Strzelec gola dla Wisły nie okazywał wielkiej radości. Chciał coś przekazać kolegom

fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl

– Nie uczymy się na własnych błędach, bo to nie był pierwszy mecz, kiedy w prosty sposób dajemy sobie strzelić bramkę i musimy gonić – mówi Łukasz Zwoliński, strzelec gola na 1:1 w meczu ze Stalą Rzeszów.

Wisła Kraków nie grała z przypadkowym rywalem, ale u siebie takie spotkania powinna wygrywać, jeżeli chce się liczyć w walce o awans. Stal głównie się broniła, była wybiegana, ale na napastniku gospodarzy nie zrobiła szczególnego wrażenia. – Ich intensywność bardziej wynikała z naszych prostych błędów i niedokładności. Zremisowali, ale nie grali nie wiadomo jak dobrze. My ich napędzaliśmy. Nie uczymy się na własnych błędach, bo to już nie pierwszy mecz, kiedy w prosty sposób dajemy sobie strzelić w ramkę i później musimy gonić – żałował Łukasz Zwoliński.

Wtedy jest chaos

Goście objęli prowadzenie w pierwszym kwadransie. Napastnik Wisły wyrównał po niespełna 20 minutach. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz strzeliłem tak ładną bramkę, ale szkoda, że tylko za jeden punkt. Nie cieszyłem się szczególnie, bo chciałem zadziałać psychologicznie i pokazać, że idziemy po drugą. Nie wyszło, szkoda – kręcił głową pozyskany latem zawodnik. – Po raz kolejny zabrakło nam cierpliwości. Prawda jest taka, jak mówi trener: gdy jesteśmy cierpliwi, gramy swoje, nie wymyślamy, to stwarzamy sytuacje i strzelamy bramki. Z kolei gdy się spieszymy i zaczynamy próbować rozwiązań, których wcześniej nie trenowaliśmy, to na boisku jest chaos i z tego też przeciwnik później ma przypadkowe sytuacje – dodawał.

Wisła nie stworzyła wielu sytuacji, choć oczywiście miała ich znacznie więcej od rywala. Jednak brak skuteczności nie może być jedynym zarzutem wobec podopiecznych Mariusza Jopa. – Zabrakło nam przyspieszenia, zmiany tempa, żeby zaskoczyć przeciwnika. Nie odkryję Ameryki, jak powiem, że każda drużyna, która przyjeżdża na Wisłę, raczej szuka szans w kontratakach, broni się całym zespołem. Nie tylko w I lidze, ale też w ekstraklasie ciężko gra się atakiem pozycyjnym i wszystkie drużyny mają z tym problem. Jak jeszcze tracisz bramkę, to tym bardziej jest trudniej – podkreśla Zwoliński.

Drużyna na dobrą pogodę

Nie traci jednak nadziei przed kolejnymi spotkaniami. – Na pewno nie ma co dramatyzować i odwracać teraz wszystkiego do góry nogami, bo wydaje mi się, że idziemy w dobrym kierunku. Jakby na koniec, po strzale Giannisa piłka wpadała od słupka, to byśmy byli w zupełnie innych humorach. Mam nadzieję, że niedługo karta się odwróci i zacznie nam wpadać. Czasami jak nie idzie, to trzeba przepchnąć mecz, a my musimy stworzyć naprawdę wiele sytuacji, by wygrać – kończy 31-latek.