PZPN nie wierzył w Wisłę. Wracają wspomnienia z 2001 i 2011 roku

fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl

Piłkarska centrala nie wierzyła, że pierwszoligowy przedstawiciel Polski w europejskich pucharach awansuje do fazy play-off i tak ustaliła terminarz, że Wisła musiałaby rozegrać... dwa mecze jednego dnia.

Rozgrywki ligowe co do zasady odbywają się od piątku do poniedziałku, ale czasem kolejka jest planowana w środku tygodnia. Polski Związek Piłki Nożnej ustalił, że tak będzie w przypadku szóstej serii gier I ligi. Według przygotowanego terminarza, w czwartek 22 sierpnia o godz. 19.35 Wisła miała zmierzyć się na wyjeździe z Górnikiem Łęczna. Nic nie stałoby na przeszkodzie, gdyby nie sensacyjne wyeliminowanie Spartaka Trnawa w eliminacjach Ligi Konferencji. Krakowianie dotarli do fazy play-off i 22 sierpnia o godz. 20.30 podejmą Cercle Brugge z Belgii. 

Mecz Wisły z Górnikiem przełożony. Co z Miedzią?


Co miała zrobić w takim razie krakowska drużyna? Wysłać jeden skład na Lubelszczyznę, a drugim podjąć zespół z Brugii? Oczywiście do takiego absurdu nie dojdzie, ale widać wyraźnie, że zaplanowanie kolejki w środku tygodnia już w sierpniu nie było najlepszym pomysłem. W PZPN widocznie nie wierzyli, że Biała Gwiazda może dojść tak daleko w pucharach. Departament Rozgrywek Krajowych PZPN nie miał wyjścia i poinformował, że spotkanie Górnik Łęczna – Wisła Kraków nie odbędzie się w zaplanowanym pierwotnie terminie.

Plan gier podopiecznych Kazimierza Moskala do końca sierpnia obecnie prezentuje się następująco: 19.08 Arka Gdynia (u siebie), 22.08 Cercle Brugge (u siebie), 25.08 Miedź Legnica (u siebie), 29.08 Cercle Brugge (na wyjeździe). Krakowianie chętnie przełożyliby rywalizację z Miedzią, o czym trener mówił na konferencji po wyeliminowaniu Spartaka. Nie pozwalają im jednak na to przepisy, bo z racji gry w Europie dostali już zgodę na przeniesienie spotkania 1. kolejki z ŁKS-em Łódź. Regulamin I ligi zakłada jeden taki przypadek. W ekstraklasie jest inaczej – zespół, który zamelduje się w ostatniej rundzie eliminacyjnej, ma możliwość zmiany terminu jeszcze jednego meczu.

Portal sport.pl poinformował, że Wisła może jednak poprosić PZPN o przełożenie spotkania. Nie wiadomo jednak, jaka będzie odpowiedź centrali. W krakowskim klubie rozważają scenariusz, by spróbować, bo nic na tym nie stracą. Mogłoby to mieć dobry wpływ na polską piłkę, a konkretnie ranking UEFA. Biała Gwiazda, choć jest pierwszoligowcem, dostarczyła do niego w tym sezonie 0,75 punktu za dwa zwycięstwa z Llapi Podujevo w eliminacjach Ligi Europy i czwartkowe ze Spartakiem.

Emocje jak w 2011

Scenariusz rewanżowego meczu ze Słowakami przypominał wydarzenia z grudnia 2011 roku. Wisła rywalizowała w fazie grupowej Ligi Europy i w ostatnim meczu pokonała u siebie holenderskie Twente Enschede. Awans do fazy pucharowej był jednak uzależniony także od rezultatu meczu angielskiego Fulham z duńskim Odense. Baye Djiby Fall z Odense trafił do siatki w ostatniej akcji i zapewnił krakowianom występy w pucharach na wiosnę. Białą Gwiazdę prowadził wówczas... Kazimierz Moskal.


– Z Twente była zupełnie inna sytuacja, bo to nie zależało wyłącznie od nas. Czekaliśmy na informacje, co się wydarzyło w meczu Fulham z Odense i nie mieliśmy na to wpływu. Tutaj ten wpływ bezpośrednio my mieliśmy, od nas to tylko zależało – powiedział szkoleniowiec.

– Zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym. Powinniśmy ten awans zapewnić sobie po 90 minutach – przyznał. Rzeczywiście, przy prowadzeniu 2:0, krakowianie mieli multum sytuacji, by zakończyć mecz w podstawowym czasie.

Czwartkowy sukces Wisły można też porównać do rywalizacji z Realem Saragossa w 2001 roku, gdy prowadził ją Orest Lenczyk. Na wyjeździe przegrali 1:4, rewanż zaczęli od gola samobójczego, ale podnieśli się i wyeliminowali Hiszpanów w rzutach karnych. Jednym z bohaterów tamtego odrodzenia był grający w zespole gospodarzy Moskal. A Wisła została pierwszym polskim zespołem, który wyeliminował Hiszpanów  z europejskich pucharów.

Statystycy informują też, że w czwartek dopiero po raz szósty w historii polskiemu klubowi udało się odrobić dwubramkową lub większą stratę z pierwszego spotkania.