– To była odpowiedź na wszystkie pytania, które za moment zadaliby dziennikarze – mówi trener Wisły Kraków Radosław Sobolewski w pierwszym wywiadzie po nieudanej walce jego drużyny o powrót do ekstraklasy. Nie zapominamy o przeszłości, ale pytamy też o teraźniejszość i plany na kolejny sezon.
Michał Knura, LoveKraków.pl: Długo dochodził pan do siebie po przegranym barażu z Puszczą Niepołomice? Po meczu było dużo emocji, wygłoszone krótkie oświadczenie i ucieczka przed pytaniami mediów.
Radosław Sobolewski: Zareagowałem tak jak powinienem. W dwóch-trzech zdaniach umieściłem wszystko, co powinienem był powiedzieć. Było mi przykro, że nie udało się awansować i te przeprosiny wybrzmiały w mojej wypowiedzi. To była odpowiedź na wszystkie pytania, które za moment zadaliby dziennikarze.
„Przegryzł” już pan to niepowodzenie?
Tak, to już za mną. Miałem kilka nieprzespanych nocy. Analizowałem wszystko, co przeżyliśmy przez ostatnie bardzo intensywne pół roku. Te miesiące minęły bardzo szybko. W czasie jednego ze spotkań ze współpracownikami pod koniec rundy powiedzieliśmy sobie, że przed chwilą byliśmy na zgrupowaniu w Turcji, a przed nami już ostatnia prosta. Cały klub poświęcił niesamowicie dużo pracy, by wywalczyć awans. To się nie udało, ale nie możemy sobie zabrać tego, że położyliśmy fundament. Z wielką pasją chcemy na nim dalej budować.
„Fundament” popękał w większości meczów z czołówką, w barażu z Puszczą. Widzi pan jedną przyczynę niepowodzeń, czy każde z tych spotkań to materiał na inną historię?
Każdy był inny. Proszę wziąć pod uwagę, w jakim składzie zaczynaliśmy rundę wiosenną, a w jakim kończyliśmy. To wynikało z obciążeń w czasie bardzo intensywnego półrocza: kontuzji, kartek, wszystkich elementów, które składają się na całość.
Pojawiły się głosy, choćby Marka Motyki, że nie trafił pan ze składem na baraż. Popełnił pan błąd przy wyborze?
Absolutnie się nie zgodzę. Zawsze wybieram zawodników, którzy są w najlepszej formie sportowej i tego się trzymałem w najważniejszych meczach. Nie wiem, na jakiej podstawie są opierane te opinie. Można rzucić hasło „nieoptymalny skład”, ale czy widzieli zawodników w tygodniu? Wiedzieli z jakimi zmagają się problemami zdrowotnymi? Nie mam wpływu na to, że są takie głosy.
Uznali, że skoro Bartosz Jaroch i James Igbekeme wyszli na drugą połowę, to równie dobrze mogli zacząć od początku. Alex Mula pojawił się na boisku po godzinie gry.
Nie mogli zagrać w wyjściowym składzie ze względów zdrowotnych.
Po przerwie, przegrywając 0:2, rzuciliście wszystko na jedną szalę.
Wcześniej byłem krytykowany, że Alex Mula zagrał z Bruk-Betem od pierwszej minuty i musiał zejść, a mogłem go wprowadzić później. Na obronę wszystkich decyzji mam argumenty.
Przyczyn niepowodzeń szuka się też u trenerów. Niektórzy dziennikarze uważają, że pana szczególne związki z Wisłą – bo nie było to i nie jest zwykłe miejsce pracy – mogły niekorzystnie wpływać na postawę zawodników w meczach o wysoką stawkę. Zawsze żyje pan przy linii bocznej, ale według niektórych osób brakowało panu spokoju.
Osoby, które mają taką opinię, musiał być tylko na tym meczu. To są emocje, ale ja preferuję właśnie taką współprace. To wynika z mojego charakteru i inaczej bym nie mógł, a do tego taki styl pracy mi pasuje. Zachowuję się tak od początku pracy trenerskiej. W pierwszym meczu z Resovią i ostatnim z Puszczą zachowywałem się dokładnie tak samo. Jakie byłyby opinie, gdybym nagle stanął? Że jest ważny mecz i zmienił zachowanie.
Dlaczego zdecydował się pan przyjąć propozycję nowej umowy?
Mój kontrakt był tak skonstruowany, że tylko awans oznaczał jego przedłużenie. Dość intensywne rozmowy przez kilka dni po ostatnim meczu utwierdziły mnie w przekonaniu, że mimo braku awansu, została wykonana dobra praca. Być może dlatego prezes zaproponował, by ją kontynuować. Rozmawiałem ze sztabem, niektórymi zawodnikami, wieloma kibicami, którzy doradzali, by kontynuować rozpoczęty projekt. Coś po tym pół roku zostało i po wyciągnięciu wniosków z popełnionych błędów można dalej budować, śmiało iść do przodu.
Usłyszał pan, że jedynym celem jest awans i klub zapewni środki, by wzmocniona drużyna mogła o niego realnie powalczyć?
Celem jest awans. Bardzo ważne było dla mnie pozostanie w klubie Kiko Ramireza [dyrektora sportowego – przyp. red.], którego praca przyniosła dobre rezultaty. Zaproponował bardzo fajnych piłkarzy, których ja zaakceptowałem. Prawie wszyscy stanowili o sile drużyny w drugiej części sezonu. Ważne, że prawie wszyscy doszli przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego. Oceny naszych ruchów były dość sceptyczne, pojawiały się głosy, że niektórzy nie grali przez pół roku. Po okresie przygotowawczym ze mną wyglądali bardzo dobrze.
