Filip Baniowski w dniu 18. urodzin zadebiutował w I lidze. Wszedł na boisko w drugiej połowie przegranego przez Wisłę Kraków 0:1 spotkania ze Zniczem Pruszków.
Skrzydłowy zastąpił Kacpra Dudę kwadrans przed końcem podstawowego czasu gry. – Cieszę się z takiego obrotu spraw, tym bardziej w urodziny. Można powiedzieć, że sprawiłem sobie prezent i bardzo się cieszę z debiutu. Szkoda, że nie wygraliśmy, ale na pewno był to dla mnie fajny dzień – powiedział Filip Baniowski po sobotnim spotkaniu I ligi.
Pytany, czy wchodząc na murawę miał miękkie nogi, odpowiedział, że spodziewał się, że będzie gorzej. Udało mu się jednak całkowicie odciąć i grać to, co potrafi. Nie udało mu się jednak odmienić losów rywalizacji. – Pierwszej połowy nie możemy zaliczyć do udanych, ale w drugiej trochę się zrehabilitowaliśmy i gra wyglądała zdecydowanie lepiej – ocenił pierwszy występ o stawkę w 2025 roku.
Filip Baniowski musi jeszcze dużo pracować
– Filip ma dobre pierwsze kroki, szybkie, jest dobry w pojedynkach. Nie było łatwo dla niego wejść w spotkaniu, kiedy trzeba było gonić wynik. Starał się, próbował, ale przed nim jeszcze długa droga, aby stał się piłkarzem stanowiącym o sile zespołu. Wierzymy w niego, na pewno ma duży potencjał – powiedział trener Mariusz Jop.
Zawodnik nie kryje, że wejście w spotkaniu o stawkę potraktował jak nagrodę za dobrze przepracowaną zimę, w tym obóz przygotowawczy w Turcji. Cieszy się, że przed wylotem przedłużył kontrakt. – Miałem to jednak z tyłu głowy, najczęściej o tym myślałem, więc dobrze, że udało się to zrobić przed i miałem wyciszoną głową na obozie – podkreśla.
Baniowski jest góralem z krwi i kości. Urodził się w Zakopanem, przez pięć lat występował w Wiśle Czarny Dunajec, z której w 2020 roku przeniósł się do akademii Białej Gwiazdy. W pierwszym zespole blisko trzyma się z rok starszym Maciejem Kuziemką. Po debiucie czuje się jego pełnoprawnym członkiem, ale w sobotę nie świętował hucznie 18. urodzin.