„Na słuchawkach” i przez wiadomości. Tak trener Cracovii dowodził drużyną spoza stadionu

Po lewej Tomasz Jasik, prowadzący Cracovię przeciwko Jagiellonii fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl

– Zmiany nas uniosły – powiedział Tomasz Jasik, asystent Dawida Kroczka, który prowadził Pasy w meczu z Jagiellonią Białystok (2:2) pod nieobecność chorego pierwszego trenera.

Cracovia wywalczyła punkt z mistrzem Polski. Do przerwy straciła dwa gole, ale po zmianie stron odrobiła straty. Przy linii zespołem dyrygował Tomasz Jasik, dla którego nie była to nowość, i zadanie go nie przerosło. Dodatkowo chory Dawid Kroczek, który przebywał poza stadionie, przez cały czas miał kontakt ze sztabem i wszystkie decyzje były z nim konsultowane. – Jeden z naszych asystentów, Łukasz Cebula, cały czas był z trenerem na „na słuchawkach”, ewentualnie kontakt był przez wiadomości. Rozmawialiśmy przed zmianami i kluczowymi decyzjami, co robić. Kontakt z trenerem był cały czas – powiedział Jasik.

Cracovii nie udało się strzelić trzeciego gola, po którym mogłaby się cieszyć z oczekiwanej od początku listopada wygranej. Trzeba jednak docenić to, że „wyciągnęła” wynik z 0:2 na 2:0. – Ale remis nas nie cieszy, bo od pierwszych minut byliśmy nastawieni na zwycięstwo. W przerwie byliśmy na siebie bardzo źli, że mecz tak się potoczył, i pierwsza połowa była w naszym wykonaniu słabsza. Przez 20-25 minut nie wyglądało to tak, że Jagiellonia nas zepchnęła, miała przewagę i zasłużyła na dwie bramki. Później dwa nasze błędy strukturalne, gdy daliśmy się przeszyć prostopadłym podaniem między wahadłowego i środkowego obrońcę, kosztowały nas stratę dwóch goli. Było też trochę niepewności, łatwych błędów, które wzięły się pewnie także z jakości boiska, bo zawodnicy obu drużyn mieli problemy – kontynuował.

Grali o trzy punkty

Gospodarze wyszli na drugą połowę z dobrym nastawieniem. Zdaniem Jasika i rywale, i oni sami czuli, że jest w nich energia. Potrzebowali tylko kontaktowego trafienia. – Po fantastycznym strzale Fabiana Bzdyla była kwestia tego, czy wciśniemy drugą i czy uda się nam przechylić szalę zwycięstwa. Po doprowadzeniu do remisu nie zmieniliśmy nastawienia, dalej chcieliśmy atakować i strzelić trzecią. Wiadomo, z jakiej klasy przeciwnikiem się mierzyliśmy i w końcowym rozrachunku trzeba być zadowolonym z tego powrotu. Remis z mistrzem Polski, moim zdaniem najlepszą drużyną w lidze, nie przynosi nam wstydu – podkreślał Jasik.

Mówił, że do przerwy intensywność Cracovii była taka, jaką zakładali, natomiast wygrała jakość piłkarska Jagiellonii. Mistrzowie Polski odpierali pressing, utrzymywali się przy piłce. Postawa krakowian spowodwała jednak, że przeciwnik, który trzy dni wcześniej rozgrywał spotkanie w europejskich pucharach, mocno się zmęczył i końcówka sporo go kosztowała. – Liczyliśmy, że druga połowa będzie pod nasze dyktando i tak było. Jagiellonia miała jednak przewagę z pierwszej i wystarczyło tylko na remis – przyznawał.

Dużo dobrego wnieśli rezerwowi. Strzał Bzdyla w okienko, jego gra, a także postawa pozostałych graczy podniosły drużynę. – Zmiany nas uniosły. Martin Mikowicz nie miał łatwo, bo nie zna atmosfery i drużyny, ale miał dużo sytuacji w polu karnym. Po przyjęciu klatką piersiową do przodu o mało co nie dał nam bramki. Trzeba się cieszyć, że mamy szeroką kadrę, jakościowych zawodników na ławce – cieszył się Jasik.

Gol Bzdyla punktem zwrotnym

Jagiellonia zanotowała szósty remis w sezonie, trzeci na wyjeździe. – To dla nas słodko-gorzki mecz. Do momentu utraty bramki mieliśmy pełną kontrolę i po prostu byliśmy lepsi. Mecz nie trwa jednak 73 minuty, tylko 90. Gol Bzdyla zmienił wszystko – przyznał Adrian Siemieniec, opiekun gości.

Powiedział, że przyjmuje punkt i szykuje już zespół do meczu 1/4 finału Puchar Polski z Legią Warszawa. Pytany, czy po przerwie piłkarze „zdjęli nogę z gazu” i tym pomogli Cracovii – zaprzeczył. – Mieliśmy bardzo korzystny wynik i pełną kontrolę do 73. minuty. Nie przypominam sobie większego zagrożenia pod naszą bramką do tego momentu. Strzał, który wpadł do siatki, zmienił dynamikę spotkania. Jedna drużyna zaczyna wątpić, druga rośnie mentalnie. Gdyby piłka minęła bramkę, rozmawialibyśmy teraz o zupełnie innym spotkaniu – przyznał.

Został też zagadnięty o brak doskoku do Bzdyla. – Nie użyłbym słowa „pretensje”. Oczywiście chcielibyśmy blokować każdy strzał, ale musimy zachować rozsądek. Takie rzeczy się zdarzają. Czasem rywal popełnia błąd na naszą korzyść, czasem my na jego. Będziemy analizować tę sytuację, ale to sport i trzeba to zaakceptować – podkreślił.