News LoveKraków.pl

Awaria prądu, lornetka sąsiada i popcorn. Ekstraklasa w Niepołomicach od kuchni

fot. Krzysztof Porębski, MK

Ciasno – gdyby historyczny mecz ekstraklasy w Niepołomicach trzeba było podsumować jednym słowem, to użylibyśmy właśnie „ciasno”. To nie znaczy, że było źle.

Spotkanie rozpoczynało się kwadrans po 12, więc do centrum 16-tysięcznego miasteczka dojechaliśmy już przed 11. Przejazd z południa Krakowa zajął nam niespełna pół godziny. Na autostradowej obwodnicy niewielki ruch, w miejscowościach gminy Niepołomice podobnie. Na chwilę zwalniamy przy remizie w Podłężu, gdzie zatrzymuje się autobus 301, który do centrum miasteczka dojedzie kilka minut po nas. Samochód zostawiamy na parkingu niedaleko komisariatu policji. Dużo wolnych miejsc, po rondzie od czasu do czasu przejedzie auto, pojedynczy piesi idą w różne strony.

Kościół przy niepołomickim rynku. Fot. Michał Knura
Kościół przy niepołomickim rynku. Fot. Michał Knura

Spodziewają się remisu

W kościele pw. Dziesięciu Tysięcy Męczenników przy rynku, jednym z dwóch w Niepołomicach, kończy się trzecia msza. „Słuchaj Jezu jak Cię błaga lud, Słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud” – wydobywa się z głośników w czasie adoracji z okazji pierwszej niedzieli miesiąca. Czy ktoś w czasie modlitwy prosi o zwycięstwo Puszczy z Motorem? Niewykluczone. Dla miejscowej społeczności klub jest bardzo ważny. To powód do dumy, łączy pokolenia. Miejscowy proboszcz dobrze to wie, dlatego w kwietniu 2023 roku opóźnił rozpoczęcie liturgii Wielkiej Soboty, by wierni nie musieli wybierać między meczem a pójściem do kościoła. Tym razem żadnych zmian nie było. 45 minut przed pierwszym gwizdkiem rozpoczyna się kolejna msza, następne o 13, 16:30 i 18. W ogłoszeniach parafialnych ani słowa o ekstraklasie.

Trzech mężczyzn koło sześćdziesiątki stoi pod murem na placu przy świątyni z XIV wieku. Pytam, czy wybierają się na mecz. Dwóch idzie, ich kolega nie zdążył kupić biletu i obejrzy w telewizji. Wejściówki rozeszły się w kwadrans. Na kameralnym stadionie komplet publiczności, na dwóch trybunach zasiadło dwa tysiące kibiców. Panowie, z którymi rozmawiam, spodziewają się remisu. Zespół Tomasza Tułacza wygrał dwa ostatnie, w lidze i pucharze, o trzeci tryumf z rzędu będzie trudno.

Dominujący zapach kiełbasy z grilla

Nad miastem górują maszty oświetleniowe stadionu. Kieruję się w stronę ulicy Kusocińskiego. Nie widzę tłumów, ale co druga spotykana osoba ma na sobie szalik Puszczy. Pan w średnim wieku i eleganckim płaszczu zawiesił na szyi szalik zaprzyjaźnionej Garbarni Kraków. Nieodłączny atrybut kibica ma także kilkunastoletni Kuba, którego zaczepiam za przejściem dla pieszych. Przed chwilą kupił nowy, bo dzień jest wyjątkowy. Niewielki sklepik z gadżetami zamknięty na cztery spusty, niektórzy próbują zajrzeć do środka. Klub zapomniał otworzyć? Nic z tego. W niedzielę zakupy można zrobić bliżej stadionu. Przy kibicach kręci się maskotka. Szaliki nieźle się sprzedają, w przerwie meczu jedna z pracownic przechodzi wzdłuż trybuny głównej z kolejnymi, zapakowanymi jeszcze w foliowe woreczki.

Między trybunami ciasno, ale mieszczą się potrzebne na imprezach masowych samochody straży pożarnej i opieki medycznej. Do pierwszego gwiazdka sędziego godzina z hakiem, piłkarze jeszcze w szatni, ale osoby odpowiedzialne za smażenie kiełbasek z grilla mają pełne ręce roboty. Ten intensywny zapach będzie nam towarzyszył do końca meczu.

