– Pierwszy raz, odkąd gram w piłkę, musiałem czekać tak długo. Kamień spadł mi z serca – mówi Łukasz Zwoliński, który w meczu ze Stalą Stalowa Wola przełamał się po ponad pięciu miesiącach bez strzelonego gola.
Nie było to byle jakie trafienie. 32-latek przyjął piłkę na klatkę piersiową i wykończył akcję z powietrza. Potem w końcu na jego twarz powrócił uśmiech. Wymowna była radość – najpierw po strzelonym golu, którego fetował z kolegami z drużyny, a potem po końcowym gwizdku, gdzie cieszył się razem z kibicami. Na takie obrazki czekał od 30 listopada, kiedy po raz ostatni wpisał się na listę strzelców, trafiając dublet w meczu z ŁKS-em Łódź.
Kamień z serca
Napastnik Wisły opowiada o dużych emocjach i podkreśla, że nie spodziewał się takiej reakcji trybun. – To są momenty, które pamięta się do końca życia. Cieszę się z reakcji kibiców. Dali mi olbrzymie wsparcie i ta chwila na długo zapadnie mi w sercu. Do tego reakcja sztabu, chłopaków z drużyny. To pokazuje, ile ten gol znaczył nie tylko dla mnie, ale też dla nich – przekonuje.
Wspomina, że trybuny skandowały już jego nazwisko w Gdańsku, kiedy w barwach Lechii strzelał hat-tricka, oraz w Szczecinie w barwach Pogoni, której jest wychowankiem, ale reakcja trybun przy Reymonta zaskoczyła go. – To dla mnie bardzo ważne, a przecież jestem krótko w Wiśle Kraków – zwraca uwagę.
Podkreśla, że cały czas czuł wsparcie fanów, nawet pomimo gorszego okresu. – Docierało do mnie wiele pozytywnych wiadomości. Podobnie, jak spotykałem kogoś w Krakowie, czy Wieliczce – mówi.
„Ciasteczko” Marca Carbo
Radość była duża, ale poprzedziła ją chwila niepewności. Sędziowie sprawdzali, czy 32-latek nie znajdował się na pozycji spalonej.
– W pierwszym momencie byłem pewny, że nie ma spalonego, ale im dłużej sędzia czekał, tym większa była niepewność. „Znowu coś” – pomyślałem sobie – wspomina.
Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie piękne podanie Marca Carbo, który zanotował wyjątkową asystę. Zwoliński mówi, że Hiszpan zawsze, kiedy odbierze piłkę, szuka podania. Wspomina gola Angela Rodado z Ruchem Chorzów, który padł po podobnym zagraniu. – To nie pierwsza taka ładna asysta Marca – dodaje napastnik Białej Gwiazdy.
Piłka schodzi na dalszy plan
Na meczu ze Stalą Stalowa Wola wszystkich poruszyła historia hstoria 13-letniego Jacka, który po roku wybudził się ze śpiączki i w piątek był na meczu Wisły, po którym razem z piłkarzami mógł cieszyć się ze zwycięstwa w szatni. Strzelec gola nie ukrywa, że to piękna chwile i sprawa ważniejsza od piłki. – To takie emocje, że choćby człowiek był nie wiem jak twardy, to w sercu czuje wielką radość i dobro, że takie chwile dzieją się w życiu. Przy nich piłka schodzi na dalszy plan – nie ukrywa.
Jop na odprawie. Tak zmotywował piłkarzy
Efektowne zwycięstwo 5:0 przyszło Wiśle łatwo, bo kontrolowała spotkanie od pierwszych minut, a całą drugą połowę grała w przewadze jednego zawodnika. Takie spotkania nie zdarzały się w I lidze często. Gol odblokował Zwolińskiego, ale też Jesusa Alfaro i Tamasa Kissa, skrzydłowych, którzy w Wiśle są rezerwowymi i na trafienie czekali jeszcze dłużej (od 10 listopada i 27 października).
– Trener powiedział nam na odprawie przedmeczowej, że być może to jest ostatni mecz na Reymonta. Zaapelował, żebyśmy zagrali go dla kibiców, godnie podziękowali im za wsparcie w trakcie tego sezonu i zrobili wszystko, aby wygrać, aby kibice mogli nas jeszcze zobaczyć na naszym stadionie. To motywujący zastrzyk przed kolejnym meczem w Rzeszowie i barażami – zdradza Zwoliński.
Wiślacy szykują się na baraże, więc mecz w Rzeszowie będzie okazją dla zmienników. Na ostatni mecz sezonu zasadniczego „wykartkowali się” Kacper Duda, Marko Poletanović, Angel Rodado i Marc Carbo, więc potem będą mieć czystą kartę na najważniejsze mecze sezonu. Nie wiadomo natomiast, czy zdolny do gry będzie Alan Uryga.
Jop: Sytuacja jest pod znakiem zapytania
Na pomeczowej konferencji prasowej Mariusz Jop poinformował, że defensor pojechał na badanie rezonansem magnetycznym. – Czekamy na jego opis i zobaczymy, co tam się wydarzyło. Chodzi o kolano. Sytuacja z Alanem jest pod znakiem zapytania – mówił.
Pochwalił występ Josepha Colleya, który zagrał pierwszy raz po kontuzji. – Myślę, że to był pozytywny występ, po tak długim czasie. Może jedna próba nieudana strzału z trzydziestu metrów trochę niepotrzebna, ale poza tym chyba było całkiem przyzwoicie – podkreślił.