Jarosław Królewski: W Wiśle nie było nawet dobrze przygotowanej listy płac

Jarosław Królewski sprzedaje karnety na mecze Wisły (Archiwum) fot. Wisła Kraków

Jeden ze współwłaścicieli Białej Gwiazdy i wiceprzewodniczący rady nadzorczej był w czwartek gościem cyklu #opartenafaktach. – Chciałbym, by Wisła była klubem z klasą – mówił podczas spotkania prowadzonego przez Michała Trelę z "Przeglądu Sportowego".

Królewski, prezes Synerise, został zimą członkiem grupy ratunkowej, która miała za zadanie utrzymać przy życiu Wisłę Kraków po turbulencjach związanych z nieudolną próbą sprzedaży klubu. Razem z Tomaszem Jażdżyńskim i Jakubem Błaszczykowskim pożyczyli spółce ponad cztery miliony złotych. Do dziś to oni (reprezentantem piłkarza w radzie nadzorczej jest jego brat – Dawid Błaszczykowski) podejmują kluczowe decyzje.

Królewski mówił, że sytuacja Wisły jest coraz lepsza. Zimą w skali 1-10 jej stan oceniał na „1”, a teraz przekonuje, że w drodze do normalności zarządzający klubem są „w drugiej połówce". Obecnie dług wynosi poniżej 30 milionów złotych. Zimą dochodził do 40 milionów.

Rzadko twarzą w twarz

– To wszystko się dzieje dzięki większości wierzycieli, którzy zgodzili się zrestrukturyzować dług. Z miastem mamy wyzwanie. Rozumiemy ograniczenia, ale będziemy próbować kolejnych rozwiązań – zapewnił.  Dodał, że zaakceptowałby „pomoc miasta dla Cracovii, która miałaby problemy”.

Królewski, Jażdżyński i Błaszczykowski spotykają się bardzo rzadko. Decyzje podejmują przez komunikatory internetowe. – 90 procent zapadło przez aklamację, nigdy nie głosowaliśmy. Jeżeli są różnice, to wtedy się spotykamy, przeważnie Kuba wychodzi z inicjatywą. Liczę naszych spotkań twarzą w twarz można byłoby policzyć na palcach dwóch rąk – zdradza.

Królewski zaangażował się w Wisłę, bo na pierwsze trudne miesiące prezesem został Rafał Wisłocki, jego przyjaciel ze szkoły i boiska. Jego firma zajmuje się sztuczną inteligencją i big data, dlatego chciałby zmienić Wisłę także technologicznie.

– To mój obowiązek. Zmieniliśmy sporo jeżeli chodzi o serwery, chmury, dane prywatności. Mniej spraw wypływa z klubu – stwierdził. 

– Gdy dowiedziałem się, że duże serwisy ręcznie liczą podania, załamałem się – śmiał się. Po czym dodał, że technologia w piłce powinna być, ale na boisku jak najmniej – dodał.

Wisła bez odpowiedniej listy płac?

Na długo zapamięta nocne szukanie banku w Szwajcarii, by uratować kontrakt Martina Kostala. Wyłożył pieniądze, by Słowak nie mógł odejść za darmo z powodu zaległości w wypłacie pensji.  – Zadzwoniłem do żony i powiedziałem: kupujemy piłkarza. Akurat miała konto w tym samym banku, co Wisła – mówi.

– Wówczas wyszło, że w tym czasie klub nie miał nawet dobrze przygotowanej listy płac – twierdził.

Negatywnie zaskoczyły go również długoterminowe umowy podpisane przez poprzednie zarządy. Uważa, że bez tych „problemów” Wisła mogłaby być już w lepszym stanie, ale…  – Zrobiliśmy duży progres jako organizacja. Ta runda będzie przełomowa, by myśleć o czymś lepszym w przyszłości – zapewnił.

Chce, by Biała Gwiazda potrafiła być zadziorna w social mediach, ale nade wszystko, by można ją było nazywać klubem z klasą. – Wisła to dla mnie jedno duże szkolenie – przyznał.

Na razie nie zanosi się na wejście do klubu inwestora, który zastąpiłby obecnie rządzącą trójkę. Chętni podobno byli, ale żaden nie okazał się na tyle przekonujący – zdaniem Królewskiego – by oddać go w jego ręce i zrobił coś więcej, niż obecni właściciele.

– Zdziwiłbym się, gdyby do Wisły wszedł inwestor, o którym bym nie wiedział. To by oznaczało, że coś źle zrobiłem – tłumaczył, odpowiadając na pytania widzów.


News will be here