„Sport to narkotyk, z którego trudno się wyleczyć. Chciałbym wrócić, ale na moich warunkach”

fot. Krzysztof Kalinowski

– Pierwszy miesiąc po odejściu z PZPN był trochę dziwny. Najtrudniej było w czasie pierwszego meczu na Stadionie Narodowym. Myślałem wtedy „gdzie ja jestem?” – w drugiej części rozmowy z LoveKraków.pl Marek Koźmiński mówi o tym, co dziś robi i czy wróci do sportu.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Mija pół roku od pana odejścia z PZPN i przegranych wyborach z Cezarym Kuleszą. Trudno było zmienić życie po dziewięciu latach pełnienia funkcji wiceprezesa?

Marek Koźmiński: Oczywiście nie przeszedłem nad tym do porządku dziennego, ale nie był to też dla mnie jakiś bardzo trudny okres. W latach 2006-2012 również nie pełniłem żadnej funkcji. Moje życie zawsze miało dwie nogi i nigdy nie wygasiłem działalności niezwiązanej ze sportem. Cały czas pracowałem zawodowo, więc po odejściu z PZPN jeszcze bardziej poświęciłem się biznesom. Obecnie budujemy w Krakowie dwa duże centra handlowe.

Jakie przemyślenia miał pan po wyborach?

Jestem osobą, która ani się zbytnio nie ekscytuje, ani nie dołuje. Oceniłem zachowania pewnych osób, wyciągnąłem wnioski także z moich błędów. Wybory na prezesa PZPN jeszcze nigdy nie były tak upolitycznione, brudne, zajadłe. Liczyłem na sportowy, piłkarski pojedynek. Miała być debata w Telewizji Publicznej, ale aż sam prezes musiał zadzwonić do swojego dyrektora, by zdjął ją z programu.

W pana wystąpieniu przed delegatami było sporo żalu.

A jak ocenić zachowanie, gdy kandydata na najważniejsze stanowisko w polskiej piłce nie wpuszcza się na spotkania baronów" i klubów ekstraklasy? To była żenada.

Był też apel, by nie zwalniać wielu dobrych pracowników. Posłuchali pana?

Niestety nie. Wiele osób odeszło, niektórzy z własnej inicjatywy. PZPN dorobił się naprawdę dobrych ludzi. Wybory dotyczą samej góry, najważniejszych, którzy muszą się zmieniać, ale piętro niżej już niekoniecznie. To kierunek, którego nie akceptuję, ale różne rzeczy mnie już nie dziwią.

Dziś jest pan kibicem?

Sport to całe moje życie, jestem z nim związany od 40 lat. To narkotyk, z którego trudno się wyleczyć. Czasem chodzę na mecze w Krakowie, w różnych klasach rozgrywkowych. Staram się być na bieżąco. Tak, jestem kibicem, który patrzy z boku. Pierwszy miesiąc po odejściu z PZPN był trochę dziwny. Najtrudniej było w czasie pierwszego meczu na Stadionie Narodowym. Myślałem wtedy „gdzie ja jestem?”. Trudno było odnaleźć się, po tylu latach, w nowej roli.

Pojawiły się propozycje pracy w sporcie?

Nie. Ale mam dopiero 50 lat i nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Jedno jest pewne: chciałbym wrócić na moich warunkach. Proszę nie myśleć, że poczułem się zbyt pewnie i przemawia przeze mnie sportowa pycha. Od pewnego momentu w życiu sam mogę o sobie stanowić. Mam osiągnięcia, pozycję sportową i ekonomiczną, która mi to umożliwia. Choć posiadam niemałe doświadczenie, jestem dopiero na początku drogi w drugim okresie sportowego życia, gdy zamienia się koszulkę na garnitur.

News will be here