Ping-pong, szalony maj i męskie decyzje. Przemyślana droga Karola Niemczyckiego do ekstraklasy

Karol Niemczycki fot. Cracovia.pl

Kiedy ojciec podarował mu pierwszą rakietkę do tenisa stołowego, a potem stawiał w ogrodzie dwie bramki, mógł tylko marzyć o karierze syna. Latem 21-letni bramkarz Cracovii zrobił kolejny krok, by zrealizować także swoje marzenia.

Niemczyccy mają smykałkę do sportu. Siostra Karola, młodsza o cztery lata, odnosi sukcesy na scenie. Należy do kilkuosobowej drużyny tańczącej w rytmie hip-hopu. Do medali zdobytych w Polsce dokłada te na europejskiej i światowej arenie, przy okazji zwiedzając świat.

Ojciec upodobał sobie tenis stołowy. Był półprofesjonalnym zawodnikiem JKS Jarosław, piłeczkę odbijał także w czasie studiów w Niemczech. – Gdy byłem mały, często graliśmy w ping-ponga. Może dało mi to trochę refleksu, który wykorzystuję dziś do bronienia w meczach? – zastanawia się Karol Niemczycki.

Bo kolega się popłakał

W przydomowym ogrodzie Niemczyckich nie tylko się odpoczywało czy rozpalało grilla. Gdy 10-letni Karol rozpoczął treningi w Garbarni, ojciec postawił w nim dwie bramki, które do dziś stoją na kawałku trawy. 21-latek trafił do Brązowych za sprawą Tadeusza Zapióra, wieloletniego działacza klubu, którego syn Paweł chodził z Karolem do jednej klasy.

– To mój pierwszy wychowanek, który zadebiutował w ekstraklasie. Cieszę się, ale był u nas krótko, więc szczególnych zasług sobie nie przypisuję – mówi trener Jacek Kokoszka.

Mierzący dziś 190 centymetrów Niemczycki wyróżniał się wśród rówieśników warunkami fizycznymi. Zaczynał więc jako środkowy obrońca. – Byłem jednym z najwyższych, trener postawił wtedy na siłę i brutalność w defensywie. Wszystko, co się dało, kopałem z obrony do napastników – śmieje się Karol.

Po pół roku zmienił pozycję i założył bramkarskie rękawice. Jak do tego doszło? Po latach wersje trenera i zawodnika nieco się różnią, choć nie wykluczają. Jacek Kokoszka uważa, że dryg do bronienia zauważył u Karola tata i zasugerował, by go sprawdzić.

– Ja pamiętam, że zimą wróciliśmy z turnieju i nasz bramkarz się popłakał. Wskoczyłem do bramki i tak już zostało – wspomina gracz Pasów.

Od 2011 do 2014 roku Niemczycki grał dla Cracovii, a potem przeszedł do Akademii Piłkarskiej Profi Zielonki, prowadzonej przez byłych reprezentantów Polski Arkadiusza Radomskiego i Andrzeja Niedzielana. Dzięki ich kontaktom mógł się później sprawdzić w NAC Breda, a potem podpisać umowę z holenderskim klubem. Przez 7,5 roku trenował również w Akademii Bramkarskiej Piotra Wrześniaka i Marcina Chmury. Podkreśla, że właśnie te zajęcia były najważniejszym elementem jego rozwoju.

Szybki kurs dorastania

Młody Karol szybko musiał zacząć żyć jak dorosły. Do Bredy, oddalonej od Krakowa o ponad 1200 kilometrów, poleciał sam. Ze względu na formalności najpierw miał kontrakt amatorski. Profesjonalny wywalczył po siedmiu miesiącach.

– Ten wyjazd dużo mi dał, bardzo się usamodzielniłem. Nawet kiedy teoretycznie przydałaby się pomoc rodziców, choćby finansowa, tłumaczyłem sobie: chciałeś rower, to pedałuj – mówi.

