Paulina Grzybowska pracuje dla Pasów od 11 lat, zaś po godzinach udziela się jako prezes Przemszy Klucze. W 2021 roku została kit managerem pierwszej drużyny, przed sezonem trener Dawid Kroczek oficjalnie włączy ją do sztabu.
Przez lata blisko piłkarzy Pasów była Sylwia Krzykawska-Figura, która do czerwca 2024 roku, przez 15 lat, pracowała jako lekarz. Obecnie pierwszą drużynę tworzy prawie 40 osób. Wśród nich są trenerzy, fizjoterapeuci, specjaliści przygotowania fizycznego płci męskiej i jeden rodzynek. To Paulina Grzybowska, która dba, by piłkarze zawsze mieli potrzebny sprzęt na treningi i mecze. Często myśli za nich i dwa kroki do przodu.
Szukała drogi
– W Cracovii jestem od 2014 roku. Pracę zaczynałam jako fizjoterapeuta w rezerwach, które prowadził trener Michał Wiącek. Byłam przy piłkarzach przez rundę wiosenną, gdy drużyna awansowała do III ligi. Po zakończeniu sezonu zakończyłam współpracę z drugim zespołem, ale zahaczyłam się do magazynu sportowego przy ulicy Wielickiej. Pracowały tam dwie bardzo miłe panie. Wzięły mnie pod swoje skrzydła i dostałam propozycję, by im pomagać. W 2021 roku piłkarze przenieśli się do Cracovia Training Center w Rącznej, panie odeszły na emeryturę, a ja otrzymałam ofertę przejęcia opieki nad sprzętem pierwszej drużyny, czyli zostania kit managerem – wspomina Paulina Grzybowska.
Oczkiem w jej głowie jest magazyn, gdzie znajduje się wszystko, czego potrzebuje sportowiec: od skarpetek po kurtki zimowe. To, co każdy z nas widzi, i elementy pod spodenki czy koszulki meczowe. Każdy zawodnik w pralni ma swoją półkę, jego rzeczy są podpisane. Tam wszystko się składa do prania, wykłada, zabiera. I tak codziennie, około 300 dni w roku.
Od dziecięcych lat wiedziałam, że chcę pracować przy piłce nożnej. Myślałam o dziennikarstwie, nawet pisałam do lokalnych mediów w powiecie olkuskim, ale to właśnie fizjoterapia na Akademii Wychowania Fizycznego w Krakowie wydawała mi się kierunkiem, który da przepustkę do tej dyscypliny. Miałam myśl, by spróbować sił na boisku, ale tak jak szybko wpadła do głowy, tak szybko z niej wyleciała. Zostawiłam dla siebie inną stronę futbolu – tłumaczy.
Tata kibicuje Widzewowi, ona Cracovii
Pochodzi z Olkusza i tam, na meczach niższych lig, rozpoczęło się jej kibicowskie życie. Pierwszym idolem był ojciec, który grał głównie jako napastnik w lokalnych zespołach. Jest jedynaczką, więc z całą mocą zaszczepił pasję u córki. – Mama to zaakceptowała, nie za bardzo miała inne wyjście (śmiech). Cieszyła się, że mam swoją pasję. Teraz wspiera mnie w tym, co robię, przychodzi na mecze – podkreśla Grzybowska.
– Pierwszy mecz na stadionie zobaczyłam w Norwegii, gdzie pracuje mój tata. Byłam u niego na wakacjach i poszliśmy na stadion Valerengi Oslo. Spodobało mi się, była dobra atmosfera. Jakiś czas później zabrał mnie na stary obiekt Cracovii, gdy grała z Widzewem. Mój tata od dziecka jest kibicem łódzkiego klubu. Mimo to, nie udało mu się zaszczepić we mnie sympatii do Widzewa, bo moje serce mocniej zabiło dla Cracovii. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Byłam pod wrażeniem atmosfery, dla nastolatki to było coś nowego. Jak Cracovia gra z Widzewem to wbijamy sobie szpileczki. Od tego czasu zaczęłam śledzić informacje, sprawdzać wyniki na telegazecie, potem w internecie. Miałam wtedy 15 lat i nieczęsto przyjeżdżałam do Krakowa, ale byłam na bieżąco z kadrą i wynikami – zapewnia.
