś się kopał, grał chamsko. Z drugiej strony daję pograć – myślę, że więcej niż inni – by trochę poczuli tej największej piłki, bo tak się gra w Lidze Mistrzów. Tam się nie gwiżdże pierdół, tylko daje się grać, żeby było płynnie. Taki mecz też lepiej się ogląda i myślę, że zawodnikom to pasowało.
Emocje jak na Lidze Mistrzów? Atmosfera była kapitalna, jak na najlepszych stadionach w Europie. Pod koniec pierwszej połowy dłuższa przerwa z powodu odpalenia rac.
Przyznam szczerze, choć nie wiem czy mogę to mówić, że białe race nikomu nie przeszkadzały, dym z nich poszedł w górę. Kolejne, kolorowe, były trochę ciężkie. Mnie to mniej przeszkadza, bardziej zawodnikom, bo to ich wybija z rytmu. Taka jest prawda, bo oni sami podeszli i powiedzieli, że ich to wybiło, ale taka jest kolej rzeczy, kibic się bawi. Czasami myślę, że oni nie zdają sobie sprawy, że to aż tak będzie i stracimy dziesięć minut. Było minęło. Na szczęście – jak ja to mówię – nie ma ofiar, wszyscy zadowoleni. No, poza piłkarzami Ruchu, bo im nie wyszło, ale jeżeli chodzi o święto dla kibiców, to było rewelacyjnie.
Jest pan zadowolony ze swojej postawy?
Dopiero jak obejrzę powtórkę, to będę mógł wskazać błędy, bo zawsze coś jest, nigdy nie jest idealnie. Z dużych rzeczy nic nie było. Umówmy się – dziś ciężko było to zepsuć. Jak człowiek jest skoncentrowany, to nie ma opcji, żeby coś mu uciekło. Nie ma mniej ważnych meczów. Zawodnikom też to pasowało, nikt nie skakał, nikt nie marudził. Po prostu grali w piłkę, a wygrał lepszy zespół.