Zostaje z wami David Junca. W formie to bardzo dobry piłkarz na I ligę. Trochę brakowało go w końcówce, gdy po kontuzji nie prezentował najlepszej dyspozycji.
Ogromnie się cieszę, że będzie z nami, bo pokazał jakość piłkarską, ale jest także ważną osobowością w szatni. Dobrze funkcjonuje w szatni, jest niesamowicie pozytywną postacią. To bardzo dobra wiadomość dla mnie jako trenera i kibiców, że udało się takiego zawodnika zatrzymać.
Co stanęło na przeszkodzie w przedłużeniu umowy z Aleksem Mulą? Razem z Junką dobrze rozumieli się na lewej stronie.
Chciałem sprostować pojawiające się informacje, że powodem były jego problemy zdrowotne. Alex po prostu wybrał lepszą dla siebie ofertę. Tak działa ten biznes, że czasem ktoś decyduje się na korzystniejszy dla siebie ruch. To jedna z pozycji, którą będziemy musieli wzmocnić.
Trochę mu pomogliście. Wisła była dla niego oknem wystawowym.
To jest sygnał dla piłkarzy, z którymi rozmawiamy, że u nas można się wypromować i pójść jeszcze wyżej.
Co takiego ma w sobie nowy zawodnik Jesus Alfaro, wasz pierwszy nabytek?
Będę mógł z niego skorzystać na skrzydle, ale też na na pozycji numer dziesięć. To bardzo uniwersalny zawodnik o dużym potencjale, nad którego sprowadzeniem zastanawialiśmy się wcześniej. Mogę go teraz zachwalać, ale musi to udowodnić na boisku.
Wiedzieliśmy o brakach Wisły po rundzie jesiennej: lewy obrońca, skrzydłowi. Które pozycje teraz szczególnie chce pan wzmocnić?
Letnie okienko jest krótsze, dużo dzieje się z dnia na dzień. Przede wszystkim chciałbym, by zostali najlepsi, ale zostali wzmocnieni kilkoma ogniwami. Nie chcę mówić o pozycjach, ale zależy nam, by drużyna była silniejsza niż wiosną. Chcemy się rozwijać.
W większości meczów kluczowym graczem Wisły był Luis Fernandez. Wrócił do klubu na przygotowania, ale jego umowa wygasa za kilka dni.
Na chwilę obecną mogę powiedzieć, że rozmowy trwają.
Na ostatniej prostej sezonu Hiszpan już tak nie błyszczał. Zabrakło go trochę w najważniejszych meczach?
Luis odegrał w ostatnim półroczu niesamowitą rolę i był jedną z najjaśniejszych postaci. Dzięki niemu mogliśmy gonić czołówkę i tak go oceniam.
Igor Sapała powiedział mi, że kolejny sezon może być łatwiejszy, bo w stawce jest więcej klubów, które chcą grać w piłkę i Wiśle może to odpowiadać.
Czy po zmianach I liga będzie trudniejsza lub łatwiejsza, przekonamy się po zmianach, które latem zajdą w klubach. Wiemy, z jakimi problemami mierzyła się Wisła po spadku. U nas zimowe okienko wiele spraw poukładało, jesteśmy mądrzejsi o ten sezon.
Czy Sapała uporał się już z kontuzją, która uniemożliwiła mu występ przeciwko Puszczy?
Tak, rozmawiałem z nim i wszystko jest w porządku. Bardzo mi zależy, by trenował regularnie, bo tego mu ostatnio bardzo brakowało. Muszę go odpowiednio poprowadzić, bo jak tylko dobrze przygotuje się do gry, to będziemy mieli z niego dużo pociechy. Ma zadatki na bycie czołową postacią zespołu.
Mijają dwa lata od powrotu Alana Urygi. To w dużej mierze dla niego smutny czas kontuzji i powrotu do zdrowia. Jaka jest dziś jego sytuacja?
Niesamowicie mu współczuję. Prowadziłem go w Wiśle Płock i tam nie miał ćwierć kontuzji. Raz musiałem go zmienić, bo zderzył się głową, ale to był uraz mechaniczny. Tutaj pech go nie opuszcza i mam nadzieję, że będzie miał odrobinę szczęścia i dopisze zdrowie. Na pewno będzie potrzebował czasu na odbudowanie się, ale zrobię wszystko, by wrócił do formy.
Czy Jakub Błaszczykowski będzie chciał wam pomóc na boisku? Wiadomo, że kariera reprezentacyjna już za nim, ale jeśli chodzi o jego zawodniczą przyszłość w klubie, to tutaj niewiele wiemy.
Na razie dostał kilka dni wolnego, ponieważ musiał dłużej trenować przed pożegnaniem w meczu z Niemcami. Musi chwilę odsapnąć i do niego należy decyzja o przyszłości.
Czy na starcie wszyscy mają czystą kartę? Wiosną niektórzy nie spełnili oczekiwań, mówił pan na przykład, że mają problem z rywalizacją.
Jestem człowiekiem, który uważa, że nie ma czystej karty. To krzywdzi osoby, które dobrze działają przez całe życie. Nie można powiedzieć, że wszystko, co dotąd dobrego zrobiłeś, przestaje mieć znaczenie. To będzie kontynuacja pracy, ale każdy ma szansę. Przed nikim nie zamykam drzwi, jeżeli będzie prezentował odpowiednią formę.