Wie przed zawodnikami
Jej praca to zdecydowanie nie jest osiem godzin w biurze. – Gdy piłkarze mają zajęcia przed południem, zaczynam o godzinie 6, by zdążyć przygotować sprzęt. Muszę być przed nimi, a po ich treningu zostać, by sprawdzić, czy wszystko wróciło, oraz zapanować nad tym, by kolejnego dnia też wszystko mieli. Spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu, zdecydowanie więcej niż z własnymi rodzinami. Tak naprawdę tworzymy inną rodzinę. Jestem w tygodniu, jestem na spotkaniach domowych i wyjazdowych. Kadrę meczową znam jako jedna z pierwszych – nawet przed zawodnikami, bo trener często nie chce zbyt szybko zdradzać drużynie niektórych spraw w zespole. Na wyjazdy jadę samochodem w dniu meczu, a sprzęt jedzie z zawodnikami autokarem. Drogę powrotną spędzam już z piłkarzami w autokarze – opisuje.
Przed spotkaniem przygotowuje szatnię na przyjazd piłkarzy. Każdy ma strój na swoim miejscu. W czasie meczu siedzi na trybunach, ale w każdej chwili może być potrzebna. W przerwie schodzi do drużyny, bo zawodnicy wymieniają różne części stroju, a nie mają czasu, by ich szukać. – Mają się skupić na tym, co mówi trener, a nie bieganiu po szatni, więc trzeba im to wszystko przygotować – mówi.
Trener spełnił jej marzenie
Obecnie drużyna przebywa na zgrupowaniu w Turcji. Na miejscu ma pralnię, a o sprzęt dbają najmłodsi zawodnicy, którzy pełnią dyżury. – Nigdy nie jeździłam na obozy, chociaż trener Dawid Kroczek jest pierwszym szkoleniowcem, który włączył mnie oficjalnie do sztabu. Pracuję samodzielnie z pierwszym zespołem już cztery lata. Jestem trenerowi niezmiernie wdzięczna, bo pewnie nieświadomie spełnił moje marzenie bycia częścią zespołu, któremu od lat kibicuję. To dla mnie nobilitacja i ogromny zaszczyt. Chociaż pracuję na stanowisku, które nie jest eksponowane, to jest to bardzo miłe. Trener docenił, że dobrze wykonuję swoje obowiązki, jestem osobą godną zaufania. Nie przeszkadzało mu to, że jestem kobietą, a wiem, że są również tacy trenerzy, którzy mają swoje zasady i niechętnie widzą kobiety w szatni, albo ich tam nie wpuszczają – podkreśla Paulina Grzybowska.
Znajomi bardzo często pytają ją o zawodników. Czy X faktycznie jest „gwiazdeczką”, jak odbiera go część kibiców? – W szatni piłkarze są inni. To normalnie ludzie, jak każdy z nas. Nie postrzegam ich przez pryzmat osób publicznych, tylko kolegów z pracy. Na co dzień są naprawdę bardzo w porządku – życzliwi, pomocni. Nigdy żaden trener i zawodnik nie dali mi odczuć, że oni są lepsi czy ważniejsi. Z Michałem Probierzem i Jackiem Zielińskim też dobrze mi się współpracowało. Probierz był bardzo ekspresywny, wszędzie go było pełno, ale nigdy nie poczułam się, że ja jestem gorsza, a on pan trener – mówi.
