Kto wygra najbliższe, sobotnie Wielkie Derby Krakowa? Nie wiadomo. Pewne jest za to, że na trybunach nie będzie 35 tysięcy osób, kibice lepszej drużyny nie ruszą w miasto w tryumfalnym pochodzie, a trenerzy i działacze będą stronić od pocałunków. Tak było 60 lat temu.
Chcieliśmy przypomnieć, co działo się na stadionie przy Reymonta pół wieku temu, ale okazało się, że w 1971 roku nie było ligowych derbów i meczu w innych rozgrywkach. Wisła była w I lidze, a Cracovia spadała z II do III. Cofamy się więc jeszcze o dekadę, do roku 1961. Nie żałujemy. Grano systemem wiosna-jesień, Wisła w obu meczach o prym w Krakowie zwyciężyła 1:0. Klluby utrzymały się w elicie (Wisła zajęła czwarte miejsce, Cracovia jedenaste), ale już w kolejnym sezonie Pasy musiały przełknąć gorycz po spadku.
Przed pierwszym derbowym spotkaniem przed 60 laty, rozegranym 11 czerwca na boisku Wisły, drużyny sąsiadowały w tabeli i w ich szeregach nie było przesadnego optymizmu. Wiślacy pod koniec maja ograli Legię, ale panowało przekonanie, że czerwiec nie jest miesiącem, który im szczególnie służy. Cracovia przystępowała do spotkania po trzech meczach bez zwycięstwa i dwóch z rzędu porażkach. Przeciwko Polonii Bytom nie popisał się pierwszy bramkarz Leopold Michno, który źle wykopał piłkę i sprezentował gościom ze Śląska drugiego gola. Na początku sezonu między słupkami stawał także Mieczysław Sztuka, ale były to epizody.
Obrony Stroniarza
W derbach w bramce Pasów zadebiutował więc Henryk Stroniarz, wcześniej zawodnik między innymi Garbarni. Ówczesna prasa wskazała go jako wybijającego się w jedenastce Cracovii, podczas gdy najbardziej zawodził atak. Po spadku Cracovii Stroniarz – uznawany za jednego z czołowych polskich bramkarzy – na długie lata (1964-1971) znalazł angaż w Wiśle i przyczynił się do zdobycia Pucharu Polski i wicemistrzostwa. Kluby z okolicy Błoń przeplatały się także w jego późniejszej karierze trenerskiej.
Wróćmy jednak do wydarzeń z 11 czerwca, gdy 25-letni bramkarz 'był bezsprzecznie najlepszym zawodnikiem w Cracovii, fantastycznie [bronił] w kilku groźnych sytuacjach” – chwaliło Stroniarza Echo Krakowa. Stronarz, który po odejściu z Garbarni miał kilka miesięcy przerwy, zatrzymał między innymi uderzenie Władysława Kawuli z rzutu wolnego, ale raz skapitulował. W 64. minucie trybuny uradował Andrzej Sykta. Napastnik w pełnym biegu skierował piłkę w róg bramki.
„ [Stroniarz] wyprysnął do piłki jak z katapulty, dostał ją nawet, ale ta wygięła mu palce i ugrzęzła w rogu bramki” – relacjonowało „Echo”.
Pod koniec meczu Sykta miał jeszcze jedną okazję, której nie wykorzystał. Przelobował bramkarza, ale piłka odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole.
Cracovia najlepszą okazję zmarnowała na początku meczu, kiedy Edward Pietrasiński uderzył obok słupka. Goście często grali górą, co ułatwiało pracę rosłym obrońcom gospodarzy. Wisła była chwalona za nowoczesny futbol.
„Jedynie Hausner i Frasek łatali jakoś dziury w ofensywie, przypominającej tylko z nazwy tę formację. Reszta była prawie niewidoczna, a na tle dobrze zgranego i szybkiego ataku wiślaków przypominał drużynę... III-ligową” – recenzował „Dziennik Polski”.
Zmarnowany talent Kmiecika
Asystę przy jedynym golu zaliczył Władysław Kmiecik. Według trenera Mieczysława Gracza był najlepszym graczem ataku. Potwierdzał to sprawozdawca „Gazety Krakowskiej”, piszący o doskonałej postawie mistrza Polski juniorów z 1958 roku.
Kmiecik grał w Wiśle od 13 roku życia. Pochodził z Prokocimia, gdzie do rozrywek młodzieży należały kąpiele na Bagrach i kopanie szmacianej piłki. Zapowiadał się na rasowego napastnika, ale pierwszym zespole zdobył tylko siedem bramek. Próbował pogodzić grę w piłkę z rozrywkowym stylem życie i to mu się nie udało. Opuszczał treningi i jego pozycja słabła, pozwoli tracił miejsce w drużynie. Po odejściu róbował sił w mniejszych klubach, jednak nie udało mu się zmienić podejścia do alkoholu. Po zakończeniu kariery pracował jako drukarz – zawodu wyuczył się w czasach gry dla Białej Gwiazdy.
Do dziś nazwisko Kmiecik jest cenione przy Reymonta na równi z Henrykiem Reymanem. To wszystko za sprawą Kazimierza Kmiecika, najlepszego strzelca w historii klubu, wciąż członka sztabu pierwszego zespołu.
Syreny zagłuszające oklaski i „kwiatki”
Po pierwszych derbach w sezonie 1961, na stadionie wypełnionym 35 tysiącami kibiców, na trybunach zawyły syreny, które zagłuszały oklaski dla wygranych.
„Schodzący do szatni wiślacy byli „rozrywani” przez zwolenników, podczas gdy zawodnicy Cracovii ze spuszczonymi nisko głowami opuszczali samotnie murawę boiska” – pisało Echo Krakowa.
Radość udzieliła się także działaczom. Łzy pociekły po policzkach dyrektora Józefa Kossobudzkiego, który po meczu uścisnął z dłoń i ucałował się z trenerem rywali Michałem Matyasem. Tym samym, który pracę w Wiśle miał już za sobą i przed sobą. „Echo” pisało, że takich „kwiatków” było tego popołudnia znacznie więcej.
W miasto ze śpiewem na ustach
Kibice obu drużyn mieli zachowywać się wzorcowo. By mogli dotrzeć na stadion, uruchomiono dodatkową linię tramwajową nr 32 do Cichego Kącika i wzmocniono pozostałe. Po ostatnim gwizdku „Cracoviacy” smucili się w „głębi serca”. Zadowoleni fani Wisły ruszyli w miasto, w głośnych mniejszych i większych grupach dotarli pod pod Pałach Pracy (na ulica Wielopole) „z dumnie rozwianymi czerwonymi flagami z „białą gwiazdą”. Hymn wiślacki „Jak długo na Wawelu...” rozbrzmiewał po całym Krakowie do późnych godzin wieczornych, a sensacyjne meldunki i z innych krajowych boisk przyjmowane były z wyjątkowo stoickim spokojem”.
Na rywalizację o prym pod Wawelem przygotowano programy meczowe w cenie 1 zł. W przerwie losowano nagrody, wśród których były książki i znaczki TS Wisła oraz piłka z dedykacjami kapitanów obu drużyn.