Juvenia Kraków przegrała w wyjazdowym meczu 11. kolejki Ekstraligi z Pogonią Siedlce. Choć do przerwy gospodarze prowadzili zaledwie jednym punktem, w drugiej zupełnie rozbili defensywę Smoków, zdobywając pięć przyłożeń i triumfując 43:7 (8:7). Ten wynik sprawił, że różnica między trzema ostatnimi drużynami w tabeli zmalała i żadna z nich nie może być pewna miejsca w gronie najlepszych polskich drużyn na koniec sezonu.
Mecz w Siedlcach od piątku stał pod dużym znakiem zapytania. Obfite opady śniegu przykryły boisko niemal 30-centymetrową warstwą białego puchu. Gospodarze wiedzieli, że nie będą mogli rozegrać zawodów na głównym stadionie, ale w niedzielny poranek zdołali odśnieżyć boczną murawę i tam, pośród wysokich band śniegu doszło do starcia, którego stawka była bardzo wysoka. Dla Juvenii zwycięstwo oznaczało większy spokój i zabezpieczenie przed spadkiem. Pomóc miał w tym m.in., debiutujący w biało-niebieskich barwach, ale dobrze znany na polskich boiskach Peet Vorster z RPA. Pogoń walczyła o pierwsze zwycięstwo w sezonie i opuszczenie ostatniego miejsca w tabeli.
Po pierwszej połowie trudno było wskazać potencjalnych zwycięzców. Pierwsze punkty zdobyła Pogoń, ale Juvenia odpowiedziała niespełna pięć minut później, wychodząc na prowadzenie 7:5. Zaraz po wznowieniu gry, krakowianie popełnili błąd w przegrupowaniu i sędzia podyktował rzut karny. Mamuka Chanchibadze celnie kopnął między słupy, dając siedlczanom prowadzenie 8:7. Do końca pierwszej połowy oba zespoły miały swoje szanse na zdobycie przyłożenia, ale liczne błędy sprawiły, że wynik nie uległ zmianie.
Po przerwie na boisku grał już tylko jeden zespół. Pogoń ruszyła do natarcia i w bardzo krótkim czasie, po efektownych akcjach w ataku zdobyła trzy przyłożenia, odskakując na 29:7. Smoki były zupełnie bezradne. Momentami wydawało się, że jeszcze zdołają poderwać się do walki, ale liczne błędy eliminowały każdą szansę na przeprowadzenie skutecznej akcji punktowej. Zupełnie zawiodły auty, a w drugiej połowie gospodarze uzyskali również przewagę w młynach dyktowanych. W efekcie zdobyli jeszcze dwa przyłożenia, triumfując 43:7 oraz inkasując punkt bonusowy.
– Niestety zostaliśmy zdeklasowani w formacji autowej. Mieliśmy ułożonych kilka rozwiązań pod stałe fragmenty, również po tym elemencie i to zupełnie nie wyszło. Słabo graliśmy również w ruckach. Myślę, że kluczowe dla losów meczu było wprowadzenie na boisko w drugiej połowie zmiennika na pozycji łącznika młyna w Pogoni. Wyraźnie ożywił i napędzał on grę swojego zespołu. Dzięki niemu zawiązały się trzy kontry, zakończone na polu punktowym. Ciężko podnieść się po tak szybko straconych punktach, gdzie do przerwy było 8:7 – komentował po meczu Łukasz Kościelniak.
Teraz Juvenię czekają dwa tygodnie przerwy. W Wielką Sobotę, 16 kwietnia krakowianie podejmą na własnym boisku Lechię Gdańsk, która w tabeli zajmuje aktualnie trzecią pozycję. - Przed nami ciężka praca. Stawka się wyrównała. Trzy ostatnie drużyny zbliżyły się do siebie i ciężko przewidzieć, która z tych ekip zajmie ósme miejsce, a która zagra w barażu o utrzymanie – zakończył trener Smoków.