Wisła Kraków. Piłkarze odzyskani

fot. Bartek Ziółkowski

Dyrektor sportowy zbierający doświadczenie i trener wyciągnięty zza biurka. Piłkarze w większości zapomniani, odstawieni lub tacy, którzy jeszcze niedawno chcieli z Krakowa jak najszybciej uciec. To oni są dziś liderem ekstraklasy.

Zdarzają się jeszcze ludzie deprecjonujący wpływ trenera na zespół. Kiedy zaglądam na mecze niższych lig, ławeczka panów po 70-tce nie tylko śledzi piłkę latającą od jednego pola karnego do drugiego na wysokości trzeciego piętra. Dyskutują też o tym „co leci w telewizorze”. Legia, Wisła, Podbeskidzie. Barcelona, Chelsea, Bayern. „Dobrzy piłkarze nie potrzebują trenera. Ja bym stanął przy ławce i też by wygrali” – nie raz słyszałem na meczu klasy A lub B.

W poważnym futbolu, w zespołach szczególnie naszpikowanych gwiazdami, którzy razem z umiejętnościami wnoszą do szatni swój charakter i oczekiwania, oprócz zaplanowania strategii gry trener musi pogodzić aspiracje jednostek. Tak, by zadowoleni byli poszczególni piłkarze, a zespół wyciągał maksimum.

Jest też druga strona medalu, gdy nie masz piłkarzy lepszych od rywali, ale potrafisz zbudować z nich lepszą drużynę. Na razie sztuka ta udaje się w Wiśle Maciejowi Stolarczykowi. Trenerowi wyciągniętemu zza dyrektorskiego biurka, dla którego praca przy Reymonta jest pierwszym sprawdzianem w ekstraklasie, udało mu się zbudować zespół, który po ośmiu kolejkach niespodziewanie, ale zasłużenie jest liderem ekstraklasy.

Styl i atmosfera

– Nie o lidera tu jednak chodzi na tym etapie rozgrywek. Za pięć kolejek Wisła może być czwarta, a na koniec sezonu szósta, bo nie ma najliczniejszej kadry. Trudny moment dla tej ekipy jeszcze przyjdzie. Stolarczykowi należą się duże brawa nie za to, które jego zespół zajmuje miejsce, ale za styl gry i odkurzenie wielu piłkarzy. Nikt nie gra dziś lepiej w piłkę w polskiej lidze. To styl, który uwielbiają krakowscy kibice – mówi Andrzej Iwan, legenda Wisły.

Wisła strzeliła najwięcej (17) i straciła najmniej bramek (7, razem z Jagiellonią). Na osiem spotkań tylko jedno jej nie wyszło. We Wrocławiu nie zasługiwała na remis, ale wygrała rzutem na taśmę. W myśl powiedzenia szczęście sprzyjało lepszym.

Kiedy rozmawia się z otoczeniem trenera Stolarczyka, wszyscy podkreślają, że zbudował świetną atmosferę. „Trener przywrócił w szatni atmosferę z czasów Frankowskiego, Żurawia, Baszcza, Głowy, którą współtworzył” – to cytat z Twittera Ryszarda Niemca, prezesa Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, który takie słowa usłyszał po meczu z Lechią od Jarosława Krzoski, kierownika Wisły.

– Trener Stolarczyk ma bardzo dobre podejście pedagogiczne – słyszymy od Rafała Barana, dietetyka pierwszego zespołu.

W szatni panuje świetna atmosfera, jeden za drugiego idzie w ogień. Widać to nie tylko w mediach społecznościowych, gdzie piłkarze na różne sposoby odmieniają słowo „drużyna”.

Pokazali to też na boisku, w przywołanym wyżej meczu ze Śląskiem. Sześć minut po przerwie ofiarnie bronili pustej bramki i uchronili drużynę przed stratą gola. Gdyby jeden z nich się zawahał, pomyślał „niech zrobi to on, ma bliżej”, Wisła przegrywałaby 0:1.

Stolarczyk przychodził do klubu w krytycznym momencie. Słuszne były obawy, czy sobie poradzi i czy nie zabraknie mu doświadczenia, bo ligową drużynę (w I lidze) samodzielnie prowadził osiem lat temu. I nie odniósł sukcesu. Choć w wyborach na trenera sierpnia wyprzedził go Piotr Stokowiec z Lechii Gdańsk, w oczach kibiców, nie tylko Wisły, to on zasłużył na to wyróżnienie. Stolarczykowi nie zależy jednak na nagrodach i nie zachwyca się pozycją lidera na 29 kolejek przed końcem sezonu.

Piłkarze odzyskani

Od trzech meczów Stolarczyk wystawia identyczny wyjściowy skład. W pierwszej jedenastce nie brakuje piłkarzy, którzy w erze Hiszpanów byli skreśleni lub zapomniani.