Stoisko z gadżetami. Fot. Michał Knura
Stoisko z gadżetami. Fot. Michał Knura

Kierujemy się w stronę bramy nr 9. Ochroniarz znajduje nasze nazwiska na liście i zaprasza dalej. Za chwilę przy stoliku w budynku klubowym odbieramy akredytacje. Głodni mogą się posilić dróżdżówką. Są też... żelki i popcorn. Prażoną kukurydzą częstują się m.in. pracownicy biura prasowego Motoru Lublin, którzy po wygranej swojej drużyny uwijają się z przygotowaniem materiałów pomeczowych. Na krześle kilka kartonów z pizzą, ręcznie opisanych „Capriciosa”. Jedzą i pracują, nie mają czasu, by robić to osobno. Kibice Motoru czekają.

Trener Motoru poleca Niepołomice

W sali konferencyjnej tłoczno: dziennikarze, fotoreporterzy, operatorzy kamer. Jeden z redaktorów zaskoczony – miał wrażenie, że pomieszczenie jest kilka razy większe. Od ostatniego meczu w Niepołomicach minęło 21 miesięcy, więc zdążył zapomnieć. Trener gości jest pytany, jak jego zespołowi podoba się w Niepołomicach. W ekstraklasie są przyzwyczajeni do większych stadionów, muraw otoczonych trybunami. Boisko nie prezentowało się źle, chociaż sprawiało wrażenie lekko nasiąkniętego wodą. Do najdłuższych i najszerszych też nie należy, więc niektórzy jeszcze w I lidze kręcili nosem.

– Powtórzę to, co mówiłem już przed wyjazdem. Puszcza awansowała sportowo z II ligi do I i z I do ekstraklasy. Uważam, że klub powinien grać w swoim domu. Boisko było dość grząskie, ale przynajmniej o połowę lepsze niż to mistrza Polski, w Białymstoku – podkreśla Mateusz Stolarski. Dodaje, że wszystkim poleca Niepołomice i nie może doczekać się kolejnej wizyty. Dziękuje za dobre przyjęcie, klubowi życzy wszystkiego najlepszego. Docenia konsekwencję, z którą od lat jest budowana drużyna. Wychodząc z sali rzeczniczka prasowa Ola Sępek wręcza mu niewielką torebkę z upominkiem.

Awaria prądu. Wszystkie ręce na pokład

Wróćmy do meczu. Kilkanaście minut przed doszło do awarii prądu w jednym z obwodów. Muzyka przestaje grać, wyłącza się telebim, na miejscach prasowych przestają się ładować laptopy. Problem udaje się rozwiązać niemal w ostatniej chwili. – Do awarii doszło na słupie przy stadionie. Szybka reakcja Marka Bartoszka spowodowała, że zdobyliśmy bezpieczniki – mówi prezes Jarosław Pieprzyca.

Były prezes, obecnie członek zarządu nie uważa się za bohatera. – W Puszczy stawiamy na grę drużynową. Czasu było mało, zaangażowanych było dziesięć osób. Jeden wiedział, gdzie zadzwonić, drugi – gdzie pojechać, kolejny – jak to zrobić. Do tego prezes był w studiu telewizji Canal+, więc trzeba było szybko podejmować decyzje. O godz. 12:07 telebim „stanął”, a o 12:08 piłkarze wychodzili na boisko. Były to nietypowe bezpieczniki, których akurat nie mieliśmy na terenie obiektu – mówi Marek Bartoszek.

Złaknieni ligowej piłki niepołomiczanie zajmuja wymienione niedawno krzesełka koloru czerwonego. Na środku trybuny głównej kilka kartek z napisem „zarząd” dla władz klubu i ich gości. Sektor prasowy zdecydowanie bliżej prawej strony – trybuny za bramką i pola karnego, na którą w pierwszej połowie atakują goście i w 29. minucie strzelają jedynego gola w spotkaniu. Miejsca dla mediów różnią się od pozostałych doczepionymi małymi pulpitami, na których trudno zmieścić cały komputer. Nie ma jednak co narzekać – trzymanie sprzętu na kolanach to dla nas chleb powszedni. Pod siedziskami gniazdka z prądem, ale w rzędzie, który wcześniej zajęliśmy nie działają. Przenosimy się wyżej.