Jak odnalazła się w szatni pełnej testosteronu, a każdy ma ogromne ambicje? Przyznaje, że słowniku piłkarzy nie ma słowa „wstyd”. – Na początku swojej przygody z pierwszą drużyną, a wcześniej z rezerwami, byłam przez chwilę skrępowana, zestresowana. Zastawiałam się, jak mnie przyjmą, czy zaakceptują. Wyjścia są dwa: albo tak się stanie albo nie. Nie ma nic pomiędzy. Zostałam bardzo dobrze przyjęta i po latach pracy wykonuję to, co mam zaplanowane, i nawet nie myślę o tym, gdzie jestem – przyznaje. W czasie przedsezonowej prezentacji drużyny jeden z byłych zawodników Pasów nazwał ją „stylistką Cracovii”. – Z jednej strony to zabawne, a z drugiej bardzo miłe, że jestem dostrzegana. Myślę, że kobieta łagodzi obyczaje. Pojawiają się też miłe komentarze ze strony kibiców i bardzo mnie to cieszy – mówi Paulina Grzybowska.
Kobieta w męskim świecie
Nikogo nie dziwi już, że kobieta jest prezesem klubu czy rzecznikiem prasowym, ale tak blisko piłkarzy, dzień w dzień, pracuje bardzo mało przedstawicielek płci pięknej. W Śląsku Wrocław kobieta jest kierownikiem magazynu sportowego, zdarzają się, że z zawodnikami pracują fizjoterapeutki. – Fajnie, że dziewczyny coraz śmielej zaglądają w ten typowo męski świat. Szatnia piłkarska jest bardzo specyficznym miejscem. Trzeba mieć do siebie niesamowity dystans, bo mężczyźni nie gryzą się w język. To ma swoje plusy, bo zawsze mówią prawdę. Ale jak się nie ma dystansu, to się zginie. Ja czasem to, co słyszę, jednym uchem wpuszczam, a drugim wypuszczam. Natomiast jest granica dobrego smaku, której nie wolno przekroczyć. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Piłkarze są też bardzo spostrzegawczy. Kiedyś zdziwiłam się, jak Takuto Oshima zwrócił uwagę na moje nowe buty – podkreśla pracownica Cracovii.
– Często zdarzają się sytuacje awaryjne, aczkolwiek jestem już na tyle doświadczona w tym, co robię, że jestem w stanie ugasić pożar w zarodku. Wiem, z czym to się wiąże. Myślę kilka kroków do przodu i nie tylko za siebie. Jesteśmy pod ostrzałem kamer i wszystko widać – przyznaje i po raz kolejny zaznacza, że nie wyobraża sobie pracy poza piłką i poza Cracovią.
Jej znajomi – głównie mężczyźni, z racji tego, czym się zajmuje – są pod wrażeniem. Mówią, że jeździ na mecze i jeszcze jej za to płacą. Musi jednak bardzo napracować się przed spotkaniami. Jest sama, więc każdą chorobę gasi w zarodku. No bo kto wyda Benjaminowi Kallmanowi getry? – Nie traktuję tego w kategorii lubię lub nie lubię. Pielęgniarka i lekarz też muszą swoje zrobić z pacjentem. Ktoś mądry powiedział, że jak praca jest pasją, to nie przepracujesz ani jednego dnia. I to idealnie obrazuje moją sytuację – twierdzi.
Zobaczyć mecz na Santiago Bernabeu!
A co po piłce? Piłka! Paulina Grzybowska jest także prezesem klubu Przemsza Klucze, grającego w klasie okręgowej. – Gdy mam wolny dzień w Cracovii, to jadę do drugiego klubu. Ogólnie to jestem tam gościem, ale mam zaufanych ludzi i wiele spraw mogę im powierzyć. Gdy już odpoczywam, a czas na odetchnięcie jest po zakończeniu sezonu i w przerwie między rundami, nic nie robię. Nie odpoczywam aktywnie, by naładować baterie. Nie sprawdzam telefonu, nie czytam wiadomości – mówi Paulina Grzybowska.
W jej sercu szczególnie miejsce ma nie tylko Cracovia. – Kibicuję Realowi Madryt i marzę, by pojechać do Hiszpanii na mecz rozgrywany na Santiago Bernabeu. W Polsce jest świetna atmosfera na stadionach z 20, 30 czy 40 tysiącami widzów, a tam przychodzi 80 tysięcy. To dopiero musi być niesamowite doświadczenie! – kończy.