W meczu z Jagiellonią Białystok (1:0) Jacek Zieliński odważnie postawił na debiutanta. W barwach Pasów po raz pierwszy wystąpił Michał Stachera, a za swoją grę zebrał od trenera dużo pochwał.
Jeszcze niedawno 21-letni zawodnik nie spodziewał się, że będzie mu dane zagrać w ekstraklasie. Szansę otworzyły mu problemy kadrowe: kartki Cornela Rapy i kontuzja Otara Kakabadze. Gruzin nabawił się jej w piątek – na ostatnim przedmeczowym treningu.
Trener Pasów miał mało czasu na podjęcie decyzji, ale zamiast zmieniać ustawienie, czy przesuwać kogoś na swoją nienominalną pozycję, postawił na obrońcę – ale z drugiej drużyny Cracovii. Stachera jest w niej podstawowym zawodnikiem. W tym sezonie rozegrał 12 meczów, obejrzał jedną żółtą kartkę.
Wpadł w oko Zielińskiemu
– Podejrzewałem, że mogę zagrać, ale pewność miałem dopiero w sobotę, przed meczem – przyznaje 21-latek, który wskoczył do składu w ostatniej chwili. - Trener Zieliński zawołał mnie przed odprawą. Zakomunikował, że zagram, udzielił mi wskazówek – opowiada.
– Nie było innej opcji. Można było robić roszady, przesuwać, ale chcieliśmy zrobić zmianę jeden do jeden. "Stasiu" wpadł mi już w oko jakiś czas temu. Informację o debiucie przyjął bez mrugnięcia okiem. Jak na młodego chłopaka, który pierwszy raz zagrał na boiskach ekstraklasy, zagrał bardzo dobrze – chwalił po meczu młodego gracza trener Pasów.
Po końcowym gwizdku 21-latek mógł być zadowolony. Cracovia zachowała czyste konto i wygrała z Jagiellonią 1:0, a zwycięstwo zapewnił gol innego z obrońców – Mateja Rodina.
Stres nie związał mu nóg
– Cieszę się, że udało się zadebiutować. Wiadomo, że to wyższy poziom niż trzecia liga, ale starałem się być skoncentrowany i nie popełniać błędów. Czyste konto to kolejny powód do optymizmu. Lekki stresik był, ale taki pozytywny, a nie taki, który wiąże nogi – cieszy się debiutant w składzie Pasów.
Z Jagiellonią Stachera solidnie wywiązał się ze swoich zadań. W ataku często oddawał piłkę i szukał wsparcia kolegów z drużyny, ale czyste konto jest najlepszym dowodem na to, że obrona nie zawiodła.
– Trener wymagał, abym przede wszystkim zagrał konsekwentnie i odpowiedzialnie w obronie, a to, co dodam z przodu, to na plus – wyjawia.
Przez Progres do Cracovii
Michał Stachera urodził się w 2001 roku w Oświęcimiu. Zaczynał w juniorach KS Chełmek, potem grał w młodzieżowych drużynach Górnika Libiąż, Soły Oświęcim i Progresu Kraków, z którego, będąc w liceum, trafił do Cracovii. Przekonał go do tego trener Robert Kasperczyk, który od 2016 do 2020 pełnił przy Kałuży rolę trenera-koordynatora grup młodzieżowych, a potem przeszedł do Podbeskidzia Bielsko-Biała, gdzie objął posadę pierwszego trenera pierwszoligowej drużyny.
– I tak już jestem piąty sezon. Zżyłem się z klubem – przyznaje Stachera, który w Cracovii grał już w Centralnej Lidze Juniorów i rezerwach, a teraz ekstraklasie, choć swoją przygodę z piłką nie zaczynał jako obrońca, ale jako zawodnik ofensywny.
Wolał Ronaldo od Messiego
– Jak byłem młodszy, grałem w ataku lub na skrzydle. Lubiłem oglądać Ronaldo, bardziej niż Messiego – wspomina swoje początki z futbolem.
– Pojedyncze występy na pozycji bocznego obrońcy notowałem już w pierwszym sezonie w Cracovii w Centralnej Lidze Juniorów. Tak na stałe przestawił mnie na tę pozycję trener Giza. W polskiej piłce były takie przypadki, chociażby Łukasza Piszczka. Ale z nim na razie nie mam się co porównywać – uśmiecha się 21-latek.
Nie chce mówić o celach
Przez trzy sezony regularnej gry w drugiej drużynie Pasów Michał Stachera uzbierał już 80 występów w III lidze, zdobył cztery bramki. Teraz na pewno życzyłby sobie, aby debiut w ekstraklasie był początkiem nowego rozdziału w jego karierze.
Po zwycięskim meczu z Jagiellonią do dziennikarzy wyszedł z chłodną głową.
–Nie chcę mówić na gorąco o celach. Cieszę się z tej chwili – przyznaje.
– Pracowałem i czekałem na swoją szansę. W sporcie często jest tak, że musi się nadarzyć okazja i ją wykorzystać – podkreśla zawodnik.