Do klubu z Eredivisie wyjechał po trzech semestrach nauki w LO nr 6 na Kazimierzu. Później przeszedł na indywidualny tok nauczania i musiał sobie jakoś radzić. Liczył na notatki znajomych, pomagała mu też dziewczyna. Na maturze, którą zdawał w Polsce, chciał się zmierzyć z rozszerzoną matematyką.

– Podszedłem do niej zbyt ambitnie, wynikało to z faktu, że zawsze zbierałem bardzo dobre oceny, a nauka przychodziła mi łatwo. Rozszerzona matematyka wymaga jednak czasu, a ja nie miałem go za dużo, bo poświęcałem się piłce. Ostatecznie rozszerzenia miałem z geografii i angielskiego – zaznacza.

Majowe szaleństwo

W maju 2018 roku mogło mu się zakręcić w głowie. Nie dość, że zdawał egzamin dojrzałości, to w tym czasie zadebiutował w holenderskiej ekstraklasie, wchodząc w 81. minucie ostatniej kolejki. Później rozegrał jeszcze cały mecz na tym poziomie.

– To był szalony czas,w którym nawet kwadrans spóźnienia mogł się skończyć tym, że nie zdążyłbym wrócić do kraju. Ale ani matury, ani meczów nie udało się przełożyć. Chciałem upiec dwie pieczenie na jedym ogniu, to był dla mnie test, czy dam radę dać maksa tu i tu – wspomina.

W czwartek wieczorem wsiadł do samolotu, by w piątek napisać w Krakowie egzamin z polskiego. Po oddaniu arkusza ruszył na lotnisko i już kolejnego dnia grał mecz w drużynie do lat 19. W niedzielę pojechał z pierwszą drużyną i zadebiutował w Eredivisie. Mecz z Twente skończył się po 16, a kolejnego dnia rano znów był pod Wawelem na teście z matematyki. Kolejnego dnia następne spotkanie w U-19.

Nigdy tak często nie latał samolotami, ale nie odpuścił też nauki. Po zdaniu matury rozpoczął studia na kierunku zarządzanie w Wyższej Szkole Biznesu.

– To kierunek w pełni on-line. Zjazdy mamy co dwa tygodnie, w autobusie czy hotelu mogę odsłuchiwać wykłady. Nie wiem, gdzie będą za rok czy dwa, więc to dla mnie optymalne rozwiązanie. Fajna odskocznia od piłki nożnej i dodatkowej pracy nad rozwojem ciała – mówi Niemczycki.

Pierwsze czyste konto

Do kolejnych egzaminach na uczelni zostało jeszcze sporo czasu, ale sprawdziany w ekstraklasie ma praktycznie co tydzień. W sobotę, przeciwko Piastowi, rozegrał najlepszy mecz w Cracovii i wybronił Pasom zwycięstwo.

– Dopiero w środę wróciłem ze zgrupowania, w trakcie którego drużyna sięgnęła po Superpuchar. O tym, że mecz miałem oglądać z ławki, oficjalnie dowiedziałem się dzień przed. Nie ma znaczenia, co wtedy pomyślałem Tyle, że w sobotę rano okazało się, że Lukas Hrosso nie może wystąpić. Już przed pierwszym gwizdkiem czułem, że to będzie udany występ, co cały czas "trzymałem" koncentrację i pełną gotowość – podkreśla.

W nagrodę został wybrany do najlepszej „11” ostatniej kolejki. Po raz pierwszy udało mu się zachować czyste konto. Mówi, że po wcześniejszych spotkaniach był trochę sfrustrowany tym, że rywalom zawsze coś udawało się strzelić. Albo wychodziły im bardzo dobre uderzenia, albo nie miał większych szans na obronę po błędzie drużyny.

