Bez goli w meczu Wisły Kraków z GKS-em Tychy, w którym gospodarze mocno rozczarowali. To pierwszy remis Białej Gwiazdy pod wodzą Mariusza Jopa.
Wisła i GKS nie spotykały się w swojej historii zbyt często. Po raz pierwszy zespoły zmierzyły się niemal 50 lat temu, 30 listopada, pod Wawelem. Wówczas był remis 1:1 po golach Stanisława Krasnego (wujek arbitra Sebastiana Krasnego) i Henryka Tuszyńskiego. W poniedziałek taki wynik nie zadowalał ani jednej drużyny. Gospodarze chcieli nadal gonić czołówkę, a tyszanie wyjść ze strefy spadkowej, do której zepchnęła ich zwycięska w Kołobrzegu Odra Opole. Artur Skowronek (szkoleniowiec krakowian w latach 2019-20) miał poprawić wyniki drużyny, ale w siedmiu kolejkach pod jego wodzą Trójkolorowi wywalczyli zaledwie trzy punkty. Połowę tego, ile drużyna ze Śląska przeciwko Wiśle w poprzednim sezonie.
Wisła Kraków grała z GKS-em Tychy. Widoczny brak Marca Carbo
Trener gospodarzy w pomocy za Marca Carbo jednak wystawił Oliviera Sukiennickiego, a Mariusza Kutwę po bardzo dobrym występie w Płocku zostawić na środku obrony. W porównaniu z poprzednimi meczami obu zespołów najbardziej zmieniły się personalia w defensywie, bo u gości zabrakło pauzującego za czerwoną kartkę Nemanję Nedicia i będącego poza kadrą Mateusza Hołownię, których zastąpili Jakub Tecław i Marko Dijaković.
Wisła lubi dominować nad rywalami, ale nie miała dużej przewagi. Tyszanie potrafili się jej odgryzać. Wiele piłek przechodziło przez ich środek pola z powodu źle zakładanego pressingu, potrafili się przedrzeć bokami. Z obu stron brakowało jednak stuprocentowych szans na gole. Zagrożenie oddalali obrońcy, więc występujący w jaskrawych strojach bramkarze nie byli poddani wymagającym testom.
W zimny wieczór gorąco pod bramką Patryka Letkiewicza zrobiło się w 33. minucie. Po stracie Giannisa Kiakosa GKS rozegrał piłkę i Jakub Bieroński z prawej zagrał wzdłuż bramki. Danielowi Ruminowi naprawdę niewiele zabrakło, by drużynie ze Śląska prowadzenie. Z dystansu spróbował jeszcze Tecław i choć bramkarz nie złapał piłki, to wielkiego zagrożenia nie było. Przyjezdni i tak zrobili w ofensywie więcej niż Biała Gwiazda, która do przerwy nie oddała celnego strzału. Sędzia długo nie sięgał do kieszonki po karki, choć kilka fauli tyszan kwalifikowało się na indywidualną karę.
Bramkarze na posterunku
Kto liczył, że w przerwie Mariusz Jop wstrząśnie Białą Gwiazdą na tyle, że od razu mocno ruszy, ten się rozczarował. Gospodarze zaczęli wolno i niedokładnie, czyli tak jak do przerwy. Wpuszczali też podopiecznych Artura Skowronka w swoje pole karne i pięć minut po wznowieniu Julian Keiblinger sprawdził jak rozgrzany jest Letkiewicz. Wiślacy pograli dopiero po tym sygnale ostrzegawczym i z 17. metrów uderzył Sukiennicki, ale świetnie spisał się Marcel Łubik. Po tej sytuacji poczuli, że stać ich na zdecydowanie więcej. Dwukrotnie do głosu doszedł Łukasz Zwoliński, bramkarz jednak robił wszystko, by zachować czyste konto.
Letkiewicz też nie niał sobie nic do zarzucenia – tylko jego interwencji krakowianie zawdzięczali, że Tecław nie strzelił w sytuacji sam na sam, gdy Sukiennicki złamał linię spalonego. Do ostatniego gwizdka Wisła miała przewagę, ale tego dnia nie była w stanie trafić do siatki.
Wisła Kraków – GKS Tychy 0:0
Wisła: Letkiewicz – Mikulec, Uryga, Kutwa, Kiakos – Sukiennicki, Igbekeme (88. Duda) – Kiss (62. Baena), Rodado, Alfaro (61. Duarte) – Zwoliński.
GKS: Łubik – Budnicki, Tecław, Dijaković – Keiblinger (75. Połap), Szpakowski, Bieroński (81. Żytek), Kubik (75. Błachewicz) – Ertlthaler, (89. Niewiarowski), Rumin (75. Dziuba) – Śpiączka.
Żółte kartki: Kutwa – Keiblinger, Ertlthaler, Budnicki.
Sędziował Piotr Rzucidło (Warszawa).