„Musiałem łapać stopa. Na stanowisko komentatorskie wpadłem w ostatniej chwili" [Rozmowa]

Kazimierz Węgrzyn przez kilkanaście lat był jednym z najbardziej charakterystycznych ekspertów piłkarskich Canal + Sport. Pracownikiem stacji będzie tylko do końca października, ponieważ nowy dyrektor, Michał Kołodziejczyk, wręczył mu wypowiedzenie. – Byłem zaskoczony, ale nie rozpaczam – odpowiada 53-letni były piłkarz.

Znany z twardej gry jako zawodnik między innymi Wisły i Cracovii Węgrzyn przez 14 lat komentowania spotkań i analiz w studiu wypowiedział wiele słów, które kibice do dziś wspominają z uśmiechem. Jednym z hitów „Kazka” był komentarz o wiaderku witamin, które miał zjeść jeden z zawodników. Czasem jego oceny nie podobały się ocenianym. 

– Jego komentarze są żenujące. Ekspert powinien być trochę obiektywny, a nie tylko nadawać na jedną stronę. Jak ma jakieś problemy czy pretensje, to powinien je wyjaśnić, a nie wyżywać się na niektórych ludziach czy zawodnikach, bo ma przez 90 minut mikrofon – mówił po jednym z meczów Michał Probierz z Cracovii.

Węgrzyn nie jest jedyną osobą, której wypowiedzenie wręczył Michał Kołodziejczyk. Z Canal + Sport żegna się także ekspert Maciej Murawski, a także dziennikarze Paulina Czarnota-Bojarska i Adam Westfal.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Okno transferowe nie tylko w piłce. Odchodzi pan ostatecznie? Kibice się zastanawiają, bo był pan w obsadzie pierwszych kolejek.

Kazimierz Węgrzyn: Nic się nie zmieniło, żegnam się ze stacją z końcem października. Jestem w okresie wypowiedzenia umowy, więc jest szansa, że jeszcze mnie usłyszycie. Na razie przebywam na zwolnieniu lekarskim po operacji łąkotki.

Kontuzja w meczu oldbojów?

Akurat nie. Trenowałem sobie codziennie i przyplątały się problemy ze zdrowiem. Do operacji jestem przyzwyczajony, bo niedawno kroili mi drugą nogę. Miałem dwa zabiegi w ciągu roku.

Na L-4 przeżywa pan odejście ze stacji?

Nie mam takiego podejścia, że żałuję. Takie jest życie. Informacja dyrektora Kołodziejczyka była dla mnie zaskoczeniem, ale nie rozpaczam. Po zakończeniu gry nie miałem zamiaru zostawać przy piłce, zająłem się czym innym.

A jednak został pan ekspertem.

Nie mogę uwierzyć, że minęło 14 lat! Przekonał mnie Tomasz Smokowski, który robił chyba pięć podejść, bym przyszedł na spotkanie w Krakowie. Potem jakoś poszło, poznałem fantastycznych dziennikarzy, uciekały kolejne sezony.

Co pan zrobi z wolnymi weekendami?

Wie pan, jeszcze nie wiem! Trzeba będzie się czymś zająć, to będzie ciekawe doświadczenie. Przez kilkanaście lat rzadko kiedy miałem wolną i sobotę, i niedzielę. Albo byłem na stadionie, albo w studiu w Warszawie. Gdybym policzył przejechane kilometry, wyszłaby godna uwagi liczba.

Co przez te lata było dla pana najtrudniejsze? Stawiam, że krytyka nie, bo ona się pojawiała często i przeważnie ze strony kibiców Cracovii i Wisły. Na zmianę i solidarnie.

Najtrudniejsza była interpretacja zagrania ręką. Futbol to nie piłka ręczna, gdzie jedną bramkę można szybko odrobić. Z oceną, czy sędzia słusznie przyznał rzut karny za rękę, miałem i mam problemy, bo przez lata wykładnia się zmieniała, ale – moim zdaniem – wciąż nie jest jasna.

Ile razy miał pan stan przedzawałowy i myślał, że nie zdąży na stadion lub do studia?

Kilka razy byłem pod ścianą. Pamiętam wyjazd do Białegostoku. Popatrzyłem, że kolejny autobus z Warszawy jedzie za godzinę, więc wróciłem się do hotelu. Jestem ponownie na dworcu i okazuje się, że w weekendy ten kurs jest odwołany. Co zrobiłem? Udałem się na rogatki i łapałem stopa. Udało się, na stanowisko komentatorskie zdążyłem w ostatniej chwili.

Emocje jak w derbach!

Innym razem postanowiłem pojechać z Dworca Centralnego w Warszawie komunikacją miejską. Nagle autobus stanął i długo nie mogłem z niego wysiąść. Był jakiś problem z gazociągiem i staliśmy bardzo długo na ulicy.

News will be here