– Czasemi zdarzają się takie mecze, w których bramkarza widać trochę bardziej, i taki w mojej ocenie był ten z Piastem. Jestem w drużynie dopiero dwa miesiące, defensywa dopiero się klaruje. Na początku miałem przed sobą Helika, który teraz gole w Anglii, a obok niego Jablonsky'ego. Z powodu konttuzji wypadł Pestka. W piłce szybko musisz isę dostosowywać do nowych sytuacji. Czas działa na naszą korzyść. Może nie zaczęliśmy wybitnie, jednak zdobyliśmy dziesięć punktów – mówi Niemczycki.

Bardzo dobrze spisuje się na linii, ma refleks, czyta grę. Gra oboma nogami, co w przypadku zawodnika szkolonego w Holandii nie dziwi. Kibicom czasem drżą serca, gdy wychodzi do górnych piłek.

– Uważam, że ten element warsztatu nie jest ani moją największą wadą, ani najlepszą zaletą. Zawsze można coś poprawić i robimy to z trenerami, gdy jest taka potrzeba. Ich opinia i moje odczucia są najważniejsze. Chciałem wejść do ligi unikając błędów i miimalizując ryzyko, z czasem na pewno bardziej zaakcentuję te elementy – zaznacza rezerwowy bramkarz mistrzostw świata do lat 20.



Propozycja nie do odrzucenia

Wszystko wskazywało na to, że tego lata nie wróci do rodzinnego miasta i drużyny, której kibicował, a jako junior podawał piłki Wojciechowi Kaczmarkowi i Krzysztofowi Pilarzowi. Miał być piłkarzem Stali Mielec, był po słowie z beniaminkiem, trenował z drużyną. Cracovia postanowiła o niego powalczyć i zrobiła to skutecznie.

– Z prezesem i trenerem Stali wszystko sobie wyjaśniliśmy, podaliśmy ręce i myślę, że nikt nie ma żalu, zwłaszcza, że sezon fajnie zaczął Rafał Strączek. Nie mogłem odrzucić oferty Cracovii,  z wielu względów, był to dla mnie najlepszy wybór. Trener Michał Probierz we mnie wierzy i chciał, bym trafił do Krakowa, w efekcie przechylił szalę – podkreśla.

W drodze do ekstraklasy nie mniej ważna była decyzja podjęta ponad półtora roku wcześniej. Niemczycki układał sobie życie w Holandii, miał długi kontrakt do 2023 roku. Poczuł jednak, że czas upływa, a on ciągle słyszy, że jest młody. Po spadku do drugiej ligi w klubie nie było też idealnie, a siedzenie na ławce go nie interesowało. Zimą 2019 roku był blisko wypożyczenia do pierwszoligowej wówczas Garbarni, ale Holendrzy zablokowali ten ruch.

Razem z menedżerami postawił na pragmatyczny ruch, jakim było wypożyczenie do pierwszoligowej Puszczy Niepołomice. Trafił do małego klubu z dobrym trenerem, w którym nie miał jednak dużej presji wyniku, za to mógł rozegrać ponad 30 spotkań w seniorach.

Małe kroki

– Nabranie doświadczenia było dla mnie najważniejsze. Nie chciałem popełnić błędów innych bramkarzy, którzy długo siedzieli na ławce. Miałem oferty z ekstraklasy, dwie konkretne,  ale wolałem iść do Puszczy, bo na ten moment to była lepsza opcja. Miałem miejsce i możliwość, by coś obronić i te kilka błędów popełnić – mówi.

Uznał, że lepiej iść małymi krokami, a czasem zrobić jeden w tył. W Holandii szybko chciał zostać pierwszym bramkarzem, a nie był do tego przygotowany.

– Chciałem osiągnąć dużo w bardzo krótkim czasie. To był błąd, typowy dla ambitnego nastolatka. Na szczęście w porę zareagowałem – przyznaje.

Dziś nie myśli, gdzie może zagrać za rok lub dwa. Wie, że najważniejszy jest spokój, chłodna głowa i podejmowanie męskich decyzji. Na boisku i w życiu.