News LoveKraków.pl

Angielski skaut wypatrzył go w parku, Papszun nie żałował czasu. Olivier Sukiennicki z Wisły o życiu i piłce [ROZMOWA]

fot. Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com

– Gdy wracałem do Polski nawet nie myślałem o tym, że za dwa lata mogę być piłkarzem tak dużego klubu. Urzekła mnie jego historia i rzesza fanów, a przede wszystkim chciałem zrobić kolejny krok do przodu – mówi pierwszy piłkarz pozyskany tego lata przez Wisłę Kraków.

Pomocnik Białej Gwiazdy podpisał w Krakowie dwuletni kontrakt z opcją przedłużenia. Ma o trzy lata młodszego brata, który także jest piłkarzem. W ubiegłym sezonie występował w drużynie Centralnej Ligi Juniorów Górnika Zabrze i zagrał m.in. przeciwko młodzieży Wisły.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Na początek wyjaśnijmy angielski rozdział pana życia. Jak to się stało, że jako 12-latek trafił do akademii West Bromwich Albion?

Olivier Sukiennicki, piłkarz Wisły Kraków: Moja babcia od 15 lat mieszkała w Stoke-on-Trent i pewnego razu razem z bratem i mamą pojechaliśmy do niej w czasie ferii zimowych. Poszliśmy do parku, znaleźliśmy boisko, graliśmy z bratem jeden na jeden, wygłupialiśmy się. Nagle podszedł do nas mężczyzna, który przedstawił się jako skaut West Bromwich Albion. Do dziś pamiętam, że nazywał się Tom Brady.

Był tam na spacerze?

Do dziś próbuję się dowiedzieć, co on tam wtedy robił! (śmiech). Wręczył nam wizytówkę z nazwą klubu i numerem telefonu. Po powrocie do domu babci postanowiliśmy zadzwonić, trochę przedłużyliśmy ferie i poszliśmy na pierwsze zajęcia w tym klubie. I tak się zaczęło.

Rodzice szybko zdecydowali się na przeprowadzkę, by dać wam możliwość rozwoju w innym kraju?

Podjęli odważną decyzję, by wyjechać i w Anglii spełnić marzenia.

Uważa pan, że je spełnił?

W Polsce zostawiliśmy szkołę, kolegów. Ta przygoda zostanie ze mną do końca życia, bo nauczyłem się języka, poznałem wielu ciekawych ludzi. Postanowiliśmy jednak o powrocie do Częstochowy, w Anglii nadal mieszka moja mama.

Po West Bromwich Albion krótko był Manchester City, a potem dłużej Stoke City i Bradford City.

W City to był epizod, bo trwało to nieco ponad pół roku, ale udało się nam poznać całą infrastrukturę klubu. Potem ja i brat otrzymaliśmy ofertę dwuletnich kontraktów w młodzieżówce Stoke. Było nam to na rękę, bo na trening mieliśmy dziesięć minut jazdy samochodem. Wcześniej na podróże przeznaczaliśmy bardzo wiele naszego i rodziców czasu, którzy nas wozili. Później w Bradford otrzymałem stypendium i podpisałem profesjonalny kontrakt.

Jako dziecko trenował pan w częstochowskich klubach: Ajaksie, APN, UKS Raków. Po powrocie do Polski, w drugiej połowie 2022 roku, trafił pan do drugiej, a potem pierwszej drużyny Rakowa, ale nie zadebiutował w ekstraklasie. Miał pan kontakt z trenerem Markiem Papszunem?

Plan był taki, żeby przez trzy miesiące odbudować się w rezerwach, a potem przenieść się do „jedynki”. To pół roku pod okiem trenera Papszuna traktuję jako bardzo dobry epizod. Poświęcał mi wiele czasu, z czego jestem bardzo zadowolony. Dużo się nauczyłem jeśli chodzi o grę pressingiem, podejmowanie decyzji na boisku. Teraz przeszedłem do Wisły, która chce podobnie grać.

Z beniaminkiem Stalą Stalowa Wola awansował pan do I ligi. Czy przez ten rok bardzo się pan zmienił jako piłkarz?

Poczułem się liderem zespołu, bo trener Ireneusz Pietrzykowski mocno na mnie stawiał. Dawał mi wolną rękę, pozwolił być kreatywnym, dzięki czemu mogłem się rozwijać i prowadzić drużynę.

Takich piłkarzy nazywa się dyrygentami

Można tak powiedzieć. Każdy zawodnik ma aspiracje, by być liderem i spełniać się w drużynie. Z każdym meczem czułem się coraz bardziej pewny siebie także w szatni, bo te nawyki zostają po zakończeniu meczu.

Od początku za cel mieliście awans czy on się wykrystalizował nieco później?

Chcieliśmy dobrze zacząć, by dość szybko zapewnić sobie utrzymanie. W drugiej rundzie zaczęliśmy bardzo dobrze grać i wtedy powiedzieliśmy sobie, że idziemy na całość i gramy o awans. W Stalowej Woli była bardzo dobra frekwencja jak na II ligę. Kibice bardzo mnie polubili, utożsamiałem się z nimi. Bardzo serdecznie ich pozdrawiam, jeżeli czytają tę rozmowę.

Kiedy usłyszał pan o ofercie Wisły?

Wcześniej wiedział menedżer i tak jest lepiej, bo mieliśmy natłok meczów i tylko na tym chciałem się skupiać. Czasami natłok informacji, zwłaszcza takich, że ktoś się tobą interesuje, jest zbędny. O propozycji z Wisły dowiedziałem się po ostatnim meczu barażowym. Zagrałem swoje przez cały sezon, wykonaliśmy dobra robotę i mogłem już myśleć o przyszłości.



Jaka była pierwsza reakcja?

Gdy wracałem do Polski nawet nie myślałem o tym, że za dwa lata mogę być piłkarzem tak dużego klubu. Urzekła mnie jego historia i rzesza fanów, a przede wszystkim chciałem zrobić kolejny krok do przodu. Ucieszyło mnie, że Wisła chce na mnie postawić, bardzo szczegółowo przyglądała mi się od pewnego czasu. Aklimatyzacja w zespole przebiega bardzo dobrze. Powiem nawet, że jestem trochę zaskoczony tym, jak szybko to się stało. Nie odczuwam bariery językowej, bo z każdym mogę porozmawiać po polsku i angielsku. Dotąd nie miałem też żadnych poważnych kontuzji i mam nadzieję, że tak pozostanie. Wszystko w moich rękach i rękach Boga.

Na której pozycji w środku pola czuje się pan najlepiej?

Na ósemce, tak grałem w Stali Stalowa Wola. Trzeba biegać od jednego pola karnego do drugiego, ale to nie jest mi obce już od występów w Anglii. Mogę powiedzieć, że zaszczepili tam we mnie pressing, a w Rakowie było to samo.