„Coraz bliżej ekstraklasa, Wisełko nasza” – śpiewali po piątym tryumfie z rzędu kibice Białej Gwiazdy. Podopieczni Mariusza Jopa osiągają zadowalające wyniki, ale do awansu wciąż bardzo daleka droga.
20 656 kibiców Wisły kupiło karnety i bilety na spotkanie z Pogonią Siedlce. Choć nie brakowało niecenzuralnych „pozdrowień” dla Legii Warszawa, której fanatycy rozpoczęli trwający do dziś na większości stadionów w Polsce bojkot sympatyków Białej Gwiazdy, to jednak przede wszystkim skupili się na dopingowaniu zawodników gospodarzy. Mimo mało atrakcyjnego rywala, mimo świąt – wiele osób przyszło w sobotnie popołudnie na stadion przy ulicy Reymonta. Magnesem był przede wszystkim klub i drużyna, którym kibicują, choć w ostatnich latach dzięki nim przeżyli zdecydowanie więcej rozczarowań niż uniesień. Magnesem był też możliwy awans, o którym wszyscy marzą. Po prostu po raz kolejny chcieli wesprzeć zawodników.
Ekstraklasa dla Wisły? Bliżej, ale wciąż daleko
Po przeciętnej jesieni i nierównym starcie wiosny, zespół Mariusza Jopa w końcu zaczął seryjnie wygrywać. Nie wysoko, nie zawsze grając bez fałszu, ale w najważniejszej statystyce od kilku tygodni wszystko się zgadza. Wisła pokonała ostatnich pięciu rywali, o każdego była lepsza o gola. Wielkanoc w domach wiślaków będzie więc spokojna i radosna. Szanse na bezpośredni awans na ten moment wciąż nie są zbyt duże, natomiast gdyby seria jeszcze trochę potrwała... Po zestawie spotkań ze słabszymi, krakowianie wrócą do rywalizacji z drużynami, które także mają ekstraklasowe aspiracje. W następnej kolejce czeka ich mecz w Niecieczy, a na majówkę pod Wawel przyjedzie Wisła Płock.
Po sobotniej wygranej z ostatnim zespołem I ligi piłkarze Wisły podeszli pod sektor C, by cieszyć się z kibicami. Fani śpiewali m.in. „Coraz bliżej ekstraklasa, Wisełko nasza”. Wypadła ona ze stadionowego repertuaru jakoś rok temu, gdy po wygranej w Pucharze Polski prowadzeni przez Alberta Rude zawodnicy zawalili końcówkę sezonu w lidze. W wiślackich sercach obudziła się nadzieja, w niektórych przeobraziła się już w wiarę. Piłka uczy jednak pokory, o czym muszą wiedzieć i kibice Wisły, i ci, dla których co dwa tygodnie na stadion przy Reymonta przychodzi nawet ponad 20 tysięcy ludzi. Czy tym razem słowa „coraz bliżej ekstraklasa” nie zestarzeją się źle? Przekonamy się za półtora miesiąca.
Kluczowy stały fragment
Wisła, jak pisaliśmy w relacji, nie zaczęła meczu z siedlczanami idealnie. Po końcowym gwizdku podobne odczucia miał jej szkoleniowiec. – W pierwszej połowie trochę za wolno rozgrywaliśmy piłkę. Elementy, które chcemy wykorzystać w naszym budowaniu, w ataku pozycyjnym nie do końca dobrze funkcjonowały. Rywal bronił nisko, płasko. W linii obrony w zasadzie przechodzili do piątki, bo skrzydłowy skupiał się na zawodniku, który dawał szerokość. Natomiast mieliśmy kilka stałych fragmentów, mieliśmy też sytuacje, jak np. Wiktor Biedrzycki. Po jednej Frederico Duarte zdobył bramkę. Cieszę się, że elementy, nad którymi pracujemy, w meczu dają nam punkty – mówił Jop.
Gol padł po dośrodkowaniu z rożnego Marka Poletanovicia, które świetnie zamknął Portugalczyk. W drugiej połowie krakowianie grali lepiej, natomiast nie byli w stanie podwyższyć prowadzenia. – Trzeba się cieszyć, że wygraliśmy z rywalem, który nie jest łatwy dla nikogo i nie będzie łatwy dla kolejnych zespołów. Gratuluję zespołowi piątego zwycięstwa w lidze – dodał Jop.
W następnym spotkaniu, na wyjeździe przeciwko Bruk-Betowi Termalice Nieciecza, do gry po pauzie za żółte kartki wróci lewy obrońca Rafał Mikulec. Jak bardzo go brakowało, było widać w sobotę. W Niecieczy z tego samego powodu zabraknie Jamesa Igbekeme, ale w środku pola trener Wisły ma dużo większy komfort wyboru.