W bramce stoi Mateusz Lis. Absolutny debiutant w ekstraklasie, który nie dostał szansy w Lechu Poznań. pierwszoligowym Rakowie Częstochowa w ubiegłym sezonie nie rozegrał wszystkich meczów. W Wiśle nie jest postacią wyróżniającą się, ale Stolarczyk dał mu kredyt zaufania i kilka niepewnych interwencji nie spowodowało, że usiadł na ławce. Choć ma nad czym pracować, zdołał już znaleźć się w „11” kolejki po meczu we Wrocławiu.

Jakub Bartkowski jest chyba najrówniej grającym zawodnikiem. Prawy obrońca ważnym ogniwem zaczął być pod koniec ubiegłego roku, najpierw u Kiko Ramireza, a potem Joana Carrilli. U Stolarczyka również ma pewne miejsce w składzie, ale długo musiał walczyć o powrót do ekstraklasy. Przed przyjściem do Wisły występował nawet w II lidze.

Na środku obrony występują Marcin Wasilewski i Maciej Sadlok. Klasy i charakteru pierwszego nikomu nie trzeba przypominać. Pod koniec roku przychodził do Wisły po długiej przerwie, ale szybko nadrobił zaległości. Na początku miał być uzupełnieniem składu, dziś jest liderem obrony. Sadlok, gdy jest zdrowy, w zespole zawsze ma pewne miejsce. Czy to na środku, czy po lewej stronie.

Po lewej stronie Rafał Pietrzak, jeden z odzyskanych piłkarzy. Wisła ściągała go jako najlepszego obrońcę I ligi, ale długo nie był ważną postacią w zespole m.in. walczył z poważną kontuzją. Wiosną szykował się do odejścia, grał w III lidze w barwach Zagłębia Lubin, gdzie był wypożyczony. Teraz notuje asysty i ma na koncie bramkę. Jerzy Brzęczek powołał go na mecze kadry z Włochami i Irlandią i dał mu zadebiutować.

W pomocy biegają Jesus Imaz, ostatni z hiszpańskiego zaciągu, i Vullnet Basha. Nikt nie miał wątpliwości co do ich umiejętności. W ich przypadku dyrektor Arkadiusz Głowacki i trener Stolarczyk musieli przekonać ich do pozostania. Przekonać, nie zmusić. Przed sezonem obaj najchętniej uciekliby z Krakowa. Teraz są nie tylko w świetnej formie, ale też tryskają optymizmem.

W środku pola piłki rozdziela Dawid Kort. Piłkarz, o którym mówiło się „utalentowany”. Zawodnik był ważnym ogniwem Pogoni Szczecin, ale nowy trener odsunął go od składu. 23-latek podkreśla, że „ze zmianami jest jak z mieszkaniem, które trzeba przewietrzyć” (wywiad dla 2x45.info). Przenosiny na południe razem ze Stolarczykiem wyszły mu na dobrze. On tworzy fajnie grającą drużynę z czołówki. A Pogoń? Jest przedostatnia, bez wygranej w ośmiu meczach.

Akcje Białej Gwiazdy napędzają też Rafał Boguski i Martin Kostal. „Boguś” przejął opaskę od Arkadiusza Głowackiego. 34-latek prochu już nie wymyśli, ma tyle samo przeciwników co zwolenników, ale wciąż potrafi coś dać drużynie. Po meczu z Lechią został wybrany piłkarzem kolejki.

A Kostal? Stolarczyk razem z asystentami wyciągnęli go zakurzonego z zamkniętej szafy. Cichy i zamknięty w sobie Słowak niby był w klubie, ale poprzednicy nie dali mu wiele okazji do zaprezentowania umiejętności. Nowy sztab dotarł do zawodnika i odważnie na niego postawił. Kostala zauważył trener kadry do lat 21.

W ataku – prawdziwa rewelacja! Dziś w Wiśle nikt nie zatęskni za królem strzelców ligi – Carlitosem. Biała ma nowego lidera snajperów (siedem bramek) ekstraklasy. Zdrowy Zdenek Ondrasek rozgrywa najlepszy sezon od lat, kapitanowie innych klubów wybrali go graczem sierpnia. W ostatnich oknach transferowych kibice wręcz modlili się, by często kontuzjowany Czech odszedł i zwolnił wysoki kontrakt. Dziś martwią się, że jego umowa wygasa z końcem grudnia.

Jak cytryna

Po pokonaniu Lechii, na trybunie prasowej dało się słyszeć, że Stolarczyk wyciska z Wisły wszystko, co najlepsze. Jak cytrynę. Kibice Wisły niech się cieszą chwilą i pozycją lidera. Wisła nagle nie zacznie grać „lagi” na Ondraska, ale wyniki mogą się pogorszyć. Trzeba mieć na uwadze, jak rodził się ten zespół i jakie ma ograniczenia. Cytryna daje sok do czasu. Wszystkim przyda się więc szczypta wyrozumiałości, gdy na pewnym etapie sezonu zamiast soku, zaczną wypadać suche pestki.

News will be here