– Tworzyliśmy bardzo zgraną ekipę, do dziś mam kontakt z niektórymi zawodnikami. Cieszy mnie, że w Cracovii dobrze mnie wspominają. Ja też cały czas śledzę wyniki, w słowackiej telewizji można już oglądać ekstraklasę – mówi Erik Jendriszek, który grał w Pasach w latach 2015-2017.
Kiedy występowałeś w Cracovii, piłkarze nie mogli jeszcze liczyć na takie centrum treningowe. Jak go oceniasz?
Bardzo mi się podoba, oby wszystkie drużyny miały takie ośrodki. Wtedy inaczej się gra, trenuje. Gdy byłem w klubie, już dużo się o tym mówiło. Mieliśmy bazę na Wielickiej, nie było dużych problemów, i daliśmy radę. Tutaj jest więcej możliwości i Cracovia idzie w dobrym kierunku.
Przed sparingiem dostałeś od Jacka Zielińskiego, z którym pracowałeś w czasie gry pod Wawelem, koszulkę Cracovii.
Nie spodziewałem się. Cieszy mnie, że w Cracovii, dla której zostawiłem trochę zdrowia na boisku, dobrze mnie wspominają. Trener wręczył mi koszulkę z numerem 91, bo właśnie tyle spotkań rozegrałem dla Pasów. Znajdę dla niej godne miejsce w domu i będę wspominał ten czas. Z trenerem cały czas byliśmy w kontakcie, ale rozmawialiśmy głównie o piłce.
Widać, że Pasy wciąż są dla ciebie ważne.
Jestem w kontakcie z Michalem Siplakiem i Marcinem Budzińskim, rozmawiałem z Pawłem Jaroszyńskim, gdy wracał z Włoch. Kiedyś też tworzyliśmy bardzo zgraną ekipę, do dziś rozmawiam z Piotrem Polczakiem, Krzysztofem Pilarzem, Bartoszem Rymaniakiem. Cały czas śledzę wyniki Cracovii, śledzę też mecze w telewizji, ponieważ na Słowacji można już oglądać ekstraklasę.
W 91 oficjalnych występach dla krakowskiego klubu strzeliłeś 19 goli i miałeś pięć asyst. Wybitny w twoim wykonaniu był sezon sezon 2015/2016, który zakończyłeś z 13 bramkami.
To był fajny czas. Mieliśmy krótką przygodę w europejskich pucharach, pokonaliśmy Wisłę. Szkoda, że ostatni sezon był już gorszy. Częściej grałem na skrzydle, do tego doszły problemy w domu. Prawie codziennie jeździłem na Słowację wspierać żonę, wiedział o tym tylko trener. Tak czasami jest w życiu rodzinnym, przychodzą trudne okresy.
W Tatranie Liptowski Mikulasz grasz od kilku miesięcy. Dlaczego odszedłeś z Trenczyna?
Miałem jeszcze roczny kontrakt. W pierwszym meczu w 2021 roku odniosłem kontuzję. Rywal spadł mi na kolano i naderwałem więzadła. Nie grałem połowę sezonu i pomyślałem, że po takiej kontuzji może lepiej będzie występować na naturalnej murawie, a Trenczyn ma sztuczną. Tatran jest małym klubem, mocno rywalizującym z Trenczynem. Dla mnie to też dobre rozwiązanie, ponieważ mam tylko 20 minut do domu.
Po rundzie jesiennej zajmujecie ostatnie miejsce w tabeli. Wygraliście jeden mecz, sześć zremisowaliście.
Część z tych spotkań mogliśmy wygrać, pogubiliśmy punkty. Choćby w przedostatnim spotkaniu z Trenczynem, gdy strzeliłem gola, w 90. minucie nie wykorzystaliśmy rzutu karnego. Teraz przyszedł nowy trener, próbujemy grać inaczej. Wierzę, że powalczymy o utrzymanie.
W październiku skończyłeś 36 lat. Masz już z tyłu głowy myśl o rozbracie z piłką?
Zobaczymy, jak się ułoży sytuacja, czy się utrzymamy, jak będą wyglądały sprawy rodzinne. Nie narzekam na zdrowie, nie mam problemów z bieganiem. Chciałbym jeszcze pograć, ale może być i tak, że to będzie mój ostatni sezon.