Trybuna główna. Fot. Michał Knura
Trybuna główna. Fot. Michał Knura

Na trybunie nie ma jak zmieścić cateringu dla VIP-ów, ale udaje się znaleźć rozwiązanie. Po drugiej stronie wąskiej ulicy Kusocińskiego jeden z sąsiadów ma ogródek. W nim staje biały namiot przypominający igloo, z różnymi przekąskami i napojami. Pozostali kibice mogą kupować jedzenie w punktach cateringowych. Lista jest dość długa. Szybko rzucamy okiem: piwo – 15 złotych, kiełbasa z grilla – 22 złote.

Znamy stadion w Niepołomicach, więc wiemy, co nas czeka. Miejsca siedzące znajdują się blisko murawy, piłka czasem wpada na widownię. Jesteśmy dość nisko – trudniej rozpisać poszczególnie formacje i dostrzec zawodnika, który walczy o piłkę po przeciwnej stronie. Daleko wyrzucający auty Dawid Abramowicz próbuje wziąć jak najdłuższy rozbieg, wykorzystując każdy centymetr dzielący ogrodzenie i linię boczną boiska. – Bez jaj, oni rzucają ze środka? Normalni są? – dziwi się siedząca za nami kobieta z Lublina. Jej towarzysz potwierdza. Denerwuje się, mówi co powinien zrobić sędzia.

Miejsca dla mediów. Fot. Michał Knura
Miejsca dla mediów. Fot. Michał Knura


Namiot z cateringiem VIP. Fot. Michał Knura
Namiot z cateringiem VIP. Fot. Michał Knura

Po drugiej stronie nie ma trybuny. Za ławkami rezerwowych już tylko ogrodzenia i droga, a przy niej przyklejone do siebie stare domy. Gdy mecz się rozpoczyna, starszy mężczyzna przesuwa zasłony, opiera się o parapet od środka i przykłada do oczu lornetkę. Tej pozycji długo nie zmieni, krótką przerwę zrobi sobie, gdy piłkarze zejdą do szatni. Kilka osób, w tym kobieta z wózkiem oglądają mecz zza płotu. Momentami mocno szczekają psy biegające na jednej z posesji.

Internet żył wieżyczkami

Wieże na stadionie w Niepołomicach. Fot. Krzysztof Porębski
Wieże na stadionie w Niepołomicach. Fot. Krzysztof Porębski

Po tej samej stronie stoją nowe nowe wieże dla operatorów kamer i komentatorów. Trzeba było je wybudować, by transmisja miała odpowiednią jakość. Jeden z obiektów trzeba było posadowić na działce należącej do prywatnej osoby. Na początku nie było łatwo, ale z sąsiadką udało się porozumieć. Przez dziesięć lat miasto zapłaci za dzierżawę terenu 360 tys. zł.

Kilka dni przed pierwszym meczem w internecie zaczyna się „śmieszkowanie” z wież. Można przeczytać, że gospodarze będą wykonywać z nich auty lub będą grać w Quidditcha, w dyscyplinę znaną z serii filmów o Harrym Potterze. Obiektywnie trzeba przyznać, że na żywo wieże prezentują się lepiej niż na zdjęciach.

Zarywali noce

Po meczu rzeczniczka Puszczy energicznie miesza kawę drewnianą szpatułką. Pytana przez przechodzącą osobę, czyli dali radę, odpowiada twierdząco. Inauguracja się udała, lepszy mógłby być tylko wynik. Co można poprawić przed kolejnymi spotkaniami? – Czekamy na raport z Live Parku. Dużo wysiłku nas to wszystkich kosztowało. Dziękuję pracownikom, którzy wznieśli się na wyżyny, tak samo władze miejskie i pracownicy urzędu. Jesteśmy małą społecznością, rodziną. Niektórzy zarywali część nocy, by wszystko dopiąć na ostatni guzik. Dla nas to było nowe doświadczenie, wewnątrz klubu musimy wyciągnąć wnioski, co możemy jeszcze usprawnić – kończy Jarosław Pieprzyca.